tag:blogger.com,1999:blog-86615722487114751622024-03-13T17:56:27.192-07:00Until death do us part...Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.comBlogger28125tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-67913977971892970202013-09-03T11:46:00.000-07:002013-09-03T11:46:05.995-07:00Rozdział 23<div style="text-align: center;">
<b>"KAŻDY MA SWOJĄ DEFINICJĘ POMOCY"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Nathan</b></div>
<div style="text-align: left;">
Myśl, że ktoś majstrował coś przy moim redakcyjnym komputerze nie dawała mi zasnąć. I jeszcze ten czerwony napis 'To ty porwałeś Jess'. Tamta noc zaliczała się do tych nieprzespanych z powodu przemyśleń. Zresztą nie pierwsza i nie ostatnia.<b> </b>Patrzyłem tępo w sufit, aż w końcu zadzwonił budzik. Powoli zwlekłem się z łóżka, to nie było takie łatwe, jak mogło by się wydawać. Przeczesałem ręką włosy i zmierzałem w stronę kuchni.</div>
<div style="text-align: left;">
- Przydało by się coś zjeść. - mruknąłem pod nosem sam do siebie, stojąc przed otwartą lodówką, która już niedługo zacznie świecić pustkami.</div>
<div style="text-align: left;">
Wyjąłem z niej masło, ser żółty i sałatę. Wyjąłem jakieś pieczywo z chlebaka i rozpocząłem przygotowywanie kanapek. Nagle usłyszałem dźwięk pukania do drzwi. Tak, wystraszyłem się i ukułem w palec, właściwie to się zaciąłem. W duchu jęknąłem z bólu. Ale przecież nie jestem babą, nie będę się mazał. Nie taki ból się znosiło i jeszcze większy na pewno w życiu będę musiał znieść, więc to na dobrą sprawę jest nic. Szybko wytarłem krew lecącą z rany w jakąś chusteczkę i poszedłem otworzyć. Zdziwiłem się, bo nie było jeszcze siódmej, a tu już goście. Pewnie listonosz, pomyślałem. Bo przecież kto inny mógłby mnie odwiedzać o tej porze?</div>
<div style="text-align: left;">
Energicznym ruchem ręki otworzyłem drzwi. Kogo ujrzałem? Jess! Jej się tu w ogóle nie spodziewałem. Serce mi zabiło mocno. Była blada, wyglądała na słabą, słaniała się na nogach. Wyglądała, jakby za chwilę miała się przewrócić. Podszedłem do niej i mocno ją objąłem. Wtedy dojrzałem, że z kącika jej ust cieknie mała strużka krwi. Przeraziłem się. Co jej się stało?<br />
- Martwiłem się. </div>
<div style="text-align: left;">
- Przepraszam. - powiedziała.</div>
<div style="text-align: left;">
Widać było, że nawet wypowiedzenie tego jednego słowa sprawiało jej trudność. Póki co nie pytając o nic pomogłem jej przejść do salonu, albo mojego pokoju. Po chwili wziąłem ją na ręce i delikatnie położyłem na kanapie. Miała rozdartą koszulkę. Bałem się coraz bardziej. Poszedłem do kuchni, by przynieść jej szklankę wody, gdy wróciłem już spała. Usiadłem obok niej, podniosłem jej głowę i położyłem na moich kolanach, zawsze tak robiłem, gdy spała. Ona z kolei twierdziła, że wtedy czuje się najbardziej bezpieczna. A teraz niewątpliwie to bezpieczeństwo było jej bardzo potrzebne. Nie wiedziałem, co się jej stało, ale wiedziałem jedno - ten, który doprowadził ją do takiego stanu już niedługo skończy w szpitalu! Właśnie zadarł z Nathanem Sykesem, dla którego rodzina jest bardzo ważna i jest świętością! A zwłaszcza Jess. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Choć wiem, że poniekąd sam się do tego przyczyniłem. Zachciało mi się brania ze sobą na imprezę tej małolaty. Na dodatek spora ilość alkoholu uderzyła mi do głowy i pozwoliłem jej iść z jakimś nieznajomym. Rany, jaki ja jestem nieodpowiedzialny... Powinienem dać za to sobie sam po ryju, bo wyjątkowo mi się należy. Mam nadzieję, że moja siostrzyczka pamięta, co się stało i że o wszystkim mi opowie. Resztą już ja się zajmę.<br />
Siedziałem tępo patrząc przed siebie. Czekałem, aż Jess się obudzi. Podniosłem dłoń i popatrzyłem na moje skaleczenie. Rany prawie już nie było widać. Dłoń odruchowo zacisnęła się pięść. Chciałem w coś uderzyć, coś zniszczyć. Mimo, że nie wiedziałem na dobrą sprawę jeszcze, co się stało. Po upływie chwili Jess się obudziła, wstała. Początkowo nic nie mówiła. Wstała i poszła do kuchni. Tam nalała sobie pół szklanki wody i wróciła z nią na kanapę. Popatrzyła na mnie tak, jakby za chwilę miała się rozpłakać i rzeczywiście chyba tak było, bo jej oczy się zaszkliły. Po policzku spłynęła jej pierwsza łza.<br />
- Przepraszam. - łkała.<br />
Wytarłem jej łzy i podałem opakowanie chusteczek higienicznych. Starałem się uśmiechnąć, jakby to miało pomóc. Nie pomogło. Płakała jeszcze bardziej. Włączyłem radio, muzyka zawsze ją uspokajała. Tym razem było tak samo.<br />
- Pamiętasz swojego redakcyjnego kolegę? - zaczęła, gdy już trochę się uspokoiła.<br />
W myślach przewijałem wszystkich znajomych z pracy.<br />
- Victor. - urwała moje przemyślenia.<br />
W odpowiedzi na jej wcześniejsze pytanie pokiwałem głową.<br />
- Co z nim?<br />
- To przez niego.<br />
- Ale co?<br />
Spojrzała na mnie zawstydzona. Wyglądała tak, jakby chciała mi powiedzieć o czymś wstydliwym.<br />
- Pamiętasz tamtą imprezę? Ja wtedy chciałam wyjść z jakimś chłopakiem. Ale nie przedstawiłam ci tego, z którym naprawdę chciałam wyjść. Poprosiłam pierwszego lepszego chłopaka, żeby udał, że ze mną idzie. Wiedziałam, że jesteś wstawiony i nie będziesz o nic pytał.<br />
Patrzyłem na nią zdziwiony. Łatwo dałem się omotać. Słuchałem dalej, by dowiedzieć się, jak bardzo byłem naiwny.<br />
- Nie poszłam wtedy z tym chłopakiem. Poszłam właśnie z tym Victorem.<br />
- Skąd go znasz? - pytałem, jak na jakimś przesłuchaniu.<br />
Spuściła wzrok, a na jej policzki wkradł się rumieniec.<br />
- Zakochałam się w nim. Tak! Byłam na tyle naiwna, by zakochać się w chłopaku starszym ode mnie o sześć lat.<br />
- Teraz powiesz, że wiek to tylko liczba, a serce nie sługa. - wtrąciłem - Mów dalej i do sedna.<br />
- Mówił, że mu się spodobałam i takie pierdoły. A ja byłam zbyt w niego zapatrzona, żeby pomyśleć, że może chcieć mnie wykorzystać. Tak, myślałam, że on mnie naprawdę pokocha, tak bezinteresownie, tak po prostu, tak jak na filmach.<br />
- To oglądasz dziwne filmy, chyba jedynie komedie romantyczne. Bo w innych filmach faceci zawsze wykorzystują właśnie takie naiwne dziewczyny, jak ty. I takie filmy powstają po to, żeby przestrzec przed takimi sytuacjami, a nie je powielać.<br />
Mówiąc to, czułem się jak jej ojciec. Którego na dodatek nigdy nie miała. Jednak nie krzyczałem, byłem spokojny. Tym bardziej, że wiedziałem, że ona zrozumiała swój błąd. Zasada ograniczonego zaufania, zawsze, wszędzie i do każdego.<br />
- I on powiedział, że ma dla mnie niespodziankę, ale muszę coś dla niego zrobić. - przerwała.<br />
Znów do jej oczu napłynęły łzy. Złapała mnie za rękę i mocno ją ścisnęła.<br />
- Poprosił, żebym się z nim przespała. Oczywiście powiedział to takim tonem, że każda dziewczyna mająca choć odrobinę gustu, co do mężczyzn by mu nie odmówiła. Ze mną było tak samo. Nie będę opowiadać szczegółów, bo wiem, że raczej cię to nie obchodzi.<br />
Potaknąłem.<br />
- Spędziłam u niego noc. Rano strasznie bolała mnie głowa, dał mi jakieś proszki, prawdopodobnie narkotyk. Czułam się wtedy dziwnie, nie wiem, co się działo.<br />
- Cały czas byłaś u niego? Bo nie było cię spory okres czasu.<br />
Ta dotychczasowa jej opowieść nie układała mi się na razie w nic sensownego. <br />
- Poprosił mnie drugiego dnia o pomoc. Tak, zgodziłam się mu pomóc. Kochałam go. Myślisz naiwna dziewczynka, wierzy we wszystko, co jej się powie. Może i taka jestem. Nie może, na pewno. Poprosił, żebym została u niego.<br />
- Po co? - zdziwiłem się, to nie miało sensu.<br />
- On mieszka w innym mieście, ty coś wynajmuje, pojechaliśmy nawet nie wiem, dokąd. Obiecywał, że będzie cudownie. I było.<br />
- Aż tu nagle...?<br />
- Usłyszałam ich rozmowę. Znaczy nie wiem, z kim rozmawiał. Mówił, że wszystko idzie jak należy. Upozorował moje porwanie, by mieć sensację! Artykuł o mnie poszedł właśnie do druku! Chciał ośmieszyć ciebie, a siebie wywyższyć! Chciał sensacji! I ją dostał. Opisał, jak łatwowierne są nastolatki, a przy okazji upokorzył ciebie!<br />
Coś się we mnie zagotowało!<br />
- Nigdy gnoja nie lubiłem, ale teraz przegiął.<br />
Biegłem już do drzwi, ale Jess starała się mnie uspokoić.<br />
- Dziwna ta jego definicja pomocy. Ale on za to zapłaci. - mówiłem.<br />
- Co masz na myśli? - pytała.<br />
Jess na chwile mnie puściła, a ja wykorzystałem ten moment i wybiegłem z domu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</b></div>
<div style="text-align: left;">
Długo wyczekiwany rozdział o Sykesach :) I jak wrażenia?</div>
<div style="text-align: left;">
Przepraszam, że znowu nie komentuję Waszych blogów, ale nie mam na to czasu. Technikum ekonomiczne mnie pochłonie. Nie daję rady, mimo że dziś był pierwszy dzień. Praktycznie mam cały czas do 15tej. Pocieszający jest fakt, że mam w klasie 23 chłopaków i powiem, że jest na kim oko zawiesić :) Więc może nie będzie aż tak tragicznie :)</div>
<div style="text-align: left;">
Postaram się nadrobić te zaległości :)</div>
<div style="text-align: left;">
Rozdziały powinny pojawiać się chociaż raz w miesiącu.</div>
<div style="text-align: left;">
Jeśli zależy Wam na komach, to przypominajcie mi się na Twitterze :)</div>
A ja póki co mówię Wam "do następnego" ♥</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-84063167478667892942013-08-22T10:19:00.000-07:002013-08-22T10:24:04.275-07:00Rozdział 22<div style="text-align: center;">
<b>"NIEZNAJOMA"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Max</b></div>
<div style="text-align: left;">
Nawet nie wiedziałem, dokąd idę, po prostu szedłem. Nogi same obierały kierunek. Nieważne dokąd, ważne, by iść. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać po jutrzejszej rozmowie, ale bałem się jej. Nie wiedziałem, co Isabel chce mi powiedzieć, nie umiem się nawet domyślić, ale wiem, że na pewno ta wiadomość mnie nie ucieszy. Wylądowałem na jakimś rozdrożu. Szczerze? Byłem tu chyba po raz pierwszy. Czy to ja tak słabo jednak znam Dublin czy po prostu słabo dziś kontaktuje? Jakoś ta druga opcja wydaje mi się bardziej prawdopodobna. Była we mnie złość. Nie umiałem się opanować mimo, że nie wiedziałem przecież jeszcze, o co chodzi Isabel. Ta dziewczyna wywoływała we mnie zbyt mocne uczucia. Nawet jej imienia nie wypowiedziałbym teraz bez jakiejkolwiek emocji. Tak, bo są tycy ludzie, o których nie można mówić bez emocji. W moim wypadku jest to właśnie Is. To dziwne, bo patrząc na to z dystansem, ja jej nawet nie znam, a jest dla mnie cholernie ważna. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Dlaczego tak bardzo zaangażowałem się akurat w tę znajomość? Nie wiem nawetj, jaka ona jest, znam ją krótko, a mimo to podczas rozmów z nią jakoś tego nie odczuwałem. Tak, zachowuje się jak jakiś nastolatek, którym już dawno niestety nie jestem, albo raczej nastolatka, no nastolatką akurat nie byłem nigdy. Szkoda, bo to by mogło być ciekawe. Nagle coś poraziło mnie po oczach, to nie było przyjemne. Samoistnie oczy zaczęły mi łzawić. Co mnie tak poraziło? Samochód, który by mnie przejechał, bo wcale go nie zauważyłem. W ogóle na tej drodze nie było wcześniej żadnego auta, nie wiem skąd tamto się tam wzięło. Pojawiło się jakby nagle. Jakoś średnio się przestraszyłem. Może gdyby mnie przejechał to byłoby lepiej. Kto wie? </div>
<div style="text-align: left;">
Spodziewałem się, że z samochodu wysiądzie za chwilę wściekły kierowca i zacznie się na mnie drzeć, że o mało by mnie nie przejechał, jak ja chodzę i że jestem nieodpowiedzialny. Tym czasem nie. Z samochodu wysiadła kobieta. Długonoga blondynka o seksownym spojrzeniu. Tak, dało się to dostrzec pomimo panującego wówczas półmroku. Miała na sobie czerwoną sukienkę. Tak mi się przynajmniej wydawało, lecz jak podeszła bliżej zauważyłem, że sukienka jest czerwona... ale od krwi! Mimo to, ona nie wyglądała na taką, jakby się tym przejmowała. Co tam, mam całą sukienkę we krwi...</div>
<div style="text-align: left;">
- Dzień dobry. A raczej powinnam powiedzieć 'dobry wieczór'. - powiedziała nieznajoma, podając mi dłoń.</div>
<div style="text-align: left;">
Ucałowałem damę w rękę. </div>
<div style="text-align: left;">
- Witam. - odpowiedziałem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nic ci nie jest? - zapytała troskliwie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie, nic. Wszystko w porządku.</div>
<div style="text-align: left;">
Wtedy podeszła do mnie i pogładziła mnie po policzku. Nie powiem, było to dziwne, ale i przyjemne. </div>
<div style="text-align: left;">
- Na pewno nic ci się nie stało? - dopytywała.</div>
<div style="text-align: left;">
- Naprawdę nic. - odpowiedziałem z uśmiechem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie wybaczyłabym sobie, gdyby było inaczej. - uśmiechnęła się. </div>
<div style="text-align: left;">
Przez chwilę nastała cisza, dosyć krępująca, ale jakoś mimo wszystko nie potrafiłem tej ciszy przerwać.</div>
<div style="text-align: left;">
- Podwieźć cię gdzieś, Max? - to ona postanowiła przerwać tą ciszę.</div>
<div style="text-align: left;">
Zaraz, zaraz. Skąd ona znała moje imię?! Przecież ja się nawet nie zdążyłem jej przedstawić. Boję się. Może rozmawiam z jakąś jasnowidzką, czy coś takiego?<br />
- Skąd znasz moje imię? - powiedziałem wystraszony.<br />
Ta tylko się zaśmiała. Wyglądała uroczo. Jej uśmiech był szczery i niewymuszony, jednak gdy bardziej się jej przypatrzeć, widać było w jej oczach strach, przygnębienie, smutek.<br />
- Wiem więcej o tobie niż ci się wydaje. - usłyszałem w odpowiedzi.<br />
Nieznajoma odwróciła się i zmierzała w kierunku samochodu, gdy do niego dotarła, odwróciła się do mnie i skinęła głową, abym również podszedł do auta. Chwilę się wahałem, ale zrobiłem to. Ruszyłem w jej kierunku. Dziwne. Nie znałem jej, ale miałem wrażenie, że gdzieś już ją widziałem. Mimo, że czułem się trochę zmieszany całą tą sytuacją, ona wzbudzała moje zaufanie, nie bałem się jej. Wiedziałem, że nic złego z jej strony mnie nie czeka. Obym się nie mylił, powtarzałem w myślach. Ja zbyt łatwo ufam ludziom. Jestem zbyt łatwowierny, to moja chyba największa wada. I najgorsze jest to, że zawsze się przez to na kimś zawiodę, ale ja... nie umiem inaczej.<br />
Niepewnym, ale równym krokiem dotarłem do samochodu. Blondynka już siedziała za kierownicą i otworzyła mi drzwi, abym wsiadł do jej wozu. Nie wiem, dlaczego rozejrzałem się na boki i dopiero wtedy wsiadłem. Od razu poczułem woń unoszącego się w powietrzu olejku waniliowego. Nie znosiłem tego zapachy, ale teraz jakoś mi on nie przeszkadzał. </div>
<div style="text-align: left;">
- Tylko zapnij pasy. - powiedziała nie spoglądając nawet na mnie.<br />
Zrobiłem, o co prosiła. Wystarczy mi to, że prawie mnie przejechała. Po co miałbym ryzykować kolejnym wypadkiem? Na dodatek z NIĄ.<br />
- Przepraszam, że pytam, ale jak masz właściwie na imię? - zapytał z ciekawości, bo głupio myśleć cały czas 'ona', 'nieznajoma'.<br />
- Nie musisz tego wiedzieć. - odpowiedziała dosyć ostrym tonem.<br />
Zapadła cisza, Znowu. Jechaliśmy ulicami Dublina i nie była to taka zwykła przejażdżka, ona zmierzała w kierunku mojego domu! Skąd ona znała drogę? Z rozmyśleń wyrwał mnie pisk opon. Popatrzyłem na kierowcę pojazdu, w którym się aktualnie znajdowałem. Wydawała się być nad wyraz spokojna. Ręce kurczowo trzymała nadal na kierownicy.<br />
- Dlaczego zahamowałaś? - zapytałem i jednocześnie przerwałem ciszę.<br />
Zatrzymaliśmy się w dosyć ładnej dzielnicy, jednej z najdroższych, gdzie praktycznie każdy dom, to willa. My staliśmy akurat pod domem z numerem 8. Był jasnożółty, a przynajmniej, gdy światło na niego padało.<br />
- Widzisz ten dom, prawda?<br />
W odpowiedzi kiwnąłem głową, to było głupie pytanie. Samochód stał tak, że widać było jedynie ten dom, więc musiałbym być ślepy albo jakimś idiotą, żeby na niego patrzeć, lecz nie widzieć.<br />
- Mieszka tu pewna osoba, którą niedługo poznasz i masz wobec niej zadanie. - mówiła.<br />
To brzmiało... hym, dosyć komicznie, śmiesznie. Jak w jakimś filmie, horrorze czy czymś takim. Spojrzałem na nią, by zobaczyć czy przypadkiem nie żartuje, nie zdziwiło by mnie to. Nic by mnie dziś chyba już nie zdziwiło. Lecz ona była poważna, śmiertelnie poważna.<br />
- Co? - zrobiłem wielkie oczy.<br />
- To, co słyszałeś. I powiedz, że będziesz się tą osobą opiekował i nie pozwolisz na żadne głupstwa. <br />
To było chore. Chora sytuacja. Chory dzień.<br />
- Dobrze. - odpowiedziałem.<br />
Próbowałem być poważny, choć w pewnej chwili zacząłem się śmiać, ona nie zwracała już na to uwagi, zmierzyła mnie tylko wzrokiem, ale nie był to wzrok, którym chciała by zabić, było to łagodne spojrzenie. Po chwili ponownie ruszyła. Jechaliśmy jeszcze szybciej niż wcześniej. Może ona jest jakąś kierowczynią rajdową czy coś takiego, pomyślałem. Jechaliśmy w ciszy jeszcze przez jakieś pięć minut, aż dotarliśmy pod mój dom. Spojrzałem na nią, była tępo wpatrzona w kierownicę.<br />
- Dziękuję za podwiezienie. - powiedziałem.<br />
- Pamiętaj o tym, o czym ci mówiłam. - powiedziała nie podnosząc wzroku.<br />
- Pamiętam.<br />
- Nie zawiedź mnie. - powiedziała, a ja wysiadłem z samochodu.<br />
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Po drodze jeszcze się odwróciłem. Zdziwiłem się, bo samochodu już nie było, a nie słyszałem, by odjeżdżała. No cóż, zniknęła tak jak się pojawiła, po cichu. Niepewnym krokiem wszedłem do domu. W korytarzu czekali już Jay i Siva.<br />
- Co się stało? - pytał Loczek, jedząc hamburgera.<br />
- Długa historia. - odpowiedziałem i złapałem się za głowę tak, jak bym chciał orzeczesać włosy, których niestety nie miałem.<br />
Loczek pokiwał głową. A Seev gdzieś zniknął, lecz po chwili wrócił do korytarza niosąc dwa czteropaki piwa w rękach.<br />
- Opowiadaj. - powiedział już w salonie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Rozdział dedykowany naszej kochanej solenizantce ANGELICE! Która kończy dziś 18 lat :D</div>
<div style="text-align: left;">
Kochanie, życzę Ci jeszcze raz wszystkiego najlepszego :*</div>
<div style="text-align: left;">
A co do rozdziału - miał być o Nathanie, następny o nim będzie. </div>
<div style="text-align: left;">
Dlaczego znów o Maxie? Bo Kunekunda miała niecny plan ponownego zamieszania w jego życiu :D Zła ja xD</div>
<div style="text-align: left;">
A teraz szczerze, kochani. Kto połączył wszystkie fakty i domyślił się, że ta nieznajoma to Kelsey?</div>
<div style="text-align: left;">
Mam nadzieję, że wszyscy i że każdy wiedział, że to ona, a ja nie popsułam jakiejś niespodzianki, czy coś :D</div>
<div style="text-align: left;">
Może w te wakacje jeszcze coś dodam, postaram się :3<br />
Dodałam też bohaterów, zajrzyjcie w zakładki, jeśli chcecie :D </div>
<div style="text-align: left;">
I niedługo powrócę do komentowania Waszych blogów, a teraz mówię Wam 'papa' :) Zabrzmiało jak w 'Teletubisiach' xD </div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-4974744199967266062013-08-08T12:41:00.001-07:002013-08-08T12:51:09.598-07:00Rozdział 21<div style="text-align: center;">
<b>"MIŁOŚĆ JEDNAK BOLI"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Max</b></div>
<div style="text-align: left;">
Byłem zmęczony całym tym dniem, myśli kotłowały mi się w głowie. Ona zaraz wybuchnie od tych myśli, jest ich za dużo. Za wiele zbędnych myśli, za dużo problemów, zbyt wiele decyzji do podjęcia. Zbyt wiele wszystkiego! Dlaczego zawsze jest tak, że jak zaczynają się schody w życiu, to jest ich wiele, są kręte i zbyt wysokie, by szybko po nich wejść? A może tylko ja tak mam? Może tylko moje życie to jedne wielkie schody? I na górę nigdy nie wejdę? A góra to przecież brak problemów... Nie, na pewno są ludzie, którzy mają większe dylematy. Moim problemem jest przecież to, jak mam dyskretnie donieść policji, że w restauracji, w której będę pracować handlują narkotykami. Przecież taki problem to nie problem! Tak by powiedział optymista, z którym ja niestety, ale niewiele mam wspólnego. Jestem pesymistą na pół etatu, drugą połowę etatu ma realista, grafik mają różny i to nie ja go ustalam. Zastanawiałem się, co ja mam zrobić w tej sytuacji. W ogóle coś mi tu śmierdziało. W tej sprawie, w sensie. Nie chciało mi się jakoś wierzyć, że ojciec Nevana, właściciel handlował narkotykami. Coś tu nie grało. Bo starszy facet i narkotyki? Na dodatek w tak, nie ukrywajmy, dosyć przeciętnej restauracji? Nie. A może oni chcieli mnie sprawdzić? Czy jestem lojalny. Czy wystarczy mi powiedzieć słówko, a ja już lecę na policję się poskarżyć, jak dziecko do mamy, gdy ktoś zabierze najukochańszą zabawkę. Ale to też nie ma sensu! W ogóle tu nic nie ma sensu... To jest jakaś chora sytuacja, w którą niestety się wplątałem. I po co mi to było? Aż tak mi było źle na tym bezrobociu? Co mi strzeliło do tego pustego, łysego łba?! Sam nie wiem, bezrobocie szkodzi na głowę. I to bardzo...<br />
Wyjąłem z kieszeni telefon, który wskazywał godzinę 19:19. Ach, ktoś mnie kocha, pomyślałem i usłyszałem w głowie ten ton pustej i naiwnej nastolatki, która zobaczyła dwie takie cyferki w godzinie i już sobie pomyślała, że chłopak, w którym jest zakochana, czuje to samo, co ona. Stwierdziłem, że nie jest jeszcze na tyle późno, bym nie mógł pójść do Isabel. Przyśpieszyłem więc nieco kroku i zmierzałem w kierunku szpitala. Po chwili jednak zwolniłem, serce nie pozwoliło na dalszy niemalże bieg. Tak, wada serca znów dała o sobie znać. A niby miało mi to przejść. Yhym. Na pewno. Kogo ci lekarze oszukują? Już chyba nawet nie pacjentów, bo każdy dobrze wie, że jak zachorował to z tutejszą służbą zdrowia prawdopodobieństwo, że wyjdą z tej choroby jest niemalże takie samo, co wygrana w Toto Lotka, albo i mniejsza. No, ale mówią, że nadzieja umiera ostatnia. Optymiści, ludzie, którzy żyją marzeniami, a życia nie znają, a nawet jeśli doświadczają czegoś nieprzyjemnego, to nie dopuszczają do siebie myśli, że to jest złe, szukają plusów. Może to i dobry sposób na życie, ale na pewno nie dla mnie. Ja twardo stąpam po ziemi, a nie latam gdzieś w chmurach i śmieję się z tych, co zadręczają się problemami.<br />
W końcu docieram do szpitala, nie wiem w sumie nawet kiedy. Chyba myśli za bardzo mnie pochłonęły, ale może to i dobrze. Na chwilę zapomniałem, o tej akcji z narkotykami. Ale to przejściowe, będę musiał się z tym zmierzyć. Prędzej czy później. Problem zawsze cię dogoni, choć byś biegł w ucieczce od niego. On nie będzie cie gonić. Spokojnie. On poczeka, aż ty przestaniesz uciekać. I pomyślisz, że już jesteś na tyle bezpieczny, by przestać o tym myśleć. Tak będzie. Tak było. Tak jest. Takie są problemy. Jak bumerang. Jak jojo. Zawsze wrócą. Niestety...<br />
Gdy tylko wszedłem, kulturalnie przywitałem się z personelem pracującym tuż przy wejściu. Miły uśmiech, ach, jak to działa na kobiety. I szybko popędziłem w kierunku sali Isabel. Wszedłem bez pukania, miałem nadzieję, że zrobię jej niespodziankę. I niewątpliwie zrobiłem. Jej mina nie była jedną z tych bezcennych. To była ta mina, którą najchętniej chciałoby się zapomnieć. Wyglądała na przerażoną, wystraszoną. Wyglądała tak, jak bym przychodząc do niej teraz, ją na czymś nakrył. Isabel stała się tajemnicza... Pewnie to samo myślą o mnie Jay i Seev. Muszę im opowiedzieć o całej tej sprawie, wiem, że im poniekąd, w jakimś sensie na mnie zależy, więc nie mogę ich tak oszukiwać. Nie mam serca. W oczach Is były jakby iskierki złości, lustrowała mnie wzrokiem tak, że aż mnie ciarki przeszły. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Chyba, gdyby mogła zabijać wzrokiem, leżał bym już tu, na szpitalnej podłodze martwy. Na szczęście nikt jej takiej mocy nie dał. Na moje szczęście. Usiadłem na krzesełku obok łóżka. Nie pytałem o jej zgodę. Bałem się jej, gdy tak patrzyła. Położyłem dłonie na nogach i siedziałem. Czułem się, jak dziecko w pierwszej klasie podstawówki, czekające aż jego pierwsza w życiu lekcja się zacznie. Tak samo nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, a wiedziałem, że ona za chwilę się odezwie. Momentalnie moje serce zaczęło mocniej bić, a ja nie mogłem nic na to poradzić. To była chyba miłość. W innym wypadku przecież nie zachowywałbym się tak, moje serce by nie szalało, a mi nie robiło by się gorąco. Tak wygląda miłość?! To chyba raczej stan przedzawałowy, a nie miłość. W każdym razie miłość boli, a przynajmniej sprawia ból, chociaż lekki, ale jednak. Ach, cierpienie to chyba moja praca, w niej czuję się spełniony. Chociaż dlaczego ja już przeżywam? Przecież ona jeszcze nic nie powiedziała, a ja już trzęsę dupą. Tchórz ze mnie i tyle.<br />
- Co ty tu robisz? - powiedziała w końcu.<br />
- Ja. Nie. Wiem. Tak. Jakoś. Przyszedłem. - mówiłem jak dziecko wierszyk, który przeczytało parę razy i nie do końca pamiętało słowa.<br />
- Co ty się tak jąkasz, kochanie?<br />
Kochanie? Nie wiem, czemu, mówiła niby normalnym tonem, ale mimo wszystko to słowo brzmiało nad wyraz sztucznie w tej chwili.<br />
- Max, widzę, że coś się stało. Powiedz.<br />
- Nie, wszystko jest okej. - odpowiedziałem oszukując samego siebie.<br />
- Wiesz co?<br />
Spojrzałem na nią.<br />
- Był u mnie mój były.<br />
Moje oczy zrobiły się szerokie. Nigdy wcześniej o nim nie mówiła. Ale czego ja się spodziewałem? Że dziewczyna o takiej urodzie nigdy nie miała chłopaka? Ja naprawdę jestem głupi.<br />
- I co? - starałem się nie okazywać zdziwienia, ale to nie było jednak aż tak łatwe, jak mogło by się wydawać.<br />
- I powiem ci jedno, musimy porozmawiać.<br />
W głowie miałem najgorsze myśli. Właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie, że jestem w niej szalenie zakochany i chyba chcę spędzić z nią resztę życia. Nie, nie chyba. Na pewno! A ona być może chce mi powiedzieć, że znów są razem, a ze mną może się zaprzyjaźnić. Nie mogłem do tego dopuścić!<br />
- Ale to nie jest rozmowa na teraz.<br />
- A na kiedy? - zdziwiłem się.<br />
Jeśli miała mi coś do powiedzenia, to mogła powiedzieć to teraz. Co tam, kilka myśli więcej w tą czy w tamtą, nawet bym nie odczuł.<br />
- Jak stąd wyjdę. - była jakby nieobecna przy tej rozmowie.<br />
- Czyli? - nalegałem na odpowiedź.<br />
- Jutro.<br />
Nic nie odpowiedziałem. Po prostu wyszedłem. Czułem, że tak powinienem zrobić. Bez pożegnania. Bez 'cześć', 'pa', 'do widzenia', 'żegnaj'. Bo żadne z tych pożegnań nie było na miejscu...<br />
<b><br /></b>
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI....</b><br />
<b><br /></b>
<br />
<div style="text-align: center;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
I jak mylicie? Co powie mu Isabel? xD<br />
Nudny wyszedł, przyznajcie. Na dobrą sprawę nic nie wnosi.<br />
Ale Wy oceniacie :)<br />
Z dedykacją dla Lajli z okazji półrocznicy znajomości <span style="font-weight: normal;">♥</span><br />
<span style="font-weight: normal;">Do następnego :( </span></div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-55219224271374741112013-07-16T11:43:00.000-07:002013-07-16T11:43:02.874-07:00Rozdział 20<div style="text-align: center;">
<b>"KTO W DZISIEJSZYCH CZASACH JESZCZE KOCHA?"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Isabel</b><br />
<div style="text-align: left;">
Leżałam w tym szpitalu i myślałam, że oszaleję. Ta cała sytuacja nie była mi na rękę.<b> </b>Nie podobało mi się tam. Zresztą komu normalnemu podobało by się w szpitalu? I to tuż po porodzie? No właśnie... To przynosili to zabierali mi moją Yvonne. Nie powiem, kochałam ją. Była moim dzieckiem, to ja nosiłam ją pod sercem, to ja można powiedzieć, byłam jej domem, przez te kilka miesięcy. Ale mimo wszystko były sytuacje, że gdy o niej myślałam, wzbierało we mnie obrzydzenie. Myśl, o tym, kto jest jej ojcem była okropna. Mój ojciec jest zarazem jej ojcem. To przecież tak jakbym... była matką własnej siostry. Przecież w to się aż wierzyć nie chce... Ale mimo wszystko kochałam ją. Nie potrafiłabym odrzucić jej, a zwłaszcza teraz. Teraz, gdy jest przy mnie Max, będzie już dobrze. A przynajmniej powinno. Trzeba w to wierzyć. Bo ponoć nadzieja umiera ostatnia, tak słyszałam...<b></b><br />
<b> </b>Do mojej sali weszła pielęgniarka. Po raz kolejny bez pukania. Już miałam jej zwrócić, ale w porę oddała mi dziecko i nieco mnie tym uspokoiła. Wiem, że nie byłam u siebie, ale mimo wszystko jakaś namiastka normalności, prywatności i przyzwoitości z jej strony by się przydała. Że o kulturze nie wspomnę... Ale, no cóż nie można przecież wymagać za wiele. Położyłam delikatnie obok mnie maleństwo i wpatrywałam się w nią. Przypominała mi ojca. I to bardzo. Za bardzo. Miała takie same oczy, chyba to mnie w jej wyglądzie najbardziej przerażało. Gdy ona zaczynała płakać, co jak wiadomo zdarzało się często, miała to same spojrzenie, jak on. Pełne nienawiści, przerażające, mrożące krew w żyłach, wtedy wiedziałam, że zaraz zgwałci mnie po raz kolejny. Starałam się o tym zapomnieć, ale teraz ona mi o tym przypominała, i będzie mi o tym przypominać już do końca moich dni. Zresztą czegoś takiego nie da się zapomnieć. Można próbować, ale to się nie uda. Gdy już zapomnisz, to wspomnienia wrócą w najmniej oczekiwanej przez ciebie chwili, na dodatek ze zdwojoną siłą. We mnie ta skaza zostanie już na zawsze. Jej się nie da wymazać. Myślałam nad jakąś terapią, wizytą u psychologa czy czymś takim, ale nigdy się na to nie zdobyłam. Nie potrafiłabym tak przyjść w umówionym dniu, o umówionej godzinie i w umówionym miejscu, usiąść i zacząć opowiadać jak mój ojciec mnie gwałcił. To nie jest nic przyjemnego. A poza tym psycholog zaczął by pewnie opowiadać, że to nie jest moja wina, że nie powinnam szukać jakiegoś błędu, czegoś czymś go do tego zachęciłam do tego. Takie pieprzenie, które nie daje efektu, do myślenia też nie daje, bo on ci wszystko powie, bo przecież wie najlepiej, bo nie po to chodził na studia, jego rodzice za nie płacili, on spał kątem u znajomych, żebyś ty wielce skrzywdzona przyszła mu tam napieprzać i gadać, że ty to wiesz, skoro on ma ułożone formułki i nimi operuje. To nie dla mnie. Jak będę chciała posłuchać takiego gadania, to sobie obejrzę film psychologiczny albo jakiś inny o tematyce takiej, jak moje życie i więcej się zapewne z niego dowiem, niż z tej wizyty. Takie jest życie. Brutalne. Ale nic na to nie można poradzić. Można próbować, ale jak ktoś urodził się nieszczęśliwy, tak jak ja, to pozostanie taki do końca życia. Ktoś musi cierpieć, żeby te wszystkie gwiazdy, prezesi wielkich firm, ludzie sukcesu mieli w życiu dobrze. Taka już jest kolej losu. Tak działa ta machina, zwana przeznaczeniem. W sumie z życiem jest jak z kasynem, raz masz szczęście i zgarniasz wszystko, a drugim razem tracisz wszystko i musisz to odbudowywać. Ten sam mechanizm.<b></b><br />
<b> </b>Z moich rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Trzy razy i drzwi się otworzyły. Nie musiałam mówić 'proszę', tu naprawdę nie ma zasad, o kulturze chyba też nie słyszano. W drzwiach stanął dobrze zbudowany, przystojny mężczyzna. Nevan. Mój były chłopak. Zerwaliśmy około dziesięć miesięcy temu, może nawet więcej. Tym bardziej nie rozumiem powodu jego wizyty. Przyjrzałam mu się dokładnie. Nic się nie zmienił. Przynajmniej z wyglądu. Nadal miał blond grzywkę zaczesaną do góry, dalej chodził tylko i wyłącznie w koszulach i nadal nosił trampki Converse, które kupiłam mu na urodziny. Myślałam, że etap z nim w moim życiu jest na dobre zamknięty. Myliłam się. Gdy go zobaczyłam poczułam jakieś dziwne ściskanie w żołądku, ale nie były to motylki, raczej zdziwienie, że go widzę. Wysłałam mu pytające spojrzenie, najwidoczniej nie miałam przy tym zbyt tęgiej miny, bo od razu się skrzywił i zmarszczył brwi. Usiadł tuż przy moim łóżku. Był coraz bliżej, a ja czułam się coraz bardziej niepewnie i nieswojo. W sumie to nie chciałabym, żeby Max teraz wpadł w odwiedziny. Nie chciałabym się tłumaczyć...<br />
- To twoja córeczka? - zapytał cicho.<br />
Usłyszałam jego głos, wspomnienia coraz bardziej zaczęły wracać. Mówił cicho, tak jak wtedy kiedy chciał popełnić samobójstwo. Mówił resztkami sił, czuł, że tabletki zaczynają działać. Wziął ich wtedy mnóstwo. Nie wiedziałam, co mam robić i zadzwoniłam po pogotowie. Dlaczego chciał się zabić? Dowiedziałam się, że mnie zdradzał. Z wieloma. Na dodatek ćpał, ja ćpałam z nim, ale nie w takich ilościach... Bolało, jak się o tym wszystkim dowiedziałam. Najbardziej bolał jednak widok jego, jak już prawie umierał. Sama tego chciałam. Powtarzałam mu, że jeśli chce coś jeszcze dla mnie zrobić, to niech się zabije. Wziął to na serio. Potem dzwonił. Ale ja nie potrafiłam z nim rozmawiać. Odrzucałam za każdym razem. W pewnym momencie odpuścił. Aż do dziś...<b></b><br />
- Nie, koleżanki. Poszła do monopolowego i prosiła, żebym jej córki popilnowała.<br />
Nie umiałam inaczej. On mnie okłamywał. Sarkazm był jedynym sposobem, bym zniosła jakoś rozmowę z nim.<br />
- Wiem, że nie chcesz, żebym tu był. Ale... ja nie umiem już żyć. Żyć bez ciebie. Kocham cię, rozumiesz? Chcę być z tobą, zmieniłem się, naprawdę.<br />
- Miałabym w to uwierzyć?<br />
Nie chciałam w to wierzyć, ale... On miał w sobie to coś, czym zawsze moje serce stawało się jakby miększe i przyzwalało na to, co on mówi. Tego w sobie nienawidziłam. Że emocje brały górę nad rozumem.<br />
- Naprawdę się zmieniłem. Obiecuję ci, że nigdy już nie zdradzę cię, ani nic innego. Już nie ćpam, możesz mnie przeszukać. - wskazał na kieszeń w koszuli.<br />
Nie wiedziałam, czy mam mu wierzyć. Chciałabym, żeby ktoś mnie w tej chwili uszczypnął i żeby okazało się, że to jednak sen.<br />
- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? - jego oczy zaszkliły się.<br />
Zdziwiłam się, bo on nigdy nie płakał. Nigdy! A teraz wyglądał, jakby naprawdę miał się rozpłakać, nie udawał. Wystawił rękę w moją stronę, podwinął rękaw od koszuli, ukazując nadgarstek, na którym widniało moje imię!<br />
- Coś ty zrobił? - krzyknęłam i Yvonne zaczęła płakać.<br />
- Skoro nie mogę mieć cię naprawdę przy sobie, to mam chociaż twoje imię. - uśmiechnął się - Mogę? - powiedział pokazując na małą.<br />
Skinęłam głową, choć niechętnie.<br />
- Ona może być moja? - zapytał.<br />
- Nie! - znów krzyknęłam.<br />
W mojej głowie panowała jakaś wojna. Tysiące myśli biło się ze sobą.<br />
- Chyba nie... - powiedziałam po chwili, bo zwątpiłam...<br />
Nawet nie wiem kiedy, złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam. On odłożył małą i pochylił się przy mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował! Odwzajemniłam ten pocałunek... Naprawdę nie wiem dlaczego. Poczułam, że jednak ta miłość zbyt wiele przeszła, by umrzeć. Trwaliśmy chwilę w pocałunku, dopóki mi nie zadzwonił telefon. Max. Co ja mu miała powiedzieć? Ja go nie kocham... Nie kocham Max'a! Za krótko go znam. Ja go tylko lubię. Ale trudno, pogram nim trochę. A konkretniej jego uczuciami, moimi bawiono się całe życie, teraz ja pobawię się czyimiś...<b></b><br />
<b><br /></b>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<b></b></div>
<div style="text-align: left;">
Przepraszam, że Was nie uprzedziłam, że Isabel jednak nie kocha Max'a... No tak jakoś wyszło. </div>
<div style="text-align: left;">
A szczerze - kto zdziwiony? :)</div>
<div style="text-align: left;">
Łatwo mi się go pisało, naprawdę, jak rzadko. Chociaż ciężko było zmienić perspektywę, bo pisałam cały czas o Parkerze. Dlatego nie zdecydowałam się jeszcze na rozdział oczami Max'a, tylko Isabel :)</div>
<div style="text-align: left;">
Ale chyba nie wyszło aż tak źle? :D</div>
<div style="text-align: left;">
Mam mnóstwo pomysłów na to opowiadanie, więc prawdopodobnie 50 rozdziałów to minimum, ile będzie miało :)</div>
<div style="text-align: left;">
Może być więcej, ale to już zależy od Was i od mojej głowy :)</div>
<div style="text-align: left;">
To do następnego :*<b><br /></b></div>
</div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-26402298078495976072013-07-15T10:10:00.001-07:002013-07-15T10:10:19.346-07:00Kilka informacji.Jak widzicie - zmieniłam szablon :)<br />
Mam nadzieję, że podoba Wam się i że będzie się dobrze na nim czytać :)<br />
Tak, wiem, że blog jest o The Wanted a tu nagle na szablonie Dean z serialu 'Supernatural'. Ale niedługo dowiecie się dlaczego :)<br />
Hah, zawsze trzymam w niepewności, prawda? :D<br />
Nie wiem, kiedy uda mi się dodać rozdział, bo blogger płata figle i nie mogę się ostatnio nawet zalogować, dziś się udało, ale nie mam weny :C<br />
Postaram się dodać coś jeszcze w tym miesiącu. Ale jest też małe zamieszanie, moja babcia jedzie do szpitala, więc nie wiem, jak to będzie...<br />
Ale obiecuję, że Was nie zawiodę i w lipcu jeszcze coś przeczytacie :)<br />
Niestety zauważyłam, że liczba komentarzy spada. Zatem mam też prośbę, jest lista osób informowanych, więc proszę żebyście w komentarzach bądź na Twitterze napisali do mnie, czy mam Was nadal informować, to by mi nieco ułatwiło życie, bo niektórzy już nie czytają, a są nadal informowani.<br />
Tak więc do... przeczytania :3Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-3773342273482465962013-07-04T10:56:00.001-07:002013-07-04T10:56:18.370-07:00Rozdział 19<div style="text-align: center;">
<b>"CO JA TU ROBIĘ?"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Tom</b><br />
<div style="text-align: left;">
Poczułem czyjś dotyk na ramieniu, ciepła dłoń, która jakby coś ode mnie chciała. Powoli otworzyłem oczy, nie powiem, sprawiało mi to trudność. Lecz kobieta stojąca nade mną ułatwiła mi to święcąc mi lampką prosto w twarz. </div>
<div style="text-align: left;">
- Dobrze, że w końcu się pan ocknął. Martwiliśmy się, że pan z tego nie wyjdzie. - mówiła przyjemnym tonem kobieta ubrana w biały strój. Była milsza, niż wyglądała.<br />
Zaraz, zaraz... Wyjdzie?! Z czego ja niby miałem wyjść? Co mi się takiego stało? A tak w ogóle, gdzie ja do cholery jestem? Rozejrzałem się dookoła. Nie znałem dotąd tego miejsca. Białe ściany, a na nich wielki obraz namalowany akwarelą, przedstawiający talerz z owocami. Przypominał ten, który niegdyś wisiał w kuchni mojej babci. Okazało się, że jestem w piżamie i leżę w łóżku. Spojrzałem pytająco na kobietę, która pokręciła głową z uśmiechem.<br />
- Jak rozumiem nic pan nie pamięta?<br />
Pokiwałem głową, która teraz zaczęła mnie strasznie boleć. Goździkowa przypomina, na ból głowy Etopiryna!<br />
- Hym... ogólnie to jest pan dziwnym przypadkiem. - powiedziała i zrobiła zakłopotaną minę, bo chyba nie bardzo wiedziała, co ma mi powiedzieć.<br />
- No, domyślam się, ja już tak mam. Jak coś się ze mną dzieje, to zawsze jest to coś dziwnego. - starałem się jakoś rozładować napięcie.<br />
- Znalazł się pan tu tydzień temu. Byłam pan, hym, w śpiączce. Na skutek przedawkowania silnych leków i dużego stresu. Wiemy, że pan sam nie wziął tych leków. Prawdopodobnie ktoś panu ich dosypał do napoju.<br />
Moje oczy zapewne przypominały w tamtej chwili spodki. Kto mi mógł czegoś dosypać? Ale fakt, teraz czuję się jakoś inaczej, lepiej niż w ostatnich dniach. Tsa, pewno dlatego, że mnie odtruli... <br />
- Czuje się pan już lepiej? - zapytała pielęgniarka.<br />
Pokiwałem głową, a ona wybiegła z sali. Pewnie przypomniała sobie, że skoro byłem w śpiączce, a teraz się z niej wybudziłem, to musi zawiadomić o tym lekarza. Ach, te kobiety...<br />
Po chwili do sali wszedł lekarz. Dosyć stary, ale dobrze zbudowany, widać było, że mimo starszego wieku dba jednak o siebie. To dobrze o nim świadczyło. Nie był pewnie lekarzem, który każe ci dbać o zdrowie, a sam tego nie robi. Zadał mi kilka pytań i przebadał. Nie lubiłem badań, ale co mogłem zrobić? Nie miałem jak się sprzeciwić. Byłem więc posłuszny. Po jakimś kwadransie lekarz wyszedł i zostałem sam w sali. Jednak nie dane mi było długo cieszyć się samotnością. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiłem się, że w ogóle je zamknęli, dotąd były one cały czas zamknięte. Pewnie pielęgniarka chciała mieć na mnie oko, bo bardzo przejęła się moim "przypadkiem". Dziwiłem się tej kobiecie, że przejmuje się kimś takim, jak ja, ale nie miałem na to wpływu. <br />
- Proszę. - powiedziałem cicho, co mnie trochę zdziwiło, mój głos na ogół był głośny i mocny, a teraz ledwo co mówiłem. Chyba rzeczywiście jest ze mną nie najlepiej.<br />
Ktoś nacisnął na klamkę i po chwili drzwi się otworzyły. Jak się okazało tym "ktosiem" był Jay, ten policjant. Nie ukrywam, że trochę się przestraszyłem. Bo czego on mógł chcieć? Znowu mam identyfikować ciało? Składać zeznania, czy co tym razem? A może wiedzą już, kto zamordował Kelsey? Byłem ciekaw, więc jako pierwszy się odezwałem:<br />
- Coś się stało?<br />
policjant zawahał się. Cały czas stał przy drzwiach, lecz po chwili skierował wzrok na krzesło stojące tuż przy łóżku. Jego oczy jakby mówiły "Mogę usiąść? Nie widzisz człowieku, że jestem zmęczony?". Więc od razu powiedziałem:<br />
- Proszę, niech pan siada.<br />
Od razu miał inny wyraz twarzy, gdy usiadł. Wyglądał, jakby przebiegł maraton i w końcu dobiegł do mety.<br />
- Pewnie myśli pan, że przyszedłem tu w sprawie pańskiej narzeczonej.<br />
Czy zawsze, gdy ktoś o niej wspomina, to musi tak boleć? Nie da się cofnąć czasu? Oddałbym nawet swoje życie, byleby ona odzyskała swoje... Gdybym mógł, to poszedłbym teraz na rozdroże i zawarł pakt z demonem... Ale nie mogę. Czasu nie cofnę. A zapomnieć przecież też się nie da o tym, co było. Kelsey była i jest moim życiem, nawet, że teraz jej nie ma. Co raz weźmiesz do serca, zostanie w nim na zawsze. To ona kiedyś tak do mnie powiedziała. Mówiła, że to z jakiegoś wiersza, który przeczytała i był dla niej naprawdę ważny. Nigdy nie mówiła wprost, że mnie kocha. Zawsze mówiła w ten sposób. Za to ją właśnie kochałem. Wróć! Za to ją kocham. Nadal. To, że jej już nie ma, wcale nie oznacza, że umarła również nasza miłość. Być może wręcz przeciwnie. Może jest to coś w rodzaju próby dla mnie? Kto wie?<br />
- Niestety, ale jestem tu w zupełnie innej sprawie. - spuszcza wzrok, jakby miał powiedzieć mi o czymś ważnym, ale zarazem wstydliwym, po chwili jednak podniósł głowę i spojrzał na mnie takim wzrokiem, że miałem wrażenie jakby się na mnie zawiódł.<br />
- Coś zrobiłem? - zapytałem zmieszany jego zachowaniem.<br />
- Tak. A mianowicie... - nie dokończył.<br />
Podał mi dwa zdjęcia. Na jednym był chłopak, młody, całe życie było przed nim, ale było widać, że do świętych to on nie należał. Był martwy. Ktoś go postrzelił, a raczej powinienem był powiedzieć - zastrzelił. Leżał w kałuży krwi z przerażonym wzrokiem utkwionym w górze. Drugie zdjęcie przedstawiało niemalże taki sam obraz, tyle, że chłopak był innego wyglądu. Przestraszyłem się tych zdjęć. No bo co ja miałem z nimi wspólnego? Przecież ja nawet nie znałem tych chłopaków. Ba! Ja ich nawet z wyglądu nie kojarzyłem, widziałem ich pierwszy raz na oczy.<br />
- Czy ja mam z tym coś wspólnego?<br />
Milczenie. Cisza. Ponowiłem pytanie.<br />
- Tak. To pan ich zastrzelił.<br />
- Co?! Ja nie mogłem tego zrobić. Jak? Gdzie? Kiedy?<br />
- Tego jeszcze nie wiemy, ale na pistolecie, którym zostali zastrzeleni są tylko i wyłącznie pańskie odciski palców. Więc co pan wnioskuje?<br />
Przemilczałem. Wolałem się już nie pogrążać. I tak pewnie będę składał jeszcze jakieś zeznania, to wtedy będę się z nim kłócił.<br />
- Gdy tylko pan opuści szpital, musi złożyć pan zeznania i nie obejdzie się również bez aresztu.<br />
Moje oczy zrobiły się wielkie. Areszt? Najpierw kostnica, teraz szpital, później areszt. Może od razu na cmentarz, co? Bo niedługo i tak tam wyląduje. Przekręcę się przez samego siebie. Tsa, kopnę w kalendarz. Dlaczego w ogóle mówi się, jak ktoś umarł, że kopnął w kalendarz? To niedorzeczne. I na dodatek bez sensu. Dlaczego akurat kalendarz a nie zegar? Hym? On też odmierza czas...<br />
- Powiem lekarzowi, żeby zawiadomił mnie, gdy będzie pan wychodził.<br />
Kiwnąłem głową.<br />
- Do widzenia. - powiedział policjant i wyszedł. Pewnie moja reakcja wydała mu się dosyć dziwna, bo dowiedziałem się, że zabiłem dwoje ludzi, a ja nic sobie z tym nie zrobiłem. Ale co ja mogłem? Kłócić się z nim? Pewnie i tak, by mi nie uwierzył. A zresztą ja nic nie pamiętałem z tamtego dnia, prócz identyfikacji ciała Kelsey. Przecież byłem naćpany jakimiś tabletkami, nie wiadomo jakimi, nie wiadomo jakiego pochodzenia, więc różne mogły mieć działanie. Mogłem po nich zrobić wszystko, a nie pamiętać niczego i to chyba było w tym wszystkim najgorsze.<br />
Przyłożyłem głowę do poduszki i momentalnie odleciałem. Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia. Co mi się śniło? Krew. Chłopak. A raczej dwóch. Pistolet. Strzał. Ja. Papierosy. Kelsey. Narkotyki. Strzał. Próba samobójstwa. Szpital. Obudziłem się cały zlany potem. Krzyczałem. Śniło mi się to. To, jak ich zabiłem... To było okropne. To naprawdę byłem ja. Wpadłem w jakiś szał. Amok. Serce waliło mi jak oszalałe. Po chwili przypomniało mi się, że mam przy łóżku pilota i wystarczy, że nacisnę jeden przycisk i zaraz przyjdzie pielęgniarka bądź lekarz. Szybko nacisnąłem guzik. Ostatkami sił. Nim ktoś do mnie przybiegł. Zemdlałem. Chyba. Albo umarłem. Nie wiem, ciężko to rozróżnić, bo jeszcze nigdy nie umarłem i nie znam tego uczucia... Słyszałem jeszcze chwilę krzyk pielęgniarki. Ale niedługo. Moje powieki zacisnęły się jeszcze bardziej, tak jakby raziło mnie nie wiadomo jak ostre słońce. Już nic nie słyszałem. Nie widziałem. Nie czułem...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
I jak wrażenia? ;)</div>
<div style="text-align: left;">
Mi się nawet podoba rozdział. Miałam dosyć sporą wenę, ale i tak dużo zmieniłam w tym rozdziale. Nie mówię tu o treści, lecz o fabule ;)</div>
<div style="text-align: left;">
Miał być nieco dłuższy, ale co nieco mi się skasowało, chyba nie macie mi za złe, co? ;> </div>
<div style="text-align: left;">
Mam nadzieję, że jest ciekawie ;D</div>
<div style="text-align: left;">
Następny będzie o Max'ie, bo tylko Tom i Tom... xD</div>
<div style="text-align: left;">
Rozdział dedykuję moim kochanym:</div>
<div style="text-align: left;">
Magical - za to wypytywanie na Twitterze, kiedy będzie rozdział ;) Nie powiem, motywowało mnie to ;) Dziękuję ;*</div>
<div style="text-align: left;">
Kinii - Siostra, kochanie, uważaj na siebie następnym razem na tym rowerze ;D I za całokształt ;)</div>
<div style="text-align: left;">
Lajli - Lajluś, kochanie, dziękuję, że też mnie pospieszałaś z tym rozdziałem i wygadałam Ci się jaka była poprzednia fabuła, a to było takie moje Top Secret xD</div>
<div style="text-align: left;">
KOCHAM WAS WSZYSTKICH <3 </div>
<div style="text-align: left;">
Jesteście dla mnie naprawdę ważni ;*</div>
<div style="text-align: left;">
A i proszę o komentarze, bo niestety ich liczba ostatnio spadła. </div>
<br /></div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-10120964188721104272013-06-28T11:15:00.000-07:002013-06-28T11:22:09.075-07:00Rozdział 18<div style="text-align: center;">
<b>"PISTOLET TO ZAGŁADA W RĘKACH SZALEŃCA"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Tom</b></div>
<div style="text-align: left;">
Gdy wyszedłem z tego pomieszczenia (nie pamiętam nawet jego nazwy, może po prostu nie chcę?) dopiero wtedy zaczęło do mnie powoli docierać, co się stało. Czego się dowiedziałem. Byłem cholernie zły. Nie wiedziałem, co mam robić. Więc odpaliłem kolejnego papierosa, to był chyba już dziesiąty w ciągu ostatnich dwudziestu minut, ale co ja mogłem poradzić? To mnie odstresowywało. Chociaż czy ja czułem stres? Czy ja w ogóle rozróżniam jeszcze emocje? Czy ja wiem czym są emocje? Wiedziałem, gdy ona żyła. Wtedy z każdym dniem poznawałem nowe emocje. Te pozytywne. Teraz, jak widać, przyszedł czas, by poznać te najgorsze jakie mogą być, wszystkie negatywne emocje. Najgorsze jest chyba to, że wszystkiego jest nawał. Stres, lęk, ból, tęsknota. Chciałem nawet powiedzieć, że nostalgia, ale przypomniało mi się, że to przecież tęsknota za ojczyzną. Choć... jakby się tak dłużej zastanowić to Kelsey była dla mnie ojczyzną. Moją osobistą. Zresztą czy mogło mnie wtedy cokolwiek odstresować? No właśnie, nic! A to pozwalało mi choć na chwilę zapomnieć. A tak w sumie - komu ja się tłumaczę? Samemu sobie? Przecież to jakaś paranoja. A w sumie to winny się tłumaczy... Ale czy ja jestem winny? Nie miałem wpływu na to, co się stało. Może po części, ale na pewno nie miałem bezpośredniego wpływu. Nie dbam już o zdrowie, kiedyś dbałem, bo miałem dla kogo. Teraz już nawet to nie ma dla mnie znaczenia. Za te moje przemyślenia to też pewnie niedługo mnie w jakimś domu bez klamek zamkną. Choć kto wie? Może tak by było lepiej?</div>
<div style="text-align: left;">
Wszedłem do domu. Do domu, w którym poza pustką nie ma już nic. Zaraz, zaraz. Skoro jest pustka, to przecież nie ma nic. Co ja mówię? Nie, raczej co ja myślę? Boże, ulituj się nade mną i tak nie masz nic innego do roboty w tym swoim niebie... Powoli opadłem na kanapę, czułem jak oczy same mi się zamykają, ale nie chciałem spać. Nie wiadomo, co by mi się przyśniło, a ja chciałem na spokojnie pomyśleć. Czy Kelsey była aniołem? Dlaczego ten jej 'magiczny' tatuaż pojawił się nagle? Pewnie dlatego, że był magiczny... Ach, co za banał, odpowiedź na pytanie jest już w pytaniu. Sarkazm. Jedyna metoda obrony przed własną wyobraźnią i myślami. Tsa, kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie... Poszedłem do kuchni zrobić sobie kawy. Odruchowo przechodząc włączyłem radio. Znowu jakiś wypadek, ktoś kogoś zabił, powódź, wyprzedaż kradzionych pistoletów, akcja policyjna, akcja charytatywna, Beyonce gra koncert... Wróć! Wyprzedaż pistoletów?! Musisz tam iść i kupić pistolet, słyszę dziwny głos w mojej głowie. Czy to już? Czy już zwariowałem? Nie. Przecież nadal mam kontrolę nad tym, co robię. Ze mną jest naprawdę coraz gorzej... Powolnie wstałem z krzesła w kuchni, kawy nawet nie zrobiłem. Odwróciłem się i spojrzałem na zegarek, ale mój wzrok był tak nieobecny, że nie zarejestrowałem godziny. Powtórnie wyszedłem z domu. Szedłem uliczkami a jedyne co mi towarzyszyło, to spaliny. Boże, jakie to miasto jest zanieczyszczone! A wyjęli by te dupy z samochodów i rekreacyjnie przeszli się na spacer, a nie wożą się w tych Nissanach i innych Peugotach i psują nam porządnym obywatelom zdrowie. Aha, uważam się za porządnego obywatela? Rany, co ja pieprzę? Chyba nieświadomie coś brałem. Albo to przez te papierosy. Skutek uboczny. Albo może leków nie wziąłem. Ale przecież ja w ogóle nie biorę leków! Tak, zdecydowanie brak mi snu. Ale nie dbam o to. Najwyżej umrę z przemęczenia. Przemęczony teraz to mogę być chyba jedynie tym myśleniem. A mówią, że myślenie nie boli. Jak zwykle kłamią. Wszyscy kłamią. WSZYSCY! Telewizja, prasa, internet, przyjaciele, rodzina. Nie ma osoby, która nigdy nie skłamała. Nie w dzisiejszych czasach, gdy każdy oszukuje na wszystkim, nawet z byle powodu i nawet bez celu. Niektórzy nawet nie znają sensu słowa 'prawda'. Dla niektórych ono nawet nie istnieje. Świat zbudowany jest na jednym wielkim kłamstwie. Do czego to wszystko prowadzi? Na pewno do niczego dobrego. Ktoś kiedyś powiedział, że jest cała prawda, prawie prawda i gówno prawda. Teraz istnieje i funkcjonuje już chyba tylko ta trzecia opcja. Smutne, ale prawdziwe. Jak to brzmi?<br />
Nie wiem jak, ale nagle znalazłem się w starej, opuszczonej melinie. Nie znałem dotąd tego miejsca, ale coś kazało mi wejść do środka. Tylko z zewnątrz wyglądało to pomieszczenie na melinę. Wewnątrz był to normalny budynek. Fakt, że nienajnowszy. Wszedłem wgłąb budynku.<br />
- Chcesz coś kupić czy jesteś z policji? - usłyszałem nieznany mi głos.<br />
Zawahałem się. Kompletnie nie wiedziałem, co zrobić.<br />
- Yyyy, kupić. - wydukałem.<br />
Zza ściany wychylił się chłopak, około dwudziestki.<br />
- No to chodź. - powiedział zachęcająco.<br />
- Co chcesz? - powiedział, pokazując ręką na jakieś narkotyki i broń. <br />
Spojrzałem w ziemię. Poczułem się jakoś dziwnie nieswojo. Za pewne wyglądałem, jak dziecko, które coś przeskrobało i boi się reakcji mamy.<br />
- Ten pistolet. - jakby coś się we mnie odmieniło.<br />
Momentalnie stanąłem wyprostowany, głowa w górze. Podałem pieniądze i wziąłem do ręki pistolet, który wybrałem. Zważyłem go w ręce.<br />
- Przyda się? - zapytał dryblas.<br />
Wtedy nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale wymierzyłem w jego stronę. W jego oczach widać było zdziwienie, przerażenie, strach. Był jak sparaliżowany. Może to i głupie, ale cieszył mnie ten widok. Tak samo pewnie wyglądała Kelsey na parę chwil przed śmiercią. Wiem, że na pewno to nie on ją zabił, ale mimo wszystko czerpałem jakąś dziwną satysfakcję, gdy patrzyłem na jego twarz. Jego serce też musiało strasznie mocno bić, bo koszulka niemalże furkotała. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, lekki, sarkastyczny. Na jego twarzy jeszcze większe zdziwienie. Wiedziałem, że teraz właśnie analizuje wszystko to, co zrobił w życiu. To, co zrobił źle, to co lepiej. Ale na pewno miał coś za uszami. Nikt przecież nie jest niewinny. A on na pewno taki nie był. W pewnej chwili jakbym odzyskał trzeźwość umysłu. Zorientowałem się co robię. Szybko wybiegłem stamtąd, gdzie byłem.<br />
Rozejrzałem się dookoła. Byłem jakby gdzie indziej. Wokół był las i tylko las. Nic inego. Same drzewa. Pustkowie.<br />
- Gdzie ja jestem? Co ja tu robię? - krzyczałem.<br />
Nie długo trzeba było czekać na komentarz. Nagle, nie wiadomo skąd pojawiła się dwójka koleżków. Około piętnastu lat mieli, chyba.<br />
- Pan nie wie, co tu robił? Tu zabili pana narzeczoną. Może przyszedł pan popłakać? - obaj zaczęli się śmiać.<br />
Jak to? To tutaj zabili Kels? Na dobrą sprawę to ja nawet nie wiedziałem, gdzie ją zabito. Z nerwów przygryzłem wargę. Nie wiem dlaczego, ale ci dwaj zaczęli jeszcze bardziej się śmiać.<br />
- Co? Kacyk? Czy to z tęsknoty? - żartowali.<br />
Wtedy coś we mnie wstąpiło. Nie wytrzymałem. Chwyciłem za pistolet i wymierzyłem w nich. Nie zaczęli uciekać. Nawet się nie wystraszyli. Pewnie myśleli, że mam jakąś zabawkę. Oddałem strzał. Najpierw w jednego, potem w drugiego. Padli momentalnie. Wokół ich ciał pojawiły się kałuże krwi. Zacząłem strzelać na oślep. Nie wiedziałem, co się dzieje. W pewnym momencie poczułem, że robi mi się słabo. Usiadłem na ziemi. W głowie mi szumiało. Świat się kręcił. Po prostu odlatywałem. Przyłożyłem pistolet do skroni. Samobójstwo - to było jedyne rozsądne rozwiązanie. Rozsądne? Czy ja jeszcze posiadam rozsądek? W ogóle czy ja jeszcze posiadam mózg? Chyba nie... Pociągnąłem za spust. Niestety... Zabrakło naboi...<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
Wróciłam! ;)<br />
Postaram się już nigdy nie zawieszać tego bloga.<br />
On jednak zbyt wiele dla mnie znaczy... <br />
Nawet nie wiecie, jak bardzo brakowało mi pisania, może to tłumaczy nieco dłuższy niż zwykle rozdział. Ale to chyba dobrze, nie? ;D<br />
Niestety nie wiem, kiedy uda mi się wrócić do komentowania Waszych cudownych opowiadań. Naprawdę bardzo przepraszam, ale mam dosyć spore zaległości. Postaram się je nadrobić, ale kiedy to nastąpi?<br />
A co do rozdziału - podoba mi się. Naprawdę! Też nie wierzycie w to, co mówię, prawda? xD Podoba mi się dlatego, że jest tu parę poglądów, z którymi się zgadzam. Tom zwariował, a nie ukrywam, że łatwo mi się piszę teraz z jego perspektywy. Dziwne, ale prawdziwe ;)<br />
A szczerze? Kto zaskoczony tym, co zrobił Tom?<br />
A i jeśli są jakiekolwiek błędy to przepraszam, ale pisałam z przerwami, więc może gdzieś jakaś urwana myśl albo literówka. <br />
Czekam na Wasze komentarze ;)<br />
Postaram się dodać już za tydzień nowy rozdział ;]<br />
Kocham Was :* </div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-55815220207850603912013-05-25T12:08:00.001-07:002013-05-25T12:08:54.528-07:00Zawieszenie!Kochani moi!<br />
Przepraszam, za kolejną zawieszkę w tak krótkim czasie.<br />
Ale nie daję rady. Życie mnie przerasta.<br />
Zostałam zawieszona, jeśli chodzi o bierzmowania i przez to mam więcej spotkań.<br />
Wystawienie ocen a to równa się z większą ilością nauki, a raczej popraw.<br />
Po prostu za dużo obowiązków na raz mam.<br />
Waszych blogów też na razie czytać nie będę.<br />
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.<br />
Przepraszam.<br />
Kocham Was.<br />
Postaram się szybko do Was wrócić.Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-84795263686891649092013-05-16T11:20:00.000-07:002013-05-16T11:20:30.876-07:00Rozdział 17<div style="text-align: center;">
<b>"WYMODLONY ANIOŁ STRÓŻ"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Kelsey</b></div>
<div style="text-align: left;">
Kiedy dano mi misję bycia aniołem stróżem Tom'a? Hym... W sumie nie pamiętam, kiedy dokładnie się to stało, ale raczej dawno temu. Dlaczego w ogóle do tego doszło? Jego matka była chora, poważnie chora. Wiedziała, że niedługo nadejdzie ten czas, że umrze. Każdy dzien, każda godzina, każda minuta to przyspieszały. Czas leciał nieubłaganie, ona zdawała sobie z tego sprawę, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Wiedziała, że Tom wówczas, by się załamał. Dlatego udawała, że walczy, cały czas na jej twarzy gościł uśmiech. Starała się, by był możliwie najbardziej szczery, jak tylko się dało. Pokazała Tom'owi, że w życiu nie należy się poddawać. Że powinno walczyć się do samego końca i nie dać się opętać myśli, że będzie źle. To była właśnie nauka życia dla Tom'a. Tak, ale pytanie - skąd w tym wszystkim ja? Mama Parker'a bardzo się o niego modliła, chciała, by nie zszedł po jej śmierci na złą drogę. Modliła się o kogoś dla niego. Kogoś, kto zastąpiłby ją. I właśnie do tego zadania zostałam wybrana ja. To nie jest łatwe zadanie. To nie jest tak, że anioła stróża może wymodlić sobie każdy. Znaczy w pewnym sensie tak jest. Każdy może prosić o kogoś, kto będzie czuwał nad ukochaną osobą, ale nie każdy "otrzymuje" prawdziwą, realną osobę. Najczęściej taką osobę chroni jakaś niewidzialna dłoń, jednego z nas. Tom miał wyjątkowe szczęście, a właściwie można nazwać to nawet cudem. To był pierwszy taki raz, gdy Bóg zesłał kogoś na ziemię, by chronić człowieka. Nie wiem, dlaczego akurat był to Tom. To chyba na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Ale najwidoczniej sam Bóg pokładał w nim jakieś większe nadzieje. Ale tego nigdy nie będę pewna, to są tylko moje domysły...<br />
Moim zadaniem było chronić Tom'a przed różnymi nieszczęściami. Ale to była transakcja wiązana. Ja miałam pewne zasady, których nie mogłam złamać. Było ich pięć. Złamanie choćby dwóch z nich, wiązało się z moją śmiercią. Nie tylko śmiercią, jako człowieka, ale jako anioła również. Pierwszą zasadą, której nie mogłam złamać było to, że nie mogłam wyjawić tego, kim naprawdę jestem. Nie mogłam mówić o swojej przeszłości. Nikomu. To akurat udawało mi się bez problemu. Zawsze, gdy Tom pytał o moje dzieciństwo, czy też rodziców, mówiłam, że nie chcę o tym rozmawiać i zaczynałam płakać. Nie wiem, jak on to interpretował, ale działało. Nigdy o nic więcej nie pytał. Nie mogłam się w Parkerze zakochać - to była druga zasada tej "opieki". Niestety, tą zasadę złamałam, niemalże z prędkością światła. Tom jest nieziemsko przystojny i trudno było oprzeć się jego urokowi, tym bardziej, że otrzymałam w pełni człowieczeństwo, miałam wszystkie uczucia, czułam ból, wszystko, nawet zdolność do zakochiwania się, mogłam nawet marzyć. Taki full wypad z nieba przeniesiony na ziemię. Tak, poczucie humoru też udało mi się jako takie dostać. Ale jakby nie patrzeć jedną zasadę złamałam już na samym początku... Co się wtedy stało? Dostałam naganę... To dziwne uczucie wysłuchiwanie morałów płynących z ust samego Boga. Przyjemnie raczej nie było. Obiecałam poprawę. Szkoda tylko, że będąc na ziemi stałam się grzesznikiem i przestałam dotrzymywać danego słowa. Pewnie to gdzieś małym druczkiem napisali... Trzecie było to, że nie mogło dojść między mną a Tom'em do jakiegokolwiek zbliżenia. Mówiłam już, że stałam się grzesznicą? Nie wiem w sumie, jak do tego doszło. Padał deszcz, a Tom wracał z pracy. Usiadł na ławce, bo był zmęczony, a co zrobiłam ja? Zjawiłam się niespodziewanie z parasolem i ciepłym kakao. Jego mina bezcenna, wyglądał, jakby widział mnie po raz pierwszy na oczy, a tak nie było. Widywał mnie już wcześniej, ale nie znał mnie, nie kojarzył. Tak, wtedy jeszcze byłam w miarę niewidzialna, a potem... No i siedzieliśmy razem pod parasolem, siedzieliśmy i rozmawialiśmy, aż on nagle mnie pocałował. Zdziwiłam się, nawet bardzo, ale mimo to odwzajemniłam ten pocałunek. Tak samo wyszło... Winny się tłumaczy... A ja jestem winna, jestem winna mojej własnej śmierci i cierpienia Tom'a. Co ja narobiłam? Gdybym wtedy nie odwzajemniła tego pocałunku, gdybym nie pojawiła się z tym parasolem... Wszystko ułożyło by się inaczej... Mogłam zostać jego przyjaciółką, wtedy wszystko stało by się prostsze, ale nie... Nikt, by nie musiał cierpieć. Ale prawda jest taka, że nikt nie może uniknąć cierpienia. Ani ja, ani Tom, ani nawet Bóg... Kolejnym zakazem danym mi przez władcę niebios było to, że nigdy nie mogłam pokazać Tom'owi tatuażu. To było akurat trudnym zadaniem, bo ten z Góry mnie w ten sposób testował. Tatuaż raz znikał, a raz się pojawiał, ale na moje szczęście zawsze udawało mi się go jakoś ukryć. To przykryłam bluzką, to udawałam, że coś mnie swędzi. Jakoś się udawało. Aż dziwiłam się, że Tommy nigdy go nie zauważył. Może na moje szczęście. Jednak ostatnim gwoździem do trumny był zakaz piąty, o którym dowiedziałam się na kilka dni przed śmiercią. Szkoda tylko, że już dawno był złamany. A mianowicie nie mogłam zajść w ciążę... Wtedy już wiedziałam, że moje życie niedługo dobiegnie końca. Wtedy mieliśmy z Tomkiem rocznicę, chciałam mu o tym powiedzieć. Jakoś go przygotować na to, co teraz stało się nieuniknione. Ale on musiał iść do pracy, powiedziałam, że zrobię kolację i wtedy chciałam mu powiedzieć, kim naprawdę jestem. A co? Jak szaleć, to szaleć. Zresztą i tak było mi to już obojętne. I tak wiedziałam, że czeka mnie śmierć. Nie wiedziałam tylko, kiedy i w jakich okolicznościach. A tym bardziej nie sądziłam, że w ten sposób. Nie sądziłam, że zastrzeli mnie płatny morderca... Tak, niezbadane są ścieżki Boga, teraz wiem, co to tak naprawdę znaczy...<br />
To było jak gra w pokera. Otrzymałam pięć kart. Tylko ode mnie zależało, czy zechcę je wymienić, czy zagram nimi. Ja je wymieniłam. Znałam reguły. Wiedziałam, że gram va bank. Niestety, przegrałam. Życie uczy przegrywać. Mnie nauczyło. Przegrałam. Przegrałam wszystko i już na zawsze. Martwię się tylko o Tom'a. Co z nim teraz będzie? Kto będzie się nim opiekował? Ja za tą "opiekę" poniosłam niemałą cenę, ale sądzę, że było warto...<br />
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b><br />
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ </div>
<div style="text-align: left;">
Wyszedł dosyć krótki, ale zbytnio nie było co więcej pisać. </div>
<div style="text-align: left;">
W tym rozdziale są dwie podpowiedzi, które później mogą Wam się przydać ^^</div>
<div style="text-align: left;">
Widzicie różnicę między tym, a innymi moimi rozdziałami? Ten jest bez żadnych poprawek, bez niczego. Taki prosto z warsztatu ;) Wydaję mi się, że jest dosyć chaotyczny... Ale ja nie powinnam tego oceniać... </div>
<div style="text-align: left;">
Zaczynam powoli doganiać zaległości z blogami, wkrótce pojawią się też komentarze, ale potrzebuję jeszcze na to trochę czasu.</div>
<div style="text-align: left;">
To do następnego ;*</div>
<div style="text-align: left;">
I proszę o komentarze, których liczba ostatnio diametralnie spada.<b><br /></b></div>
</div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-45867427140037536492013-05-08T10:45:00.003-07:002013-05-11T11:15:10.302-07:00Rozdział 16<div style="text-align: center;">
<b>"DOPIERO SEKCJA ZWŁOK POKAZUJE, ŻE KTOŚ MIAŁ SKRZYDŁA" </b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Tom </b></div>
<div style="text-align: left;">
Starałem jakoś panować nad emocjami, ale nie ukrywam, że to nie było łatwe. Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje. Co się ze mną dzieje? Kim były te duchy? Czy to były duchy? A może tylko moja wyobraźnia płatała mi figle? Jeśli tak, to niech lepiej przestanie, bo inaczej skończę w psychiatryku. Silne emocje i do tego choroba psychiczna? Tak, to ja, Tom Parker i moja ówczesna, szara rzeczywistość. Jeszcze brakuje tego, żebym zaczął gadać sam do siebie. Choć i to może się niedługo zacząć. Wcale by mnie to nie zdziwiło, wręcz przeciwnie. </div>
<div style="text-align: left;">
Przeczesałem dłonią włosy i schowałem telefon do kieszeni. W sumie to najchętniej bym go teraz wyrzucił, bo aktualnie utrudniał mi życie, zamiast je ułatwiać... Ubrałem bluzę w kolorze zielonym, założyłem kaptur na głowę i wyszedłem z domu. Rozejrzałem się dookoła. Miałem iść pieszo, ale dostrzegłem rower oparty o dom, całkiem o nim zapomniałem. Taka przejażdżka dobrze mi zrobi, a przynajmniej powinna. Wsiadłem na rower i ruszyłem przed siebie. Jechałem dosyć powoli. Nie miałem siły, by szybciej pedałować. Ostatnio na nic nie miałem siły. Czułem się kompletnie wypompowany. Chyba powinien odwiedzić lekarza... Ale to, że powinienem nie oznacza, że to zrobię. Są ważniejsze rzeczy, niż moje zdrowie. Ono teraz i tak już nikogo nie obchodziło. Nawet mnie. Mógłbym zachorować najpoważniej, jak tylko się da. Albo nawet umrzeć. Może to było by nawet lepsze rozwiązanie. Chociaż... lepsze dla kogo? Chyba tylko dla mnie... To i tak niczego by nie zmieniło. Oznaczało by ucieczkę przed problemami. Tchórzostwo, a ja tchórzem nie jestem. Zmierzę się z tym problemem. Tylko... jak mogę zmierzyć się ze śmiercią? W ogóle się da? To możliwe? Przecież to jest nieodwracalne... Zmierzę się ze skutkami, jakie ta śmierć przyniosła. O, to brzmi zdecydowanie lepiej. Ale i tak twierdzę, że łatwo nie będzie. Im cięższa walka, tym piękniejsze zwycięstwo. - tak w dzieciństwie mawiała mi mama. Była chora na raka, lecz zawsze walczyła. Walczyła do samego końca. Niestety nie udało jej się. Przegrała. Ale jej śmierć czegoś mnie nauczyła. Wytrwałości i tego, że w życiu trzeba z godnością przyjmować porażki. Może śmierć Kelsey też ma być dla mnie jakąś nauką? Chyba ma mnie nauczyć się walczyć z własnymi emocjami. A to jest najtrudniejsze zadanie, jakiemu muszę stawić czoła, od czasów rozwiązywania zadań z fizyki w gimnazjum. Życie jest najgorszym nauczycielem, jakiego znam i jakiego można sobie tylko wyobrazić. Bezwzględny, wymagający i niesprawiedliwy. Chociaż czym jest sprawiedliwość? Nie ma na to jednej definicji. Każdy ma swoją. I w każdej sytuacji ta definicja jest inna. Dla jednego sprawiedliwością jest to, że w końcu wygra w Lotto, bo przecież gra już od 10 lat, a dla drugiego to, że wrednemu sąsiadowi okradli dom. Sprawiedliwość jest zmienna, inna dla każdego, ma wiele postaci, niekoniecznie korzystnych dla nas, ale najwidoczniej coś nią kieruje...<br />
Pod komisariatem zsiadłem z roweru, oparłem go o budynek, wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Wiedziałem, że to, co zaraz usłyszę i zobaczę będzie trudne. Byłem na to przygotowany. W kieszeni od spodni miałem pudełko z tabletkami na uspokojenie. Pewnie i tak, by nie zadziałały, ale wolę być ubezpieczony. Niepewnym krokiem wszedłem do środka. Cały ten gmach mnie przytłaczał. Był taki ciemny, szary, jakby pozbawiony życia. Choć patrząc na to z drugiej strony to jak miał niby wyglądać komisariat? On miał straszyć, a nie zachęcać. I zdecydowanie spełniał to zadanie. Stanąłem w głównym holu i rozejrzałem się na bok. Kompletnie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Niby były strzałki informujące, jak dotrzeć to danego miejsca, ale w tamtej chwili nie wiedziałem nawet, gdzie powinienem się pokierować. Tępo wpatrywałem w podłogę, aż w końcu podszedł do mnie jakiś policjant, znaczy nie jakiś. Jay. Jay McGuiness. W końcu znałem nazwisko osoby, która przekazała mi najgorszą wiadomość w życiu.<br />
- Musimy zidentyfikować zwłoki pana narzeczonej. - starał się być delikatny w tym, jak mi to mówił, ale nie był.<br />
- Chyba ja muszę, prawda? - odparłem sarkastycznie.<br />
- Racja. - skinął głową i ruszył korytarzem w lewo.<br />
Droga, jaką przemierzaliśmy wydawała się nie mieć końca. Szliśmy i szliśmy. Z każdym krokiem emocje narastały. Narastał gniew, smutek, strach, w pewnym momencie nawet paniczy, a przede wszystkim obawa. Obawa, że ktoś skrzywdził tak bardzo ukochaną osobę. Nie mogę sobie wybaczyć jednego. Mianowicie tego, że nie zdążyłem się jej oświadczyć, że została sama w domu, że nie miałem dla niej tyle czasu, ile być może ona tego ode mnie oczekiwała. Zaraz, zaraz... nie mogę wybaczyć sobie wielu rzeczy, a nie jednej. Ja już chyba wariuję, przecież ja już nawet liczyć nie umiem... Zresztą co ja umiem? Teraz chyba już nic. Kiedyś umiałem wiele rzeczy, ale teraz odebrano mi mą muzę...<br />
- Muszę coś panu powiedzieć. - mówi policjant dosyć oficjalnym tonem, na dodatek wymuszonym, gdy docieramy na miejsce.<br />
- Słucham. - mówię, nie patrząc mu w oczy.<br />
- Pańska narzeczona miała dziwny tatuaż...<br />
Moje oczy stały się niemalże, jak dwa spodki. Kelsey i tatuaż? Zawsze takie rzeczy ją obrzydzały! Na dodatek, jak mogła mieć tatuaż? Przecież bym go jakoś zauważył, chyba?<br />
- Ale to nie jest zwykły tatuaż.<br />
Zaskoczeniom na dziś, jak widać, nie będzie końca. Niezwykły tatuaż? A myślałem, że to ja wariuję, a są ludzie bardziej zwariowani ode mnie. Niezwykły tatuaż... Pewnie, pojawia się i po minucie znika i można go zmieniać... Boże, litości...<br />
- Natomiast ten tatuaż pojawił się na jej ramieniu dopiero dziś. Wcześniej go nie miała, jesteśmy tego pewni. Tatuaż przedstawia skrzydło... - zawahał się - jakby anioła. - dokończył po chwili.<br />
Ta sytuacja robiła się z sekundy na sekundę coraz dziwniejsza. Najpierw wszystko było dobrze, potem ją zabito, potem pojawił się duch, okazało się, że była w ciąży, a teraz, że miała jakiś dziwny tatuaż... I jak tu nie zwariować?!<br />
- A pan się dobrze czuje? - zapytałem i zdałem sobie sprawę z tego, że zachowuję się w tej chwili, jak jakiś idiota.<br />
Moje zachowanie zaczynało mnie martwić. Stawałem się sarkastyczny, cyniczny, a wszystko przez to, że targały mną same negatywne emocje...<br />
- Tsa... <br />
W końcu otworzył drzwi. Wszedłem do zimnego pomieszczenia. Panowała w nim najwidoczniej jakaś zła aura, bo od razu rozbolała mnie głowa. Na środku pomieszczenia było coś, co przypominało stół, ale za pewne stołem nie było. Na nim leżało ciało. Ciało Kelsey. Wówczas jeszcze przykryte jakąś narzutą. Obok stał mężczyzna. Dosyć starszy, miał siwą brodę, a na nosie duże, czarne okulary, które dodatkowo go postarzały. Powinni zatrudnić kogoś młodszego, pomyślałem. On pewnie dorabia do emerytury albo zarabia na spłatę kredytów dzieci... Podszedłem nieco bliżej, mężczyzna odkrył ciało, tak, jakby robił to już milion razy wcześniej, bez żadnych emocji. Ten widok mnie przeraził. Blade ciało. Ale brak śladu po kuli. To mnie zaskoczyło. Im dłużej na nią patrzyłem tym bardziej chciało mi się płakać i wymiotować.<br />
- Wystarczy. - powiedziałem nie mając już ochoty dłużej oglądać tego widoku. - To ona.<br />
Policjanci wypisali jakieś dokumenty, poprosili o mój podpis, złożyłem go i bez słowa wyszedłem.<br />
Kucnąłem, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Chyba wolałbym nie widzieć tego, co jeszcze parę minut temu było mi dane oglądać. Czekałem, aż przejadą wszystkie samochody, by spokojnie przejść przez jezdnię. Przemknęła mi myśl, aby rzucić się pod jakiś samochód. Lecz po chwili przyszło i otrzeźwienie. Przecież to i tak, by niczego nie zmieniło. To by nie rozwiązało problemu. Choć co teraz jest problemem? Jedynie samotność... Poszedłem do pobliskiego kiosku i kupiłem paczkę papierosów Marlboro. Odpaliłem jednego. Zaciągnąłem się. Tak, pięć lat niepalenia jak psu w cztery litery, zakląłem pod nosem.<br />
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale sami wiecie, jest maj, a oceny jakie są, takie są. Muszę wziąć się za ich poprawianie. Poza tym w domu też sporo obowiązków.<br />
W pewnym stopniu jestem zadowolona z tego rozdziału. O.O<br />
Tak, nowość, ale tych nowości będzie też sporo w opowiadaniu ;)<br />
Jak myślicie co stanie się z Tomem? Hym?<br />
Mam nadzieję, że Was zaskoczę i że czasem też to robię ;D<br />
No cóż, czekam na Wasze opinie, kochani.<br />
A i przepraszam za te wszystkie zaległości na blogach, postaram się nadrobić jeszcze w tym tygodniu.</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-64912924659856351002013-04-26T11:43:00.001-07:002013-04-26T11:43:51.313-07:00Rozdział 15<div style="text-align: center;">
<b>"WIERZYSZ W DUCHY?"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Tom</b></div>
<div style="text-align: left;">
Ogromną trudność sprawiało mi otworzenie oczu. Jednak na promienie słoneczne zawsze można liczyć. Powoli zwlekłem się z łóżka. Nie byłem wyspany. Nikt by nie był po takim dniu, ale musiałem się jakoś ogarnąć. Muszę przecież jechać zidentyfikować jej zwłoki. Cholernie się tego boję. Boję się tego widoku. Boję się jak zareaguję. Bałem się wszystkiego, całej tej sytuacji. To nie było dla mnie łatwe. Otarłem łzę, która mimowolnie ciekła mi po policzku. Nie chciałem płakać, nie lubiłem tego robić, ale w tej chwili - było to niezależne ode mnie. Emocje brały górę. Każdy by pewnie płakał... Śmierć jest trudna... Zwłaszcza bliskiej osoby. Jedni mówią, że to koniec świata, a tak naprawdę jest to koniec świata tylko tej osoby, której śmierć dotyka...<br />
Otworzyłem laptopa, by sprawdzić pocztę. Dawno tego nie robiłem, a w sumie powinien poinformować kogoś, że nie będzie mnie w pracy. Zalogowałem się. Miałem 17 nowych wiadomości. Oczywiście połowa z nich była spamem, więc automatycznie je wyrzuciłem. Jedna przykuła moją uwagę.Otworzyłem wiadomość. Tego adresu e-mail wcześniej nie znałem, ale był dopisek <i>PRZECZYTAJ, TO WAŻNE!</i> Moim oczom ukazał się artykuł gazety "The Sun".<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
<i>NARZECZONA NAJLEPSZEGO CHIRURGA ZOSTAŁA ZAMORDOWANA!</i></div>
<i>Moje oczy zrobiły się niemalże jak dwa wielkie spodki. Zainteresowany i zaintrygowany czytałem dalej. </i><br />
<i>Kelsey Hardwick - narzeczona Thomasa Parkera, czyli najlepszego chirurga w Dublinie została zamordowana. Jej ciało zostało znalezione w starej, opustoszałej hali. Zabita strzałem z pistoletu. Pech chciał, że kula trafiła jej prosto w serce. Jak nietrudno się zatem domyślić - zgon nastąpił natychmiastowo.Nieznane jednak w dalszym ciągu pozostają przyczyny jej morderstwa. Sprawca również nie został dotychczas złapany przez policję. Czy zginęła przez przypadek? A może ktoś zlecił to morderstwo? A może było to samobójstwo? Tego jeszcze nie wiemy, ale się dowiemy. Współczujemy panu Parkerowi. Kondolencje.</i><br />
<div style="text-align: right;">
<i>Dla "The Sun" pisał Nathan Sykes</i></div>
</blockquote>
Czyli, że wiedzą już w prasie? Że wiedzą media? Cudownie... Zaczną się jakieś wywiady, pytania o to, jak się czuje, współczucia. Udawane pocieszania... Stop! Nie chcę tego. Dam sobie z tym radę... Jakoś chyba dam... Nie jest mi potrzebne czyjeś gadanie, że Bóg tak chciał albo, że takie jest życie i zabiera czasem osoby, które powinny żyć, a zostawia te, które zasługują na śmierć.<br />
Muszę się jakoś ogarnąć. Idąc do łazienki zabieram jakieś czyste ubrania. Zdjąłem z siebie ubrania i wszedłem pod prysznic. Strumienie wody oblewały mnie zewsząd. To mnie wyciszyło. Wyszedłem i zacząłem wycierać ręcznikiem mokre ciało. Odruchowo spojrzałem w lustro. Było zaparowane, lecz po chwili zaczęły pojawiać się na nim jakieś litery. Na lustrze widniał napis<i> Zabito nie tylko mnie, ale i nasze dziecko. </i>Mrugnąłem, by sprawdzić, czy przypadkiem nie śnię. Ale nie. To była rzeczywistość, jawa. To się działo naprawdę. Czy to duch Kelsey? Nie rozumiałem... Chyba tylko przez to, że wciąż dziwiłem się temu, jak powstał ten napis, wciąż nie docierało do mnie, że Kelsey była w ciąży... No właśnie! Była w ciąży! Ktoś nie zabił tylko mojego świata... Ktoś był na tyle podły, że zabił jeszcze mój drugi świat, który jeszcze się nie narodził...Miałem ochotę zabić tą osobę. Z każdą sekundą narastała we mnie nienawiść. Była ona w pełni uzasadniona, ale nie umiałem nad nią panować.<br />
<i>Ludzie są bezbornni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć.</i><br />
Zasinąłem pięść i całą siłą uderzyłem nią w lustro. Pękło na miliony kawałeczków. Taka metafora. Lustro rozbiło się na miliony drobnych kawałeczków tak, jak ja rozbijam się z każdym dniem coraz bardziej. Jedno jest pewne - miłość do Kelsey we mnie nigdy nie umrze. Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej
z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych
serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć.
Życie było niesprawiedliwe. A może mówię tylko tak, by w jakiś sposób się pocieszyć? Może życie właśnie jest sprawiedliwe i wymierza słuszne wyroki? Może życie to sędzia sumienny i sprawiedliwy? W każdym razie ten sąd zabrał mi moje szczęście. Już nigdy nie będę szczęśliwy, nie będę potrafił. <i>Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro? </i><br />
<i> </i>Wyszedłem z łazienki i poszedłem po jakiś bandaż. Ręka mnie nie bolała, a nawet jeśli ten ból był do zniesienia, najgorszy był ból psychiczny... Na niego bandaż nie pomagał... Przemyłem rękę wodą utlenioną, syknąłem nieco z bólu i owinąłem ją bandażem. Wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Patrzyłem na zdjęcie Kelsey. Wspomnienia zaczęły gwałtownie powracać, znaczy one nie powracały, przecież ja cały czas pamiętałem... W pewnym momencie dostrzegłem, że na stoliku leży koperta, czarna. Rozejrzałem się dookoła, lecz nikogo nie zauważyłem. To było dziwne... W moim domu są duchy, czy jak? Czułem, jak dostaję gęsiej skórki na całym ciele. Momentalnie moje ręce zrobiły się strasznie zimne. Drżącą ręką sięgnąłem po kopertę, z nieufnością ją otworzyłem. List. Anonim.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>To Ty jesteś winien śmierci swojej dziewczyny. Ty sam. Sam jej wymierzyłeś taką karę. Trzeba było uważac w przeszłości. A tak? Jej już nie ma, ale jesteś jeszcze Ty... Za błędy młodości płaci się najwyższą cenę...</i><br />
<i>~Życzliwy</i></blockquote>
Nic nie zrozumiałem z tego listu. Kompletnie nic. Ja zawiniłem? Czym? Co ja takiego zrobiłem? W przeszłości? Nic teraz nie przychodzi mi na myśl... Nie wiem, co takiego zrobiłem, że aż tak surową karę poniosła za to Kelsey. Wziąłem do ręki telefon, chciałem wybrać numer do tego policjanta, a na ekranie wyświetlił się napis <br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Teraz nie pamiętasz? Lepiej sobie przypomnij! Może chcesz jakąś wskazówkę, podpowiedź? Dam ci ją. Sprawa sprzed pięciu lat. Twoja pierwsza operacja, a raczej asysta.... Już wiesz?</i></blockquote>
Naprawdę niczego się nie domyślałem. Cała ta sytuacja była chora. W moim domu były duchy? Dlaczego? Kelsey rozumiem, ale ten drugi? O co w tym chodziło? Zaczynam się bać, co się ze mną dzieje... Może to moja wyobraźnia? Może to z tęsknoty? Chyba powoli zaczynam wariować... Moje zachowanie odbiegało od normy. Chociaż co było normą? Nie ma jednej definicji "normy". Dla jednego normą będzie wybijanie szyb u jubilera, a dla drugiego obgryzanie paznokic... Dla mnie normą teraz stanie się chyba strach, natarczywe myśli i duchy?! <br />
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Proszę bardzo, oto rozdział ;) Jak się podoba? ;D<br />
Miał być dłuższy, ale tak jakoś... mi się co nieco skasowało xD <br />
I od razu mówię, że Tom będzie miał teraz ciężkie życie ^^<br />
Lubie to napięcie xD<br />
Jestem po egzaminach, powiem Wam, że je zawaliłam, ale pojawiły się nowe pomysły co do opowiadania ;><br />
Do nexta ;*<br />
Dziękuję za wytrwałość w czekaniu ;3 </div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-20976848002793693692013-04-10T10:31:00.000-07:002013-04-10T10:31:53.510-07:00ZawieszenieTak, wiem co chcecie powiedzieć.<br />
Że jak to?<br />
Tak szybko?<br />
To opowiadanie to dopiero początek, a Ty już je zawieszasz.<br />
Ma tak mało rozdziałów...<br />
Robi się coraz ciekawiej...<br />
Chcemy wiedzieć co z Max'em, co z Tom'em... <br />
Tak, wiem...<br />
Serdecznie Was za to przepraszam.<br />
Ale mam coś na swoją obronę.<br />
1. Mam dużo nauki.<br />
2. Niedługo testy i w związku z tym mamy dodatkowe lekcje itp.<br />
3. Obowiązki w domu.<br />
4. Po prostu to wszystko mnie trochę przerosło.<br />
Najszybciej mogę dodać coś za jakieś dwa tygodnie, po testach, ale nic Wam nie obiecuję. W każdym bądź razie - w maju NA PEWNO będzie rozdział ;)<br />
Liczę na Waszą wyrozumiałość.<br />
Wasza Kinga ♥ Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-84721389748631374032013-04-04T10:26:00.002-07:002013-04-04T10:28:21.614-07:00Rozdział 14<div style="text-align: center;">
<b>"NOWE OBLICZE MAX'A"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Siva</b></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: small;"> <span style="font-size: small;"> <span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> Jay nerwowo chodził po całym mieszkaniu. Zaczęło mnie to już powoli denerwować. Ile można patrzeć jak ktoś wchodzi w tą i z powrotem? Oczopląsu można dostać. Było już dosyć późno, a Max'a dalej nie było. Ale miał do tego prawo. Mógł wychodzić gdzie mu się tylko podobało, był przecież dorosły. Ale świadczyło o tym tylko to, że ukończył osiemnaście lat, bo mimo tego, że miał dużo więcej lat, nie zachowywał się, jak człowiek dorosły... To takie moje zdanie, z którym niekoniecznie Jay się zgadzał. Loczek uważał Max'a za cały swój świat, za najlepszego przyjaciela. Ale też bym się chyba tak zachowywał, gdyby ktoś mnie uratował. Jay miał wtedy siedemnaście lat. Próbował popełnić samobójstwo, bo w wypadku samochodowym zginęła jego dziewczyna. Ona była całym jego światem. Jay wtedy wziął niezliczoną ilość jakichś tabletek, nie pamiętam na co one były. Był sam w domu. Ale Max postanowił przyjść do niego, bo przypomniało mu się, że zostawił u niego w torbie papierosy. Gdyby nie Max... Nawet nie chcę myśleć, do czego by doszło. Tą historię znam z opowieści Maximiliana. Jay nigdy nie miał odwagi, by mi o tym powiedzieć, ale ja mu się nie dziwię. Nic dziwnego, że teraz martwi się o Łysego. W końcu zawdzięcza mu życie.</span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> - Spokojnie, przecież zaraz przyjdzie. - próbowałem uspokoić przyjaciela.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> - Ale... ja się o niego martwię. - dukał Jay.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> - Wiem. - starałem się go zrozumieć. - Mecz się jeszcze nie zaczął. - zmieniłem temat, a osoba, która zmienia temat nosi miano trolla. Czy ja jestem trollem? Moje myśli są nader interesujące.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> Nagle rozległ się wielki trzask, a to mogło oznaczać tylko jedno - Łysy wrócił. Zajrzał do salonu. Wyglądał na bardzo zmęczonego. W ręku trzymał reklamówkę, którą mechanicznym ruchem ręki podał mi. Zajrzałem do środka. Czteropak piwa. No, to ja rozumiem. Można mecz oglądać!</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> - To co? Oglądamy?</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Max nagle zrobił się poważny, a właściwie był poważny odkąd wrócił.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> - Ja nie dam rady. Idę się położyć. - powiedział i zniknął gdzieś w korytarzu.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Wymieniłem spojrzenia z Jay'em, który posmutniał. Max był jakiś inny, jak nie on. Bez słowa sobie poszedł. Przecież byliśmy przyjaciółmi, mógł powiedzieć, gdzie był i jak minął mu dzień. Przecież o wiele nie prosiliśmy.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> Obejrzeliśmy mecz. Jakiejś wielkiej rewelacji nie było. Remis. Manchester United coś ostatnio słabiej gra, to niedobrze wróży. Jay usnął na kanapie, w sumie to nawet nie wiem kiedy. Uznałem, że za późno już, by wracać do domu i poszedłem do sypialni Jay'a i tak mu teraz nie jest potrzebna, skoro woli spać w salonie... Niech wie co traci. Byłem zmęczony, nie wiem czym, ale odczuwałem okropne zmęczenie, jak rzadko. Zdjąłem buty, położyłem je koło łóżka i bezwładnie opadłem na nie. Przez chwilę wpatrywałem się tępo w sufit, a potem zasnąłem.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> - Seev, wstawaj! - potrząsał moimi ramionami i darł się do mojego ucha Jay.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"> - Już, chwila. Co się w ogóle dzieje? - przetarłem ręką oczy i spojrzałem na zegarek.</span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;">Szósta rano, a on mnie budzi i to w taki sposób... Co za człowiek... Podszedłem do lustra, stwierdziłem, iż wyglądam fatalnie. Zmęczenie ma zły wpływ na mnie, a przede wszystkim na mój wygląd. Potrzebuję spokoju, a zwłaszcza moja twarz go potrzebuje. Ale tutaj odpoczynek nie wydaje mi się możliwy. <span style="font-size: small;">W lustrze zauważyłem wpatrującego się we mnie Jay'a. O Boże! On tu nadal stoi?!</span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - No powiesz wreszcie co się stało? - mówiłem,<span style="font-size: small;"> albo raczej krzyczałem<span style="font-size: small;">...</span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - Max zniknął. - powiedział spokojnie Jay.</span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Jak to cholera jasna zniknął? Co <span style="font-size: small;">się z nim dzieje ostatnio? Jest coraz bardziej tajemniczy. Gdzie podziewa się nasz dawny Max? Wygadany, otwarty, żartobliwy? Ktoś go ukradł? Por<span style="font-size: small;">wał dla okupu? Czy może to jakaś zemsta? Albo nauczka? Żebyśmy go doceniali takim, jakim jest? Byśmy zobaczyli jego inne oblicze? Zbyt wiele pytań. Zbyt mało odpowiedzi.</span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - Jak zgin<span style="font-size: small;">ął? Jay, to niemożliwe<span style="font-size: small;">. - starałem</span></span> się w jakiś sposób ożywić panującą wówczas, niemalże grobową, atmosferę.</span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - To nie jest śmieszne. Nigdzie go nie ma. Nie zostawił nic. <span style="font-size: small;">żadnej kartki, słowa wyj<span style="font-size: small;">aśn<span style="font-size: small;">ienie. Jego telefon nie odpowiada. <span style="font-size: small;">Śmiej się, ale ja się o niego martwię, czy ci się to podoba, czy nie<span style="font-size: small;">. </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Jay wyglądał na bardzo przygnę<span style="font-size: small;">bionego. Usiadł na skraju łóżka i skrył twarz w dłoniach. Usiadłem obok niego. Nie wiedziałem jak się mam zachować.</span> Nie dziwiłem się wcale zachowaniu Loczka. Tak się nie postępuje.<span style="font-size: small;">..</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> Wyszedłem z pokoju. Stanąłem na środku korytarzu i <span style="font-size: small;">wpatrywałem się w drzwi do pokoju Łysego. Jay stał tuż za mną. Położył mi rękę na ramieniu. </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> </span>- Myślisz o tym samym, co ja? - szepnął mi do ucha. </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Nie odpowiedziałem. Po prostu podszedłem drzwi i je otworzyłem. Miałem trochę wyrzuty sumienia, bo przecież zaraz będę naruszał prywatność mojego przyjaciela. A<span style="font-size: small;">le... chrzanić e<span style="font-size: small;">t</span>ykę i zasady! Niepewnym ruchem pchnąłem drzwi i wszedłem do środka.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - A czego mamy tak w ogóle szukać?</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - Nie wiem.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Chodziłem po pokoju i podnosiłem każdy przedmiot. Otwierałem każdą szafkę. otwierałem wszystkie szuflady... A<span style="font-size: small;">le to jak szukanie igły w stogu siana. Tyle, że jak szukasz igły, to wiesz chociaż, że szukasz igły.</span></span> A my nawet nie wiemy, co jest naszą igłą. </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - Mam coś! - krzyk<span style="font-size: small;">nął Jay.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Odwróciłem się w jego stronę. W ręce trzymał kopertę. Popatrzył na mnie tak, jakby oczekiwał zgody na jej otworzenie. Potrząsnąłem głową w oznace zgody. Otworzył. W kopercie było zdjęcie. Jay chwilę się w nie wpatrywał, po chwili odwrócił je na drugą stronę. Chyba coś tam było napisan<span style="font-size: small;">e. Po chwili otrzymałem zdjęcie. Widniała na nim jakaś kobieta z dzieckiem. Zdziwiłem się. Nie znałem tej kobiety, sądz<span style="font-size: small;">ąc po m<span style="font-size: small;">inie Jay'a - on też nie. Ale znaliśmy już <span style="font-size: small;">przyczynę takiej zmiany zachowania Maximiliana... Na odwrocie zdjęcia widniał napis <i> </i></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><i>CO RAZ WEŹMIESZ DO SERCA,<span style="font-size: small;"> Z<span style="font-size: small;">OS</span>TANIE W NIM NA ZAWSZE.</span></i></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><i> Isabel.</i><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">I wszystko jasne. Max jest zakochany i kto wie, czy to dziecko nie jest jego... A ja dalej twierdzę, że on mógł nam o wszystki<span style="font-size: small;">m powiedzieć. Jesteśmy kumplami, traktujemy, przynajmniej ja, go jak rodzinę. Na pewno byśmy mu jakoś pomogli, wsparli, ale on stchórzył. Nie wiem czy nie chce p<span style="font-size: small;">owiedzieć nam prawdy, czy po pro<span style="font-size: small;">stu się boi. </span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - Myślisz, że to jego dziecko? - pytał Loczek.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Wzruszyłem ramionami. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Nie wiadomo, czy Max je znał. A co dopiero ja... Usiadłem na podłodz<span style="font-size: small;">e po turecku i patrzyłem na zdjęcie. Nie ukrywam. Bolało mnie to, w jaki sposób postąpił Geo<span style="font-size: small;">rge. My<span style="font-size: small;">ślałem, że on nam ufa. Chyba jednak się myliłem... Jay wyszedł z pokoju. Zacz<span style="font-size: small;">ął dzwonić jego telefon. Zawołałem go, bo dźwięk dzwonka to piosenka Coldplay, nie wiem czemu, ale jakoś ten zespół działa mi na nerwy, ale dla Jay'a to cały świat. Szybko przyszedł i odebrał. </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - Max dzwonił. - mówił Jay.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Na jego twarzy mało<span style="font-size: small;">wało się coś jakby zdziwienie, zaciekawienie.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"> - Mówi, że ma dla nas sprawę. - p<span style="font-size: small;">owiedział.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Wymieniliśmy spojrzenia i zaczęliśmy się ubierać.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">CIĄG DALSZY NASTĄPI...</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></b></div>
<br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ </span> </span> </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Nawet nie ocenię, bo próbuję się oduczyć wypowiadania się na temat <span style="font-size: small;">tego, co piszę.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale jestem leniwa i teraz dużo nauki.</span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Jeśli mam u Was zaległości z rozdziałami, to napiszcie w komentarzy ;) </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;">Czekam na Wasze opinie ;) </span> </span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span></span> </div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-28559065524162637272013-03-25T10:52:00.001-07:002013-03-25T10:52:56.321-07:00Rozdział 13<div style="text-align: center;">
<b>"HANDEL"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Max</b></div>
<div style="text-align: left;">
<b> </b>Siedziałem jeszcze chwilę przy Isabel. Ona była taka piękna. Marzenie każdego faceta. Jej córeczka... była taka mała i bezbronna... Taka jak jej mama. I pomyśleć, że jej ojciec jest zarazem jej dziadkiem. Przecież to aż nóż się sam w kieszeni otwiera. Nie żałowałem tego, że mu wtedy przywaliłem, w ogóle. Żałować mogłem jedynie tego, że nie uderzyłem go wtedy dwa razy mocniej. Choć to i tak by nic nie dało. Nie czuł by się tak samo, jak Isabel. Ten człowiek zasłużył na cierpienie. A przed Isabel stać będzie w przyszłości nie lada wyzwanie. Będzie musiała powiedzieć przecież swojej córce, kim jest jej tatuś. Nie wiem, co ona wtedy zrobi. I czy w ogóle jej powie, gdy dorośnie. Wolałbym, żeby tego nie robiła. Nie wiadomo, jak córka może zareagować... Pocałowałem najpierw Isabel w czoło, a potem małą.<br />
- Yvonne? - zapytała.<br />
Odwróciłem się nieco zdezorientowany.<br />
- Kocham tę minę. - puściła mi zalotne spojrzenie, które nagrodziłem szczerym uśmiechem od ucha do ucha. - Imię dla małej? Może być?<br />
- Jest cudowne. - powiedziałem i wyszedłem z sali.<br />
Wyjąłem telefon z kieszeni. Na ekranie widniało powiadomienie o dwóch nieodebranych połączeniach. Nevan. Zapomniałem o nim kompletnie! Szybko wybrałem jego numer i czekałem, aż odbierze. Nie dane mi było długo czekać, bo odebrał już po drugim sygnale.<br />
- No, stary! Co z tobą? - usłyszałem zdyszany głos młodszego kolegi.<br />
- Przepraszam, ale poród był. - wytłumaczyłem się krótko.<br />
Mimo, iż go nie widziałem w tej chwili, wiedziałem, jaką ma minę.<br />
- Wytłumaczę ci potem. Za dwie godziny, tam, gdzie mówiłeś, tak? - zapytałem.<br />
Zgodził się.<br />
Była już 20.00 a mimo to nadal było w miarę jasno. Na ulicach dalej panował niemały ruch, który dbał o to, żebyśmy przypadkiem nie byli zbyt zdrowi. Pełno spalin. To okropne. Do czego to wszystko nas doprowadzi? Czasem mam wrażenie, że jestem jednym z tych nielicznych, który dla zdrowia woli sobie urządzić spacer niż jechać autem. A to jest niestety przykre, ale prawdziwe... Z moich rozmyśleń wyrwał mnie fakt, że dotarłem już na umówione miejsce spotkania. Rozejrzałem się dookoła i dojrzałem kolegę. Siedział na końcu tego lokalu, przy oknie. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w jego stronę. Przysiadłem się do niego. W milczeniu poczekaliśmy na kelnera. Ten przyszedł po jakichś dwóch minutach naszego czekania. Obaj zamówiliśmy piwo. Po chwili otrzymaliśmy zamówienie. Upiłem dosyć sporego łyka i zacząłem mówić:<br />
- Isabel zaczęła rodzić. Musiałem wyjść. Chyba rozumiesz? - zacząłem dosyć delikatnie.<br />
- Rozumiem. Isabel? - nie krył zdziwienia. - Kto to? - uśmiechnął się.<br />
Zacząłem się zastanawiać kim, tak naprawdę jest dla mnie Isabel... Dziewczyną? To chyba jeszcze za duże słowo. Przyjaciółką? Też nieodpowiednie słowo.<br />
- Dobrą znajomą. - wykręciłem się jakoś. - Ale nie po to przecież tu się spotkaliśmy, tak? - teraz to ja zadawałem pytania.<br />
Nevan westchnął, podniósł kufel, zakręcił nim i wypił połowę jego zawartości.<br />
- W restauracji handlują narkotykami. - powiedział ściszonym tonem.<br />
Moje oczy zrobiły się teraz ogromne. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy w ogóle coś odpowiadać. Czy może jest jeszcze coś, o czym nie wiem. Ale w sumie... Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Narkotyki tłumaczyły by tę nienaturalną atmosferę panującą w restauracji... Dziwnego szefa, który jest tak miły, że aż to nienaturalne, bo wie, że dowiem się prędzej czy później, a nie chce bym powiedział o tym policji.<br />
- Naprawdę? Nie wierzę...<br />
Nevan wzruszył ramionami.<br />
- Też się dziwiłem, dopóki nie zauważyłem, jak ktoś na zapleczu daje jakąś strunówkę z białym proszkiem jednemu z naszych klientów.<br />
Na chwilę zamilkliśmy obydwaj.<br />
- A mówiłeś o tym ojcu czy on o tym wie? <br />
Nevan spuścił głowę i głośno przełknął ślinę.<br />
- To pomysł taty, on wie o tym. Ale jeszcze nie wie, że wiem ja.<br />
Zdziwiłem się, niepierwszy już raz dzisiaj. Czyżby Nevan coś kombinował? Chciał specjalnie wydać ojca? A może sam zajmuje się handlem i chce z tym skończyć? O co tu chodziło?<br />
- Chcę zemścić się na nim. Chcę żeby trafił do więzienia. - mówił, był bardzo zdenerwowany, a spojrzenie miał bardzo wrogie, jakby chciał kogoś zabić. - Pomożesz mi?<br />
- W jaki sposób?<br />
- Wiem, że kumplujesz się z policjantami. Ja załatwię dowody, a ty tylko powiesz tym, co trzeba i już.<br />
Dla niego ten plan wydawał się taki prosty, ale nie dla mnie. Cała ta sytuacja była jakaś taka... dziwna, niezrozumiała.Popatrzyłem Nevanowi prosto w oczy, nie wydawał się żartować. Mówił całkiem serio. Dlaczego ja mam taką tendencję do pakowania się w kłopoty? Nie wiem. Nie mogłem sobie znaleźć normalnej pracy? W której tylko bym pracował, a nie dodatkowo bawił się w detektywa i donosiciela? Otóż nie, bo wtedy moje życie było by zbyt łatwe i zbyt piękne.<br />
- Niech ci będzie. - powiedział bez żadnych emocji.<br />
Nevan widocznie się ucieszył. Ciekawe, dlaczego aż tak bardzo pragnął zemsty na swoim ojcu. Co takiego musiało się stać, że aż tak go nienawidzi? Wcześniej tego nie zauważałem, ale teraz, jestem pewny, że go nienawidzi z całego serca. Uznałem, że chyba nie chcę znać więcej szczegółów i nie pytałem o przyczynę konfliktu. To tylko dodatkowo skomplikowało by sprawę.<br />
- Więc kiedy zaczynamy naszą "sprawę"? - zapytałem i upiłem ostatni łyk piwa.<br />
- Jak najszybciej. To w końcu musi się skończyć. Liczę na ciebie.<br />
Nevan stwierdził, że musi już iść. Nie zatrzymywałem go. Położyłem jakiś banknot na stole i wyszedłem tuż za nim.<br />
Byłem już w połowie drogi do domu, gdy otrzymałem wiadomość SMS. Z nadzieją, że to od Isabel, wyjąłem telefon z kieszeni katany.<i>Twoja ukochana</i>. Zdziwiłem się, bo nie mam zapisanego takiego kontaktu, ani numeru. Odczytałem treść.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>KOCHANIE. Kolacja stygnie. Gdzie jesteś? Max, ile można na Ciebie czekać?!</i><br />
<i>Hahahahaha. Dobre, co nie? Widzę oczami wyobraźni twoją minę. Też cię kocham, a tak na serio, to chodź do domu. Zaraz mecz. Kup piwo.</i></blockquote>
Ale Jay jest głupi! On to ma pomysły... Kochanie? On to już nic beze mnie nie umie zrobić. Nawet na chwilę go samego nie można zostawić, bo się biedny nudzi. No w sumie to nie taka chwila... Prawie cały dzień mnie nie ma, ale czy ja jestem jego nianią? W sumie odpowiedź na to pytanie nie jest taka łatwa. Uśmiechnąłem się pod nosem, kopnąłem jakiś kamyk i przyśpieszyłem kroku. Liczyłem, że monopolowy będzie jeszcze otwarty...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Tak, wiem. Miałam dodać wcześniej. Miałam też wyjaśnić przyczyny morderstwa Kelsey, ale Wy mnie znacie. Wiecie, że lubię Was trzymać w niepewności.<br />
Jak już wiecie, założyłam nowego bloga. Nie wiem w jakim celu, ale to się wytnie ;D<br />
Ale to opowiadanie pozostaje numerem jeden. Już wystarczająco je zaniedbałam w tym miesiącu.<br />
To do następnego ♥<br />
PS. Przepraszam za ewentualne błędy. <br />
<br /></div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-7314239157485163862013-03-20T11:01:00.000-07:002013-03-20T11:01:34.238-07:00Notka Chciałam Was poinformować o moim nowym blogu ^^<br />
Kolejny kryminał, ale tym razem nieco inny.<br />
Pisany oczami morderczyni.<br />
Serdecznie Was zapraszam, jest już prolog.<br />
<a href="http://pamietnikiplatnychmordercow.blogspot.com/" target="_blank">http://pamietnikiplatnychmordercow.blogspot.com</a><br />
A tu rozdział powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu ;)<br />
Najpóźniej chyba w sobotę ;D<br />
To tyle miałam do powiedzenia ;)Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-65946278100320537422013-03-06T10:08:00.003-08:002013-03-07T09:53:43.056-08:00Rozdział 12<div style="text-align: center;">
<b>"NIE UMARŁ TEN, KTO ŻYJE W PAMIĘCI ŻYWYCH"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Tom</b></div>
<div style="text-align: left;">
Siedziałem i tępo patrzyłem w ziemię. Nie wiedziałem, co mogło się stać. Gdzie była Kelsey? I co miały oznaczać te sznury, krew? Zbyt dużo pytań pozostawało bez odpowiedzi. Usłyszałem pukanie do drzwi. Powolnie podniosłem się z kanapy i poszedłem do drzwi. Spojrzałem najpierw przez wizjer. Za drzwiami stała Jess z jakimś mężczyzną w kominiarce, który pchnął ją ku drzwiom i uciekł. Jess spuściła wzrok i przez chwilę patrzyła w ziemię. Potem zapukała do drzwi. Coś trzymała w ręku. Niepewnie nacisnąłem na klamkę i otworzyłem drzwi.<br />
- Co cię tu sprowadza? - zapytałem.<br />
Jess rozejrzała się po mieszkaniu tak, jakby była w nim po raz pierwszy. Zadumała się. Popatrzyłem przez okno, było już ciemno, powoli zaczęły świecić latarnie. Dublin pogrążał się w półmroku. Ponownie przeniosłem wzrok na Jess. A ta nagle jakby się ocknęła, podleciała do mnie. Wyjęła z kieszeni nóż i przyłożyła go do gardła. Głośno przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem co robić. Byłem kompletnie zdezorientowany.<br />
- Teraz czas na ciebie. - powiedziała z niewątpliwą pogardą.<br />
Takie zachowanie było kompletnie do niej nie podobne. To nie była ona. Byłem tego pewien. Jess? Miła, pogodna, uśmiechnięta, a teraz chce mnie zabić? Chociaż... Zaraz, zaraz, a co miały oznaczać słowa <i>Teraz czas na ciebie? </i>Czy to mogło dotyczyć Kelsey?! Nawet nie chciałem dopuszczać do siebie tej myśli. Wziąłem głęboki oddech i chwyciłem za nóż, który ona trzymała. Szybko wyswobodziłem się z tego niezdrowego uścisku. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Jej źrenice co chwilę poszerzały się, to zwęrzały. A to oznaczało, że Jess była pod wpływem narkotyków. Coraz bardziej zaczynałem się o nią martwić. Ona nigdy taka nie była. A poza tym co ona tutaj robiła, skoro jeszcze parę dni temu ponoć została porwana?<br />
- Tommy... - powiedziała piskliwym głosem.<br />
Wyglądała na słabą, tak jakby miała za chwilę zemdleć. Szybko ją objąłem. Wtuliła się w mój tors. Zaczęła płakać. Nie wiedziałem co, się dzieje. Po chwili miałem mokrą od jej łez koszulkę. Pogładziłem ją po głowie.<br />
- Teraz ci coś powiem. To nie będzie przyjemna wiadomość, ale proszę, abyś wysłuchał mnie do końca. - powiedziała i ukryła twarz w dłoniach.<br />
- Kelsey nie żyje. - zaczęła jeszcze bardziej płakać.<br />
Nie wierzyłem w to. Nie wierzyłem. Jak to Kelsey nie żyje? To nie mogła być prawda! Poza tym Jess była naćpana, może nie mówiła prawdy?<br />
- Wiem, że w to nie wierzysz, ale mówię prawdę. Ja przyszłam tu, bo kazali mi cię zabić. - powiedziała i nerwowo zaczęła obgryzać paznokcie.<br />
- Wyjdź stąd! - krzyknąłem.<br />
- To sprawa z przeszłości. To twoja wina. - powiedziała i trzasnęła bezczelnie drzwiami. <br />
Po chwili Jess już nie było, a ja... czułem tylko pustkę. <br />
Nerwowo chodziłem po domu. Nie mogłem poskładać sobie tego w głowie. To było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Dlaczego? Dlaczego akurat ona?! Co ona komu zrobiła?! Czułem się, jakby ktoś wyrwał mi serce, ale wiem, że je miałem, bo biło jak oszalałe. Najchętniej sam bym je sobie teraz wyciął. Ono już nie ma dla kogo bić. Strącałem wszystko z szafek. Wazony, lusterka, kieliszki. Wszystko, co tylko się dało. Oparłem się w końcu o szafkę i osunąłem na dół. Wziąłem w rękę kawałek potłuczonego szkła i rozciąłem nim rękę. Zawsze uważałem, że zadawanie sobie bólu jest po prostu głupie, ale przynosiło ulgę. Usłyszałem dźwięk telefonu. Wyjąłem go z kieszeni. Nie miałem ochoty z nikim teraz rozmawiać, ale odebrałem. Numer nieznany.<br />
- Tu Jay. - mówił głos po drugiej stronie. - Mam przykrą wiadomość dla pana. - był to oczywiście policjant, który był mnie przesłuchiwać w sprawie Jess. - Kelsey Hardwick nie żyje. - powiedział z żalem w głosie, tak, jakby ją znał i jej śmierć była dla niego bardzo smutnym wydarzeniem w życiu.<br />
- Wiem. - odpowiedziałem bez emocji, mimo, że miałem ochotę rozryczeć się jak małe dziecko.<br />
- Ale jak to? - pytał zdziwiony McGuiness.<br />
Postanowiłem, że to przemilczę. Nie miałem ochoty wdawać się w żadne dyskusje. Chciałem spokoju, świętego spokoju. Chciałem po prostu, by Kelsey żyła.<br />
- Tak czy owak, musi pan przyjechać i zidentywfikować ciało. Wiem, że to nie będzie dla pana łatwe, ale jest to konieczne. Proszę jutro przyjechać. Myślę, że wie pan, gdzie ma się zgłosić. - powiedział ze smutkiem i rozłączył się.<br />
Łza spłynęła mi po policzku, szybko ją otarłem.<br />
Nie mogłem nawet spokojnie usiedzieć na miejscu. Wszystko mi ją przypominało. Każde miejsce. Wszędzie widziałem ją. Dlaczego musiałem ją stracić? To ponoć moja wina, ale ja nie mam pojęcia o co mogło chodzić. Co ja mogłem zrobić? Patrzyłem na zdjęcie, nasze wspólne zdjęcie. Była tam taka szczęśliwa, pomyśleć, że teraz już jej nie ma... Popatrzyłem na zegarek... który ona mi kupiła. Dochodziła już północ. Postanowiłem, że pójdę spać. Wiedziałem, że nie zasnę, ale muszę mieć trzeźwy umysł. Przyłożyłem głowę do poduszki, która po chwili była już mokra od łez. Przed oczami miałem Kelsey tańczącą na tle nieba. Mam nadzieję, że tam będzie jej dobrze...<br />
Co raz weźmiesz do serca, zostanie w nim na zawsze. Kelsey w nim zamieszkała i zawsze tam pozostanie.<br />
Zasnąłem, ale ta noc nie była łatwa...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Ciężko się go pisało, nie wypowiem się na temat rozdziału, bo od tego jesteście Wy.<br />
Czekam na opinie ;)</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-62898880698484141952013-02-28T09:57:00.000-08:002013-02-28T10:13:06.969-08:00Rozdział 11<div style="text-align: center;">
<b>"WIELKA ORKIESTRA ŚWIĄTECZNEJ PRZEMOCY"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Kelsey</b></div>
<div style="text-align: left;">
Chodziłam po domu to w tą, to z powrotem. Czas wolno płynął. Zawsze tak było - czas dłużył mi się wtedy, gdy nie było przy mnie Tom'a, bo gdy byłam z nim, doba trwała dwie godziny. Spojrzałam na zegarek. Była już szesnasta. Stwierdziłam, że powinnam już zacząć się szykować. Poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą. Osuszyłam ją ręcznikiem i po chwili szukałam tuszu do rzęs w mojej kosmetyczce. Cały makijaż zajął mi jakieś dwadzieścia minut. Nie lubiłam się malować, robiłam to tylko na specjalne okazje, a dzisiejszy wieczór z pewnością miał do takich okazji należał. Mój makijaż był delikatny, nie lubiłam mocnego makijażu, a poza tym nie pasował on do mojej urody. Uśmiechnęłam się lekko do mojego lustrzanego dobicia i wyszłam z łazienki. Czas wybrać sukienkę! Stanęłam przed szafą i powolnie otworzyłam ją. Moim oczom ukazało się około dwudziestu sukienek, każda w innym kolorze. A ja miałam wybrać tą jedyną. Ciężkie zadanie przede mną. Stałam w bezruchu i wpatrywałam się w ubrania. Ostatecznie zdecydowałam się na czerwoną sukienkę przed kolano. Klasyka. Nie była jakaś specjalna, ale była to pierwsza sukienka, którą dostałam od Tom'a. Założyłam sukienkę, buty nie były już problemem. Włosy związałam w lekkiego koka. Podeszłam do lustra, gdzie się przyjrzałam i stwierdziłam, że wyglądam całkiem dobrze.<br />
Spojrzałam na zegarek. Siedemnasta. Jak zwykle szybko się wyszykowałam i teraz chodziłam po domu w tą i z powrotem. Nudziło mi się, więc chwyciłam za telefon i wybrałam numer do miłości mego życia. Łudziłam się, że może skończył wcześniej i odbierze. Jak widać nadzieja matką głupich. Usiadłam w sypialni na łóżku i włączyłam telewizor. Choć mało interesowało mnie to, co w niej nadają. Sięgnęłam po album z moimi i Tom'a zdjęciami. Zaczęłam je oglądać po raz tysięczny, ale dalej oglądanie fotografii z najlepszych chwil spędzonych razem. Nagle usłyszałam trzask rozbijającego się o podłogę szkła. Wystraszyłam się. Dźwięki ewidentnie dochodziły z salonu, a ja przecież byłam w sypialni! To oznaczało, że ktoś jest w domu! Bałam się. Serce zaczęło szybciej bić. Pewnym ruchem ręki zamknęłam album i wstałam. Powoli wyszłam z pokoju. Na środku salonu leżał rozbity wazon, mój ulubiony. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było.<br />
- Jest tu kto? - krzyknęłam.<br />
- Ja jestem, kochanie. - mówił jakiś nieznajomy głos za mną.<br />
Odwróciłam się. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Mężczyzna stojący naprzeciw mnie uderzył mnie czymś w głowę. Bolało, bardzo bolało. Zemdlałam.<br />
Otworzyłam oczy z trudem. Głowa strasznie mnie bolała, prawdopodobnie miałam rozciętą skórę, bo dostałam szklaną butelką. Po chwili zorientowałam się, że jestem związana, lecz nadal byłam w moim domu. Odwróciłam głowę, za mną stał mężczyzna, teraz już miał kominiarkę, ale z tego co pamiętam - miał zielone oczy i chyba był blondynem. Spojrzałam na niego pytającym, a zarazem błagalnym spojrzeniem. <br />
- Zaraz cię stąd zabiorę, spokojnie. - powiedział, jak gdyby nic.<br />
Dostrzegłam, że w ręku trzyma mój telefon. Klikał jakieś klawisze, chyba pisał SMSa.<br />
- Tom Parker, wysłane. - powiedział.<br />
Zdziwiłam się. On wysłał SMSa z mojego telefonu do Tom'a. Ciekawe, co w nim napisał. Tępo patrzyłam w podłogę i rozmyślałam. Mężczyzna stanął przede mną.<br />
- Idziemy. - powiedział i zaczął rozplątywać sznury, którymi byłam związana.<br />
- Nigdzie z tobą nie idę. - odpyskowałam się, jak dziecko, które obraziło się na mamę tylko dlatego, że zabrała mu ulubioną zabawkę.<br />
Mężczyzna wyjął z kieszeni nóż. Szybko zaczęłam żałować tego, co powiedziałam parę sekund wcześniej. Przyłożył mi nóż do gardła i zaczął po nim "jeździć". Czułam, jak strumień krwi cieknie po mojej szyi. Mężczyzna ponownie czymś mnie uderzył. Powoli traciłam przytomność. Ale czułam, że wziął mnie na ręce i gdzieś niósł. Nie próbowałam nawet się stawiać, bo wiedziałam, że mogę tylko pogorszyć swoją dostatecznie już beznadziejną sytuację. Ostatecznie zemdlałam.<br />
Obudziłam się w miejscu dotychczas mi nieznanym. W sumie nie zdziwiło mnie to. To była jakaś opuszczona hala w stanie bardzo surowym. Ściany były szare, bo straciły swój dawny kolor. Miejsce było okropne. Byłam związana... znowu. Ręce miałam przywiązane do filaru, pod którym siedziałam. Na nogach nie miałam butów, za to miałam sznury... Czułam zimno. Podkurczyłam nogi. Usta miałam zeklejone taśmą. Nawet nie chciałam myśleć, jak wtedy wyglądałam. To i tak nie miało znaczenia. Po chwili wrócił mężczyna, który jak zgadywałam, był się załatwić, gdyż miał rozpięty rozporek. Stanął przede mną w lekkim rozkroku i posłał mi głupi uśmieszek. Z chęcią kopnęła bym go w kostkę, ale nie mogłam... Mężczyzna złapał się za kieszeń i powoli wyciągnął z niej broń. Pistolet. Wziął go do ręki, kilka razy obrócił. Aż ostatecznie wymierzył nim w moim kierunku. Po moim ciele przebiegł dreszcz. Kucnął przy mnie, cały czas trzymając pistolet wycelowany w moją stronę. Pociągnął za spust. Zamknęłam oczy... Zamknęłam oczy na zawsze, bo wiedziałam, że już nigdy ich nie otworzę. Umarłam, Kula trafiła prosto w serce, ale otrzymałam jeszcze jedną "kulkę" pewnie tak dla pewności.
<i>Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata.
Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata...</i>
Mój świat właśnie dobiegł końca.<br />
<i>Śmierć jest minimum. Minimum wszystkiego. Podczas tych godzin, gdy
jesteś tak blisko drugiej osoby, z dwojga niemal stajecie się
jednym... Minimum... Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności,
śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z chłopakiem za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka
jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna. </i><br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI... </b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</i></div>
<div style="text-align: left;">
Tak, Kelsey nie żyje, nie zmartwychwstanie. [*]</div>
<div style="text-align: left;">
Ale powiem Wam, że Kelsey jeszcze wystąpi w tym opowiadaniu.</div>
<div style="text-align: left;">
Strasznie ciężko pisało mi się ten rozdział. Stwierdzam, że to najtrudniejszy rozdział, jaki w ogóle pisałam.</div>
<div style="text-align: left;">
Czekam na Wasze opinie.</div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-34337725966159883822013-02-22T07:55:00.000-08:002013-02-24T08:51:42.975-08:00Rozdział 10<div style="text-align: center;">
<b>"PIERŚCIONEK, SZNUR I KREW"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Tom</b></div>
Obudziły mnie promienie słońca, które wkradły się przez okno do sypialni. Otworzyłem oczy. W moich objęciach słodko spała jeszcze Kelsey. Wyglądała uroczo. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ją kochałem. Pocałowałem ją w policzek i starałem się jakoś wywinąć z naszego uścisku. A to nie było takie łatwe, jak mogło by się wydawać. Kelsey była uparta, a gdy spała to już całkiem... Ale i tak ją kochałem. Uśmiechnąłem się w zasadzie to chyba sam do siebie i powolnie wyszedłem z łóżka. Poszedłem do łazienki. Oparłem ręce o zlew i spojrzałem w lustrzane odbicie.<br />
- Dziś ciężki dzień w pracy. - powiedziałem.<br />
Wziąłem do ręki szczoteczkę do zębów, nałożyłem na nią niewielką ilość pasty i zacząłem szczotkować zęby. Przemyłem wodą twarz i przeczesałem palcami włosy.Wyszedłem z łazienki, a pod drzwiami czekała na mnie Kelsey. Założyła mi ręce na ramiona i wpiła się w moje usta. Namiętny pocałunek.<br />
- Mam niespodziankę dla ciebie. - powiedziała, po czym poszła do kuchni.<br />
Uśmiechnąłem się zadziornie. <br />
- Nie zdążę zjeść śniadania. - powiedziałem. <br />
- Ale o 19 punktualnie jesteś w domu. - uśmiechnęła się, po czym znów mnie pocałowała.<br />
Dziś mieliśmy drugą rocznicę naszego związku. Nawet nie wiem kiedy to zleciało. Jednego byłem pewien - to były najlepsze dwa lata w moim życiu.<br />
Szybko się ubrałem, pocałowałem Kelsey na pożegnanie i wyszedłem z domu. Odwróciłem się i popatrzyłem na drzwi, a konkretnie na wisząca tabliczkę na nich.<br />
<i>Kelsey Hardwick & Thomas Parker</i><br />
Myśl, że już niedługo nie będzie tego napisu, tylko będzie<i> Kelesy & Thomas Parkerowie </i>była cudowna. Cieszyłem się na samą myśl, że Kelsey zostanie moją żoną. Znaczy ona powie sakramentalne "tak"? Jeśli nie - to obiecuję, że się zabiję. <br />
Zaczynałem od wizyty domowej. Dzwoniła do mnie jakaś kobieta, mówiła, że to strasznie pilne. Oczywiście, zgodziłem się przyjść. Szybko dotarłem do pacjentki, bo mieszkała niedaleko mojego domu.<br />
- Dzień dobry. - przywitałem się.<br />
Kobieta mniej więcej koło trzydziestki, w średnim wieku, zaprowadziła mnie do największego pokoju w całym mieszkaniu. Na łóżku siedziała skulona, niemalże w kłębek starsza pani. Popatrzyła się na mnie, jednak jej wzrok był tępy. Była nieobecna. Wyglądała na bardzo słabą.<br />
- Gdyby mogła pani na chwilkę wyjść. - poprosiłem jej córkę.<br />
Po chwili kobieta zniknęła w głębi domu. Popatrzyłem na kobietę i wyjąłem z mojej torby lateksowe rękawiczki, nałożyłem je na obie dłonie. Z tego, co mówiła mi kobieta przez telefon - jej matka miała amputację palca, jednak rana źle się zrosła i nastąpiły komplikacje. Powoli odwinąłem bandaż z nogi, nie był to przyjemny widok. Od razu wiedziałem dlaczego kobieta jest tak słaba. Gangrena, postępująca gangrena. Gdyby jeszcze parę dni - mogła, by już nie żyć. Zawołałem córkę tej pani. Poinformowałem ją o wszystkim. Obiecałem też, że zajmę się jej matką najlepiej, jak tylko potrafię. Ta kobieta musi mieć jak najszybciej amputowaną nogę. Czas ma znaczenie.Szybko wyjąłem telefon i zadzwoniłem do szpitala. Podałem adres i poprosiłem, aby jak najszybciej przyjechała tutaj karetka. Pacjentka wymagała natychmiastowej amputacji nogi.<br />
Operacja przebiegła pomyślnie. Być może dzięki mojej interwencji? Lubiłem podbudowywać swoje ego w ten sposób. Miałem jeszcze parę innych zabiegów, ale nic poważniejszego. Po skończonej ostatniej operacji poszedłem do łazienki, gdzie umyłem ręce i przebrałem się. Pożegnałem się z kolegami i opuściłem budynek. Spojrzałem na zegarek. Była dokładnie 17:17. Pomyślałem życzenie, a było nim usłyszenie "Tak" dziś od Kelsey. Miałem nadzieję, że najlepszy jubiler w Dublinie jeszcze nie zamknął swojego sklepu. Nie myliłem się. Szybko wszedłem do sklepu, oparłem się o gablotę w poszukiwaniu idealnego pierścionka zaręczynowego. Po długim wpatrywaniu się w setki pierścionków, dojrzałem ten dla niej. Był idealny. Srebrny, bo Kelsey nie przepadała za złotem, z średniej wielkości brylantem. Od razu mi się spodobał. Poprosiłem o niego. Sprzedawca wyjął pierścionek z gabloty i zapakował do czerwonego pudełeczka. Wyjąłem z portfela należytą kwotę i podałem pieniądze sprzedawcy. Uśmiechnął się delikatnie. Pożegnałem się i wyszedłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjąłem z kieszeni, bo poczułem, że dostałem SMSa.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Tom, proszę przyjedź najszybciej jak tylko możesz. Ktoś jest w domu.</i></blockquote>
SMS był oczywiście od Kelsey. Wystraszyłem się. Kto mógł być w domu? Zacząłem biec. Biegłem, ile tylko sił w nogach. Myśl, że może jej się coś stać była okropna. Pod domem znalazłem się po dziesięciu minutach biegu. Starłem ręką pot z czoła i wszedłem do domu. Było cicho. Światło było zgaszone, więc szybko je zapaliłem, bo z moją koordynacją ruchową zaraz bym na coś wpadł, a wolałem tego uniknąć. Dopiero, gdy zapaliłem światło, dostrzegłem ślady krwi. Z coraz to większym przerażeniem powoli wszedłem w głąb domu. Wszędzie była krew. Poprzewracane krzesła i sznur. Również cały we krwi. Czułem, jak moje serce zaczęło bić tak, jakby zaraz miało wyskoczyć. Zrobiło mi się na chwilę słabo, ale zaraz otrzeźwiałem. Przeszedłem po całym mieszkaniu. Nigdzie nie było Kelsey. Gdzie ona była? Nerwowo wystukałem jej numer na telefonie, ale nie odbierała. Usiadłem na kanapie. Łzy same leciały...<br />
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale nie mam sił, ani najmniejszych chęci. Pisanie już nie sprawia mi takiej przyjemności, jak kiedyś. Mam nadzieję, że niedługo mi to minie. </div>
<div style="text-align: left;">
O rozdziale się nie wypowiem, bo nie pozwalacie mi się wypowiadać na ten temat xD</div>
<div style="text-align: left;">
Nie wiem kiedy next.</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-39424747952729162852013-02-14T09:30:00.001-08:002013-02-14T09:30:53.500-08:00Rozdział 9<div style="text-align: center;">
<b>"NOWE ŻYCIE"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Max</b></div>
<div style="text-align: left;">
Wyjrzałem przez okno. Taksówka stała już pod domem. Podszedłem do Isabel i pomogłem jej wstać. Była bardzo słaba, ale musiała być dzielna! Chociaż widać było choćby po jej zachowaniu. Brzydziła się tego dziecka... Prawdę mówiąc - nie miałem pojęcia jak ona się czuje. Ale na pewno nie było to dla niej przyjemne. Być w ciąży z własnym ojcem... Jakaś masakra! A jej ojciec miał szczęście, że go już nie było, gdy przyszedłem, bo chyba bym mu coś zrobił. Nie rozumiałem tego... Jak można gwałcić własne dziecko?! Czy to mało jest burdeli? Tam nie można?! Tylko robić coś takiego własnemu dziecku... Trzeba być potworem, a nie człowiekiem...</div>
<div style="text-align: left;">
Pokonaliśmy odległość od sypialni do taksówki w jakieś pięć minut. No z ciężarnymi, a w dodatku, które zaczynają rodzić to raczej się nie pobiega. Pomogłem jej wsiąść do auta, po czym sam wsiadłem. </div>
<div style="text-align: left;">
- Do najbliższego szpitala! - krzyknąłem i trzasnąłem drzwiami.</div>
<div style="text-align: left;">
- Porodzik? - uśmiechnął się kierowca. - Już drugi w mojej karierze. - nie skomentowałem. </div>
<div style="text-align: left;">
Siedziałem z przodu, a Isabel na tylnym siedzeniu. Cały czas się do niej odwracałem i robiłem jakieś głupie miny, by trochę ją rozweselić. Jednak na nic się zdały moje starania, bo ona nawet nie zwracała na mnie uwagi.<br />
- Powiedz jej, że ją kochasz. - wtrącił taksówkarz. - I że to dziecko też kochasz - dodał.<br />
W tym momencie Isabel zaczęła płakać. A ja zacząłem winić się za to, że wybrałem tą, a nie inną korporację. I nie było to szlochanie, ona normalnie beczała. <br />
- Będzie dobrze. Nie płacz. - lekko się uśmiechnąłem.<br />
Do szpitala dojechaliśmy w pięć minut. Nie było korków. Na całe szczęście taksówkarz już się więcej nie odzywał. Z trudem przychodziło mi patrzenie na to, jak Isabel zalewa się łzami i to na dodatek przez jej własnego ojca. Isabel szybko posadzili na wózku i zawieźli w głąb szpitala. Nietrudno się domyślić, że na porodówkę. Mnie natomiast zasypano gradobiciem pytań. Jakieś ankiety... Papierkowa robota... Zawahałem się przy rubryce drugiej. Tak. Szybko wymiękłem. "Nazwisko". Uświadomiłem sobie, jak mało wiem o tej dziewczynie. Zastanawiałem się dosyć długo, aż w końcu przyszła pielęgniarka i zlustrowała mnie dość nieprzyjemnym spojrzeniem. Długo nie myśląc w rubryce <i>NAZWISKO</i> wpisałem <i>George</i>. Resztę w sumie też wypełniłem niezgodnie z prawdą, ale cóż mogłem poradzić?<br />
Siedziałem na korytarzu. Byłem zmęczony, ale i martwiłem się. <i>Oby nie było żadnych powikłań. Wszystko będzie dobrze.</i> Byłem już naprawdę zmęczony tym dniem. Wyjąłem z kieszeni telefon, o którym istnieniu zapomniałem. O dziwo, nie miałem żadnych nieodebranych połączeń. Ta praca była na serio dziwna... Nikt nie zauważył mojej nieobecności przez dobre trzy godziny?! To było dziwne, tak samo jak cała ta praca. Mijały godziny, a poród dalej trwał. Zdawałem sobie sprawę, że urodzenie dziecka nie trwa pięć minut, ale siedziałem w szpitalu już jakieś trzy godziny. Na dworze powoli zapadał zmrok. Ostatnio coraz szybciej zapada zmrok... Nie mogę już siedzieć. Wstałem i ruszyłem w stronę automatu. Mocna kawa! Tak, to powinno postawić mnie na nogi. Wyciągnąłem gorący napój z maszyny i upiłem łyk. Od razu poczułem się lepiej, Ale to uczucie nie trwało długo... Zapomniałem, że nic dziś nie jadłem. Kawa wywołała u mnie zawroty głowy, kołatanie serca i jeszcze ręce zaczęły mi drżeć. Oparłem się o ścianę i zacząłem głęboko oddychać. Mój organizm trochę się uspokoił, co nie oznaczało, że wrócił do normy. Powoli odepchnąłem się od ściany, Szedłem korytarzem. Na miejscu, na którym wcześniej ja siedziałem, teraz siedział jakiś mężczyzna. Był starszy, około pięćdziesiątki, ale nie wyglądał bardzo staro. Swoją drogą ciekawe jaka jest definicja <i>starości</i>. Przecież nie ma jakiejś określonej granicy między młodością a starością.<br />
- Szczęśliwy tatuś? - zapytał mężczyzna.<br />
Przewróciłem oczami i przytaknąłem.<br />
- A pan? - zapytałem i próbowałem lekko się uśmiechnąć, ale chyba niezbyt mi się to udawało.<br />
- Czekam na córkę. Isabel, właśnie rodzi.<br />
Coś się we mnie zagotowało. <i>Isabel, właśnie rodzi. </i>Te słowa bez przerwy krążyły po mojej głowie i zarazem wzbudzały we mnie jeszcze większe wzburzenie. Zdałem sobie sprawę z tego, że naprzeciw mnie siedzi ojciec Isabel i zarazem ojciec jej dziecka. Teraz jego widok powodował moje obrzydzenie.<br />
- Ale w sensie, że czeka pan na córkę, która rodzi czy na córkę, którą ma urodzić? - zapytałem.<br />
Jego mina była po prostu bezcenna, nie wiedział co ma powiedzieć. Był zaskoczony choćby tym, że Isabel nie milczała w tej sprawie. Zmierzył mnie wzrokiem. Jego wzrok był okropny, aż przeszły mnie dreszcze. Odwróciłem się na pięcie i postawiłem krok do przodu. Poczułem jego oddech na karku. Odwróciłem się nerwowo i upadłem. Dlaczego?! Dostałem pięścią prosto w twarz i to tak, że nie miałem jakichkolwiek szans, by się obronić! Złapałem się za czoło. Miałem rozcięty łuk brwiowy. Na moich palcach widniała krew. Nawet nie chciałem myśleć jak teraz wyglądam. Szybko się podniosłem i wymierzyłem prawy sierpowy w przeciwnika. Ależ cudownym uczuciem było patrzeć jak z jego warg sączy się krew. Podszedłem i wymierzyłem kolejny cios.<br />
- Co panowie robią? - pielęgniarka zauważyła naszą bójkę i szybko nas rozdzieliła.<br />
Nie czułem skruchy, ani nic w tym rodzaju. Moim zdaniem zasłużył na jeszcze większy ból niż ja mu sprawiłem. I nie mówię nawet o bólu fizycznym. Nie. Zdecydowanie gorszym bólem jest ból psychiczny i on na takowy zasłużył. Powinien cierpieć...<br />
Spojrzałem na telefon. Była już godzina dwudziesta. Dostałem SMS.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Spotkajmy się jutro o 15. W "Rose and Rose". Na pewno wiesz, gdzie to jest. Mam dla Ciebie ciekawe wiadomości. Do jutra. Nevan</i></blockquote>
No niech mu będzie. Ponownie włożyłem telefon do kieszeni. Podszedł do mnie lekarz. Podniosłem powoli wzrok.<br />
- Gratuluję. - powiedział - Ma pan córkę. Może pan iść do żony. - oświadczył. <br />
- Ale...<br />
- Niech pan nic nie mówi, tylko do nich idzie. - uśmiechnął się i zniknął gdzieś w głębi korytarza.<br />
Po pierwsze - to nie moje dziecko. Po drugie - to nie moja żona. Chociaż... może chciałbym aby kiedyś nią była. Pielęgniarka pokierowała mnie do sali, w której leżała Isabel. Delikatnie zapukałem i wszedłem. Leżała, a przy niej jej córeczka. Obie były takie bezbronne. Uśmiechnąłem się lekko.<br />
- Pocałuj mnie. - nakazała Isabel.<br />
To dla mnie rozkaz! Podszedłem i nachyliłem się nad nią ostrożnie, po czym złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek.<br />
- Zapiekujesz się nami? - powiedziała ze łzami w oczach.<br />
- Oczywiście. - ponownie ją pocałowałem.<br />
Pytała co stało mi się w brew, ale uznałem, że nie powiem jej prawdy... Tak będzie lepiej...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI... </b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Mi się ten rozdział nie podoba -,-</div>
<div style="text-align: left;">
Jest mi trochę smutno, że pod ostatnim była 11 komentarzy a pod przedostatnim aż 17 ;/</div>
<div style="text-align: left;">
Tak więc CZYTASZ + KOMENTUJESZ ;></div>
<div style="text-align: left;">
Miałam dodać jutro, ale dodaje z okazji Walentynek xD</div>
<div style="text-align: left;">
KOCHAM WAS <3</div>
<div style="text-align: left;">
Do następnego ;*</div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-7408881298989883222013-02-09T09:29:00.002-08:002013-02-09T09:29:43.405-08:00Rozdział 8<div style="text-align: center;">
<b>"DZIWNE MIEJSCE PRACY"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Max</b><br />
<div style="text-align: left;">
<b> </b>Bałem się. Bałem się, że przez dziewczynę, której praktycznie nie znam, mogę zaprzepaścić szansę na pracę. Ba! Na wymarzoną pracę. Taka szansa mogła się już długo nie powtórzyć. Przyspieszyłem kroku. Modliłem się, by mnie przyjęli.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dzień dobry! - wbiegłem zdyszany do restauracji.</div>
<div style="text-align: left;">
Wszystkie oczy zwrócone były wtedy na mnie. Serce biło mi jak oszalałe. Z czegoś w rodzaju zaplecza wyszedł gruby, starszy facet. Był łysy, tak jak ja. Gdy starsza wersja mnie stanęła przede mną i wyciągnęła rękę, dotarło do mnie, że to szef, właściciel tej restauracji.<b> </b>Przestraszyłem się tego, co mogę zaraz usłyszeć.</div>
<div style="text-align: left;">
- To ty jesteś Max George? - spytał.</div>
<div style="text-align: left;">
Wyglądał na niezadowolonego. Skinąłem głową.</div>
<div style="text-align: left;">
- Witam na pokładzie. - uśmiechnął się starszy pan.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale... ale - zacząłem się jąkać.</div>
<div style="text-align: left;">
- Spóźnienie? Cóż... Każdemu może się zdarzyć.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie rozumiałem tej sytuacji... Spóźniłem się ponad pół godziny, a mimo to zostałem przyjęty do pracy? To było dziwne... Kto normalny tak robi?</div>
<div style="text-align: left;">
Po chwili oprowadzone mnie po kuchni, zapoznano z resztą personelu. Wszyscy byli dla mnie mili, aż za mili... Całe to miejsce przepełnione było jakąś dziwną atmosferą. Każdy był dla siebie miły. To było wręcz nienaturalne. Dziwnie się tam czułem. Bardzo nieswojo. Podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie. Całkiem ładny widok. Po chwili poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Mechanicznie się odwróciłem. Jakiś chłopak. Młody blondyn. Dotychczas go tu nie widziałem.<br />
- Jestem Nevan. - przedstawił się.<br />
Lekko się uśmiecham. Nevan okazuje się być synem właściciela. Jest całkiem miły.<br />
- Musimy się spotkać. Musisz o czymś wiedzieć, bo to nie jest normalne miejsce. - powiedział i zniknął gdzieś w tłumie gości.<br />
Położył nacisk na słowo <i>normalne. </i>Coś tu ewidentnie nie grało. Miałem nadzieję, że on mi powie co.<br />
Dziś pierwszy dzień w pracy. Nie ukrywam, że trochę się boję. Nie boję się samej pracy, tylko tamtego miejsca. Powolnie wstałem z łóżka i poczłapałem do łazienki. Umyłem zęby i twarz. Ogoliłem się. Założyłem koszulkę w paski, spodnie i Conversy. Spryskałem się perfumami i wyszedłem. Zmierzałem drogą, którą pokonywałem po raz drugi, ale i nie ostatni. Zatrzymałem się przed drzwiami. Miałem mieszane uczucia, ale ostatecznie pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Rozejrzałem się po sali. Było jakoś dziwnie pusto. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem w stronę kuchni. Tam to się dopiero działo! Wszystkie palniki były zajęte. Gotowały się różne smakołyki, których zapach unosił się po całej kuchni. Na blacie leżał czarny fartuch, jak się domyśliłem, był on dla mnie. Założyłem go i szybko wziąłem się do roboty. Z każdą minutą przybywało zamówień i z każdą minutą robiłem się coraz bardziej zmęczony.<br />
Otarłem pot z czoła i wyszedłem na świeże powietrze, ponieważ zaczęła się przerwa. W pobliżu był kiosk, więc poszedłem po papierosy. Z kieszeni wyciągnąłem jakieś drobne i podałem kioskarzowi, a w zamian za to otrzymałem mentolowe Route 66. Wyjąłem zapalniczkę i odpaliłem jednego. Zaciągnąłem się. Wiedziałem, że papierosy niszczą mi zdrowie, ale tylko one mogły postawić mnie na nogi, zwłaszcza teraz, gdy ledwo żyję... Ta praca jest naprawdę męcząca. Rzuciłem peta na ziemię, po czym go zdeptałem. Poczułem jakąś wibrację w kieszeni, co oznaczało iż dostałem SMS'a. Pośpiesznie wyjąłem go z kieszeni, bo moja przerwa za chwilę się skończy.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Max, błagam Cię. Przyjedź do mnie, szybko! Mój ojciec u mnie jest. Znów chce mnie zgwałcić. A mi się już zaczynają skurcze. Bądź szybko. To niedaleko tej restauracji, do której wtedy szedłeś. Dom jednorodzinny, zielony...</i></blockquote>
Ręce mimowolnie zaczęły mi się trząść. Nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony praca, a z drugiej Isabel. Mam mętlik w głowie. Taka mała II wojna światowa tyle, że myśli i na dodatek w mojej głowie. Zdecydowałem. Z tej pracy i tak mnie pewnie wyleją,a Isabel... Jest narażona nie niebezpieczeństwo, i to poważne.<br />
W domu Isabel znajduje się po kwadransie. Stukałem do drzwi, ale nikt nie otwiera. Rozejrzałem się dookoła. Przyklęknąłem i uniosłem do góry wycieraczkę. Bingo! Jest tam klucz. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Usłyszałem płacz dziewczyny, chyba z sypialni. Szybko tam pobiegłem.<br />
- On tu był. - zanosi się płaczem jeszcze bardziej.<br />
- Zrobił ci coś? - zapytałem.<br />
Kiwnęła przecząco głową. Objąłem ją. Po chwili moja koszulka była cała mokra od łez. Poszedłem do kuchni, by zrobić jej coś do picia.<br />
- To się chyba zaczęło. - mówiła spanikowana, gdy wróciłem.<br />
- Ale co? - syknąłem, bo kubek był gorący.<br />
- Rodzę! - krzyknęła.<br />
W tym momencie upuściłem kubek z herbatą. Płyn rozlał się na dywan w krwisto czerwonym kolorze. W oczach dziewczyny widać było smutek, ale i panikę. Wyjąłem szybko telefon z kieszeni i wybrałem numer najlepszej korporacji taksówkarskiej. Obiecali, że będą za niecałe 10 minut. Pomogłem Isabel wstać. Patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem...<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Po pierwsze to przepraszam, że tak długo nie dodawałam. Teraz postaram się regularnie - mniej więcej raz w tygodniu.</div>
<div style="text-align: left;">
Dziękuje za wszystkie nominacje, na które nie zasłużyłam. Mam prośbę, abyście już mnie nie nominowali, bo na razie mam do napisania 77 faktów o sobie, a nie mam na to czasu. A chyba wolicie rozdział niż fakty, które i tak Was nie obchodzą?</div>
<div style="text-align: left;">
Po prawej stronie bloga macie nicki informowanych o notkach na Twitterze, jeśli kogoś jeszcze mam informować to napiszcie w komentarzu ;)</div>
<div style="text-align: left;">
I mam też zaległości na kilku blogach, więc zostawcie mi w komentarzu linki, jeśli jeszcze Wam nie skometowałam. ;D</div>
<div style="text-align: left;">
To chyba tyle ;)</div>
<div style="text-align: left;">
Widzicie? Nie powiedziałam nic na temat, jaki moim zdaniem jest rozdział xD Robię postępy ;)</div>
<div style="text-align: left;">
A tymczasem odmeldowuję się ;></div>
<div style="text-align: left;">
Do następnego ♥ </div>
</div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-47679741283558755792013-02-03T08:25:00.001-08:002013-02-03T08:25:41.986-08:00 The Versatile BloggerNie wiem za bardzo co to, ale niech Wam będzie. Zostałam nominowana przez 4 osoby. Dziękuje Wam za to, ale uważam, że na to nie zasłużyłam. Całe to opowiadanie jest nie takie, jak chciałam, aby było. Zapomniałam! Ja się podobno nie znam, więc się już nie odzywam. Ale i tak wiem swoje ;P<br />
<br />
Dobra teraz fakty o mnie. Naprawdę nie wiem co mam napisać, ani czy kogoś to w ogóle onchodzi, no ale dobrze.<br />
1. Do #TWFanmily należę od około roku. To jedyne czego w życiu nie żałuję. Moja historia z The WANTED tak, na dobre, zaczęła się od <i>Warzone.</i><br />
2. Mam niską samoocenę. (Chyba wszyscy to piszą XD) Ale to przez to, że byłam wyśmiewana przez innych już od najmłodszych lat i to oni są temu winni...<br />
3. Nie mam najlepszego przyjaciela. Nie ma też osoby, która zna mnie "na wylot". Może to przez to, że jestem zamknięta w sobie, a może przez to, że nie zawsze mówię to, co myślę.<br />
4. Jestem mało lubianą osobą... W sumie to się nie dziwię -,-<br />
5. Uwielbiam czytać kryminały. Już wiecie dlaczego je pisze xD To opowiadanie jest bardziej "ulepszone", bo szkic napisałam mając 11 lat. (4 lata temu o.O)<br />
6. Jestem bardzo leniwa, dlatego tak rzadko coś dodaję. Przy okazji - myślę, że do piątku wyrobię się z rozdziałem, bo póki co nawet nie zaczęłam go pisać.<br />
7. Jak miałam 3 lata i byłam na szczepieniu to krzyczałam do pielegniarki "To boli, suko."<br />
Ten ostatni to po to, żeby nie było tak zamulająco.<br />
<br />
Teraz trzeba znominować blogi. ;3 Kolejność przypadkowa, bo mam tyle naotwiranych kart, że masakra xD<br />
<br />
1. <a href="http://story-of-the-wanted-by-magi.blogspot.com/" target="_blank">Blog by magical</a><br />
To jest mój Twój ulubiony blog ;3 Czekam, aż dodasz tam rozdział i dziękuje za nominację.<br />
2. <a href="http://for-every-heart-that-beats.blogspot.com/" target="_blank">Blog by Jestę Sufitę </a><br />
Nie wiem, czy można nominować tego, co mnie nominował, ale ponoć zasady są po to, by je łamać ;D A poza tym nie mogłam się oprzeć, bo wielbię tego bloga na kolanach ^^<br />
3. <a href="http://lasttoknowtw.blogspot.com/" target="_blank">Blog by I ♥ Nathan</a><br />
Kocham Twojego bloga i czekam aż dodasz tam rozdział. Wiem, co teraz myślisz. Że jestem upierdliwa do granic możliwości. No jestem, jestem. Dodaj rozdział, a przestanę xD<br />
4. <a href="http://i-foundyou-girl.blogspot.com/" target="_blank">Blog by Just xD</a><br />
Za bardzo nie wiedziałam, który z Twoich zajebsitych blogów nominować, ale zdecydowałam się na ten xD Kocham Twoje opowiadania ;)<br />
5. <a href="http://przypadki-lacza-ludzi.blogspot.com/" target="_blank">Blog by Sykesówna ♥ </a><br />
Uwielbiam ten blog i czekam na drugi rozdział ;')<br />
6. <a href="http://mojeopowiadanieotw.blogspot.com/" target="_blank">Blog by Sykesland</a><br />
Kolejny mój ukochany blog ;D<br />
7. <a href="http://staygoldforever-twstorry.blogspot.com/" target="_blank">Blog by Megi ;*</a><br />
Mów co chcesz, ja tego bloga kocham i tyle ;P Czekam na rozdział ;)<br />
<br />
Przepraszam, że tylko siedem, ale nie chce mi się więcej szukać, bo moim zdaniem każdy blog zasługuję na tą nagrodę. ;DKiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-57964001918755684702013-01-30T09:42:00.000-08:002013-01-30T09:42:06.782-08:00Rozdział 7 <div style="text-align: center;">
<b>"ZAKOCHANY KUCHARZ"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Max</b></div>
<div style="text-align: left;">
Miałem już serdecznie dość tego wszystkiego. Tego życia... bez pracy. Codziennie wstawałem z nadzieją, że zadzwoni do mnie ktoś z jakąś ofertą pracy. Niestety. Każdego dnia się myliłem. Owszem, dostawałem oferty, ale prac tymczasowych, dorywczych. Tak się nie dało na dłuższą metę. Denerwowało mnie. Ile to jeszcze może trwać? Tydzień? Miesiąc? Rok?! Cały czas pytałem, ale nie otrzymywałem odpowiedzi. Wysyłałem swoje CV wszędzie, gdzie tylko mogłem. Ale to i tak nie przynosiło żadnego efektu.<br />
Jay i Siva wyszli do pracy. Nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak ja strasznie im zazdrościłem. Popatrzyłem na kosmodługopis, który ciągle trzymałem w ręce. Tępo w niego patrzyłem. Po chwili wstałem, wziąłem katanę (nie chodzi o ten miecz) i założyłem ją na siebie. Ubrałem trampki, długopisy o kosmicznej nazwie schowałem do torebki, nie wiem czyją była własnością, ale potrzebowałem czegoś takiego. Była czarna, w sumie chyba męska, przewiesiłem ją przez ramię i wyszedłem bezszelestnie z domu. W ogóle nie miałem pojęcia jak miał wyglądać ten "handel" kosmodługopisami. To było bez sensu.<br />
Chodziłem po mieście pytając dzieci i ich rodziców czy może nie chcą kupić dzieciom zabawki. Jednak mało kto, coś kupował. Krążyłem tylko bezużytecznie po mieście, ale i tak nie miałem nic lepszego do roboty. A chociaż wpadnie trochę kasy. Zobaczyłem sporą grupę dzieci. Potencjalni klienci. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w ich stronę.<br />
- Kosmodługopisy! - wydarłem się, a koło mnie pojawiły się dzieci.<br />
No w końcu jakieś zainteresowanie, pomyślałem. Dzieci przybywało i przybywało. Zainteresowanie towarem rosło, co mnie cieszyło. Wyjąłem kolejną garść kosmodługopisów z torebki i zapytałem, kto jeszcze chce je kupić.<br />
- Dziecko kochane! Tego się nie bierze do buzi! - wydarłem się, gdy zobaczyłem co się zaczęło dziać.<br />
Zainteresowanie rosło, aż za bardzo. W końcu długopisy się skończyły. Ucieszyłem się poczułem niemałą ulgę. Postanowiłem wrócić do domu. Rozliczę się jutro z pracodawcą.<br />
Zdjąłem torebkę i szybko cisnąłem ją gdzieś w kąt. Wziąłem laptopa i usiadłem na kanpie. Najpierw zalogowałem się na poczcie. Głównie spam, ale była też jakaś inna wiadomość. Otworzyłem ją w nadziei, że to nie kolejna reklama. To nie była reklama! Zostałem zaproszony na rozmowę kfalyfikacyjną do restauracji! I nie miała to być bynajmniej praca na zmywaku. Miałem być kucharzem! Strasznie się ucieszyłem.<br />
Spotkanie miało być o 16:00. Była dopiero coprawda godzina piętnasta, ale wolałem być wcześniej niż gdyby miał się spóźnić. Pewnym krokiem wyszedłem z domu. Restauracja znajdowała się jakieś niecałe dwa kilometry od domu. Pomyślałem, że spacer dobrze mi zrobi. Dotarłem na miejsce w pół godziny, bo szedłem wolno. Miałem więc jeszcze dużo czasu. Obok był park. Poszedłem tam. Na ławce zauważyłem skuloną w kłębek dziewczynę.<br />
- Mogę? - zapytałem.<br />
Skinęła głową, a ja usiadłem po przeciwnej stronie ławki. Na chwilę odwróciła twarz w moją stronę. Spod jej gęstych kasztanowych włosów zauważyłem, że ze ślicznych z niebieskich z kolei oczu, ciekną łzy. Dziewczyna jednak szybko się speszyła i ponownie odwróciła głowę. Chciałem coś powiedzieć, ale głos więzł mi w gardle. Czułem, jak serce zaczyna szybciej bić. Ja... chyba się zakochałem.<br />
- Kim w ogóle jesteś? - zapytała po chwili nieznajoma, ocierając rękawami łzy.<br />
- Jestem George. Max George. - ta, naśladowaie Bonda to nie moja mocna strona. - Jestem... w sumie nikim.<br />
Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech. Dotychczas siedziała po turecku, teraz jednak zdjęła nogi z ławki i usiadła jak uczeń w szkole. Wtedy dostrzegłem, że jest w ciąży. Zdziwiłem się, a ona oczywiście to zauważyła.<br />
- To dluga historia... - spuściła głowę i wbiła wzrok w ziemię.<br />
- Jeśli nie chcesz, to nie mów.<br />
- Muszę się komuś zwierzyć... Jestem w ciąży z moim własnym ojcem! Zgwałcić mnie! Nienawidzę go! Matka nie żyje od kilku lat i od tej pory on robił to regularnie. Nie mam przyjaciół nie mam komu o tym powiedzieć. - twarz dziewczyny znów zajęły łzy.<br />
Nie wiedziałem jak się zachować. Jak jej ojciec mógł zrobić coś takiego własnej córce? Jakim potworem trzeba być, żeby gwałcić własne dziecko?!<br />
- Jak masz na imię? - zapytałem.<br />
- Isabel. - odpowiedziała dosyć zdezorientowana.<br />
Spojrzałem na zegarek. Musiałem już iść. Wyjąłem swój telefon i podałem go Isabel. Popatrzyła na urządzenie pytająco.<br />
- Daj mi swój numer. Zadzwonię, obiecuję. - wyszczerzyłem moje białe zęby w dziecięcym uśmiechu.<br />
Wpisała ciąg liczb. Odszedłem od ławki, ale nie mogłem. Wróciłem do niej. Już wstawała z ławki i gdzieś odchodziła. Podbiegłem do niej i szarpnąłem ją za ramię. Popatrzyła mi głęboko w oczy, które mówiły "co ty jeszcze ode mnie chcesz?". Zbliżyłem swoje usta do jej i złożyłem na nich pocałunek. Zdziwiłem się, bo go odwzajemniła. Byłem szczęśliwy, może na krótko, ale BYŁEM SZCZĘŚLIWY. Odszedłem i ruszyłem w stronę restauracji. Tyle, że była już 16:25! <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
No i jest ;D Dodałam nawet przed czasem, bo chciałam dodać w piątek, ale magical mnie męczyła... xD<br />
Mi się niezbyt podoba, jakoś wyobrażałam go sobie inaczej, ale jest jak jest. Najwidoczniej nie umiem pisać.<br />
Rozdział dedykuje wszystkim, którzy skomentowali poprzedni.<br />
Było 15 komentarzy - mój osobisty rekord ;D Dziękuje ;><br />
<br /></div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-33363771499829100062013-01-25T07:28:00.001-08:002013-01-30T09:48:20.232-08:00Rozdział 6<div style="text-align: center;">
<b>"CHŁOPAKI (NIE) PŁACZĄ"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Siva</b></div>
<div style="text-align: left;">
Zjedliśmy kolację przygotowaną przez Max'a. Jego potrawy z dnia na dzień stawały się coraz to bardziej wymyślne. To pewnie przez to, że nie miał pracy. Nie miał co robić... Widać było, że męczyło go to, że jest bezrobotny. Kiedyś mówił mi, że czuje się przez to gorszy od nas. W sumie to nie rozumiałem tego, dlaczego on jest na bezrobociu? Ma przecież nieziemski talent do gotowania. A w Dublinie jest tak wiele restauracji, które poszukują kucharza. Max by nadawał się idelanie. </div>
<div style="text-align: left;">
Wypiliśmy tylko po dwa piwa, ale jak dla mnie nawet tak mała ilość wystarczyła. Miałem słabą głowę. Już widziałem mroczki przed oczami i czułem jak moje nogi stają się miękkie. Jay poprowadził mnie do pokoju gościnnego, gdzie położyłem się spać. W ubraniu. Oczywiście nie mógł oszczędzić sobie swoich głupich żartów. Dla mnie to jednak nie było śmieszne. Co mogłem poradzić na słabą głowę? Dobra, mogłem nie pić, ale... </div>
<div style="text-align: left;">
Obudziły mnie jakieś dziwne odgłosy. Wstałem gwałtownie i automatycznie odezwał się ból głowy. Usiadłem mechanicznie z powrotem na kanapie. Złapałem się za głowę i otworzyłem szafkę, który była obok. Znalazłem jakąś tabletkę przeciwbólową i szybko ją połknąłem. Nawet nie popijałem, nie było takiej potrzeby. Gdy poczułem ulgę, wstałem. Powoli, bo powoli, ale wstałem. Znowu było słychać jakieś dziwne dźwięki. Wyszedłem z pokoju i zacząłem nasłuchiwać. Dźwięki dochodziły z kuchni. Poszedłem tam. Przy stole siedział Max, który testował... jakiś długopis?</div>
<div style="text-align: left;">
- Dzień dobry. - przerwałem mu, sam nie wiem co takiego mu przerwałem.<br />
Max spojrzał na mnie wzrokiem pięcioletniego dziecka, które właśnie dostało nową zabawkę.<br />
- Co to w ogóle jest? - do kuchni wkroczył Jaybird.<br />
Miał na sobie tylko ręcznik i był cały mokry. Gdy zwróciłem mu uwagę, że łazienka jest gdzie indziej, stwierdził, że jest przecież u siebie w domu. W sumie to miał rację. <br />
- Max, a co to w ogóle jest? Tak, to gadające. - pokazałem palcem na przedmiot, który na pierwszy rzut oka wyglądał na długopis.<br />
- To jest KOSMODŁUGOPIS! Tak, mam je sprzedawać. Praca dorywcza, tylko na dziś. Siva zrób coś. Ja chcę mieć normalną stałą pracę! - mówił Max niemalże ze łzami w oczach.<br />
Przytuliłem przyjaciela. Wiedziałem jak bardzo jest mu trudno. Poza tym on też mnie wspierał, gdy byłem szykanowany. Właśnie dlatego nie jestem już modelem. Nie dałem rady psychicznie. Mało osób tam wytrzymywało. Stres, ciągłe napięcie i ta obrzydliwa rywalizacja...<br />
Była już godzina dzięwiąta. Za godzinę powinniśmy być w pracy, a Jay dalej okupował łazienkę. Postanowiłem go pospieszyć. Podszedłem do drzwi i zapukałem.<br />
- Jay! Dwa słowa, dziewięć liter.<br />
Przez chwilę nic nie mówił.<br />
- Kocham Cię? - odpowiedział, a raczej zapytał.<br />
- Nie! MUSIMY IŚĆ. Tak brzmi prawidłowa odpowiedź. Zbieraj się.<br />
Musiałem trochę poczekać, aż Loczek będzie gotowy do wyjścia do pracy. Czasami zachowywał się jak kobieta, no bo ile można się szykować?!<br />
Po drodze na komisariat Jay nie odezwał się do mnie ani razu. Nie wiem, obraził się czy co? Komendant od razu skierował nas do pokoju przesłuchań, gdzie czekał już na nas Sykes. Kulturalnie się przywitaliśmy i zajęliśmy miejsca naprzeciw niego. Jay włączył lampkę i wyjął arkusz papieru, by zapisywać zeznania, by potem dziennikarz mógł je podpisać.<br />
- Czy chciałbyś coś dodać do wcześniejszych zeznań? - zapytałem.<br />
W oczach Nathana widziałem jakąś nutę tajemniczości.<br />
- Chciałbym je zmienić. - oznajmił.<br />
Popatrzyłem na Jay'a i szturchnąłem go łokciem. Nathan ukrył twarz w dłoniach. Jego oddech stał się ciężki, serce pewnie też szybciej biło. Byłem ciekaw, co takiego ma nam do powiedzenia.<br />
- Ja jestem odpowiedzialny za porwanie mojej siostry. - wydusił w końcu Sykes.<br />
Widać, że to, co miał nam do powiedzenia nie przychodziło mu łatwo.<br />
- Byliśmy na imprezie. - zaczął niepewnie - Z początku nie chciałem, aby Jess szła ze mną, bo uważałem, że jest zbyt młoda, ale ona bardzo prosiła i jej najsilniejszym argumentem było to, że mama jej pozwoliła. Więc się zgodziłem. Na tej imprezie trochę wypiłem i niezbyt już wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Wtedy podeszła do mnie Jess z jakimś chłopakiem. Pytała czy mogą iść się przejść. Miał chyba na imię Matt, jakoś tak. Zgodziłem się, tylko dlatego, że nie byłem w stanie jej tłumaczyć dlaczego "nie". Wtedy z jego ust padły słowa "Porywam twoją siostrę". Szkoda tylko, że za późno zrozumiałem sens tych zdań. Gdy odchodziły zauważyłem, że z jego kieszeni wypadł nóż i telefon, ale było za późno, by ich dogonić, bo zniknęłi gdzieś w tłumie bawiących się ludzi. Podniosłem z ziemi telefon i przeczytałem SMSy, które non stop przychodziły na ten numer. Większość z nich brzmała "Masz ją?" , "Jak poszło". To wszystko moja wina! - krzyczał.<br />
W jego oczach widać było łzy. Obwiniał się za to. Nie dziwiłem mu się.<br />
- Gdyby nie ta cholerna impreza... - cały czas się zadręczał.<br />
- To nie twoja wina. Masz ten telefon?<br />
- Tak.<br />
Nathan podał mi telefon. Przejrzałem wszystkie SMSy i połączenia. Potem zaniosłem telefon do informatyków, by w jakiś sposób spróbowali dowiedzieć się, kto jest jego właścicielem.<br />
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
<strike>Mi się ten rozdział kompletnie nie podoba.</strike> Tego zdania nie czytaliście xD</div>
<div style="text-align: left;">
Liczy się Wasze zdanie ;D</div>
<div style="text-align: left;">
Hahaha <a href="http://www.blogger.com/profile/15273070535123155410" target="_blank">I ♥ Nathan</a> są nasze kosmodługopisy *.* Jak Max je zacznie sprzedawać to dopiero będzie xD </div>
<div style="text-align: left;">
Więc za to kochana dedyk dla Ciebie ;* A tak poza tym <a href="http://lasttoknowtw.blogspot.com/" target="_blank">TU</a> macie link do jej nowego opowiadania, na które zapraszam w jej imieniu ♥</div>
<div style="text-align: left;">
Następny chyba dopiero za jakieś niecałe 2tygodnie, bo kończą mi się ferie, a oczywiście nauczyciele nie byli by sobą, gdyby nie robili sprawdzianów nawet tuż po feriach. </div>
<div style="text-align: left;">
Tak więc do zobaczenia ;*</div>
<div style="text-align: left;">
PS. Jeśli komuś nie skomentowałam ostatnio rozdziału, to przepraszam, ale mam w domu teraz dwie osoby niepełnosprawne i jestem bardzo zalatana i mam mało czasu. Postaram się wszystko nadrobić.</div>
<div style="text-align: right;">
Wasza Kinga ;') </div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-2109532029699214622013-01-21T10:00:00.000-08:002013-01-27T06:13:46.941-08:00Rozdział 5<div style="text-align: center;">
<b>"CZERWONY NAPIS"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Nathan</b><br />
<div style="text-align: left;">
Rozejrzałem się dookoła, by sprawdzić czy może ktoś mnie nie śledził. Nikogo nie było. Ulżyło mi. Gdyby śledził mnie jeden z tych policjantów, to nie byłoby zbyt miło. Pewnie pomyślał, by sobie, że w jakiś sposób jestem uwikłany w porwanie Jess. Ale tak nie było. Ja nie miałem z tym nic wspólnego, prawie nic... Głupi żart... Skąd ja mogłem przypuszczać, że będą z tego aż takie kłopoty? Gdyby można było cofnąć czas... Ale nie można, niestety.</div>
<div style="text-align: left;">
Sprawdziłem, którą mamy godzinę. Był już kwadrans po szesnastej. A ja musiałem jeszcze iść do redakcji, by dokończyć pewien artykuł. Lubiłem swoją pracę, czułem, że dziennikarstwo to moje powołanie. Jednak teraz pisanie w ogóle mnie nie cieszyło, nie dawało żadnej radości. Wszedłem do redakcji. Chyba wyglądałem na przygnębionego, tak też się czułem. Wszyscy się mnie pytali co się stało. W odpowiedzi otrzymywali tylko wzruszenie ramionami. Poczłapałem do mojego "warsztatu" i zasiadłem do komputera. Wpisałem hasło i grzecznie czekałem aż komputer się włączy. Na ekranie pojawił się wielki, czerwony napis. "To ty porwałeś Jess". Wiele myśli kłębi się w mojej głowie. Serce zaczyna szybciej bić. Sumienie... Co ja narobiłem?! Nerwowo zacząłem stukać palcami w blat biurka, przy którym siedziałem. Kto mógł to zrobić? A przede wszystkim, kto o tym wiedział?! Jedyną osobą, której o tym mówiłem był Benjamin. Ale przecież to mój przyjaciel...<br />
<b> </b> Nie mogłem skupić się na pisaniu. Teraz tym bardziej. Artykuł na jutro... Najwyżej dokończę go w domu, a jak nie to wywalą mnie z pracy. Mówi się trudno i żyję się dalej. Otworzyłem mój kalendarz, by sprawdzić czy mam zaplanowane na jutrzejszy dzień jakieś wywiady. Nic. Na całe szczęście, bo przecież muszę stawić się na komendzie. Chyba powiem im prawdę. Powiem im, że moja siostra została porwana tylko i wyłącznie przez moją głupotę.<br />
Wyszedłem z pomieszczenia. Drzwi zamknęły się z hukiem i oczywiście wszystkie oczy skierowały się na mnie. Spuściłem tylko głowę w dół i pobiegłem do wyjścia. Drzwi w naszej redakcji były rozsuwane i oczywiście nie byłbym chyba sobą, gdybym za wcześnie nie chciał wyjść. Drzwi nie zdążyły się otworzyć, co zaskutkowało tym, że uderzyłem w nie czołem. Rozejrzałem się czy nikt nie widział mojej, nazwijmy to wpadki. Sekundę później znajdowałem się już na zewnątrz. Chmury na niebie zaczęły przybierać granatowe oblicze i po chwili spadały pierwsze krople deszczu. Pogoda tutaj bywała naprawdę zaskakująca. Pogoda - rozdzaj żeński. Pogoda jak kobieta, zmienną jest. Nałożyłem kaptur na głowę. Szedłem dosyć powoli ulicami Dublina, zmierzająć do własnych czterech kątów. Miasto było teraz bardzo ciemne, gdzieniegdzie świeciły się latarnie.<br />
Od razu zdjąłem z siebie przemoczone ubranie i zaniosłem je do łazienki, gdzie następnie umiesciłem je w pralce. Poszedłem do kuchni i coś zjadłem. Nie wiem nawet co, to było. Nie miało smaku. Poźniej poszedłem wziąć prysznic. Ciepłe strumienie wody oblewały mnie, dając ukojenie. Nieco się uspokoiłem. Mimo to jedna sprawa wciąż nie dawała mi spokoju. Kto był odpowiedzialny za ten napis na moim komputerze?! Obracałem nerwowo telefon w dłoni. Aż w końcu zdecydowałem się, że zadzwonię do Benjamin'a. On jedyny mógł coś wiedzieć.<br />
- Halo? - odebrał - Dlaczego dzwonisz o tej porze? Coś się stało?<br />
"Tej porze"? Zdziwiłem się. Spojrzałem na zegarek. Rzeczywiście było już późno - godzina 23. Co ja robiłem przez cały dzień?<br />
- Przepraszam. Nie wiesz może czy ktoś nie kręcił się przy moim komputerze w redakcji?<br />
Chwilę milczał, co najprawdopodobniej oznaczało, że się zastanawiał.<br />
- Nie. Raczej nie.<br />
W jego tonie było słychać nutę zawahania. To nie wróżyło nic dobrego.<br />
- A pytam, bo mój artykuł został skasowany. - skłamałem.<br />
Zauważyłem, że w ostatnim czasie moje kłamstwo nie ominęło chyba nikogo. Kłamię przy każdej lepszej okazji. Okłamuję nawet tych, na których mi zależy. Dobre jest w tym chociaż to, że wiem, że źle robię. Ale to i tak przecież w żaden sposób mnie nie usprawiedliwia.<br />
Kładę się na kanapie, przykładam głowę do poduszki i podkurczam nogi. Czuję jak powoli oddaję się w objęcia Morfeusza. Ale przed oczami mam wielki czerwony napis. "To ty porwałeś Jess".<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
No ja to mogę pisać poradniki pod tytułem "Jak pisać beznadziejne rozdziały".<br />
Zasadniczo rozdział miał być o czym innym, ale wyszło inaczej.<br />
Następny też będzie z perspektywy Nath'a albo Sivy.<br />
No nie wiem jeszcze xD<br />
Do następnego ;*<b><br /></b></div>
</div>
Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8661572248711475162.post-18554016760487683362013-01-18T05:26:00.001-08:002013-08-06T12:17:52.329-07:00Rozdział 4<div style="text-align: center;">
<b>"UDAWANA SZCZEROŚĆ ZAWSZE W CENIE"</b></div>
<div style="text-align: right;">
<b>~Jay</b></div>
<div style="text-align: left;">
Nie rozumiałem zachowania Sivy. Przecież ten Nathan nie wyglądał podejrzanie. po prostu był przejęty tym, że zaginęła jego siostra. Na jego miejscu też bym się martwił. A Seev od razu robił z igły widły. Jak to on. Zdziwiło mnie to, że tak nagle przypomniało mu się o jakiejś ważnej sprawie, którą musi załatwić. No ale skoro jest dziennikarzem, to nie ma się co dziwić. Też ma dużo roboty, tak jak my. Ale po co Siva za nim poszedł? Bo na pewno nie uwierzę mu w tą gadkę, że coś musi zrobić. Akurat teraz? Tak... pewnie żelazko zostawił włączone... Czasem mam wrażenie, że traktuje mnie jak dziecko, któremu nie można powiedzieć prawdy i trzeba podać mu kłamstwo opakowane w złoty papierek. Na mnie to jednak nie działało. Chyba jestem za stary. </div>
<div style="text-align: left;">
Rozejrzałem się i przeszedłem przez pasy. Zadzwoniłem do Max'a, by sprawdził, gdzie mieszka ten Tom Parker. W domu był mój komputer, w którym miałem wszystkie dane mieszkańców Dublina, a Max i tak znał hasło do tego komputera. Może nie wyglądał na bystrego, ale taki był. Moje, według mnie, skomplikowane hasło złamał w ciągu dwóch minut. Co, jak co, ale na hakera to on by się idealnie nadawał. Nie minęły nawet dwie pełne minuty, a ja już miałem adres Thomas'a. Mieszkał w dzielnicy Dollymount. To jedna z ładniejszych i bogatszych dzielnic Dublina. Ale to chirurg, pewnie zarabia krocie, więc go stać.</div>
<div style="text-align: left;">
Do tej dzielnicy dotarłem dosyć szybko. Rozejrzałem się w poszukiwaniu domku z numerem 8. Był na wprost mnie. Bardzo ładny. Pomalowany na jasnożółty kolor. W słońcu wyglądał jeszcze piękniej. Podszedłem do drzwi. I zapukałem. Drewno było twarde, co oznaczało, że drzwi wykonane są najprawdopodobniej z dębu. Nikt nie otworzył. Uderzyłem się ręką w czoło. Przecież on jest chirurgiem, może jest jeszcze w pracy. Zrezygnowany odszedłem od drzwi. Włożyłem ręce do kieszeni i szedłem powoli.</div>
<div style="text-align: left;">
- Halo! - usłyszałem czyiś krzyk.</div>
<div style="text-align: left;">
Mechanicznie obróciłem się na pięcie. W drzwiach stał młody mężczyzna. Dawałem mu jakieś 23, maksymalnie 25 lat.</div>
<div style="text-align: left;">
- Thomas Parker? - zapytałem.</div>
<div style="text-align: left;">
Kiwnął głową i zaprosił mnie do domu. Muszę przyznać, że całkiem inaczej go sobie wyobrażałem. Weszliśmy do domu. Tom zaprosił mnie do salonu. Usiadłem wygodnie na kanapie i rozejrzałem się po mieszkaniu, a on w tym czasie poszedł przygotować coś do picia. Po chwili wrócił z tacą, na której stał dzbanek z sokiem pomarańczowym i dwie szklanki. Napełnił szklane naczynia cieczą i usiadł naprzeciw mnie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jestem policjantem. - wyjaśniłem - Zaginęła Jess Sykes i mam do pana parę pytań.</div>
<div style="text-align: left;">
Cały czas uważnie patrzyłem na jego twarz. Obserwowałem jego reakcje. Ale nic konkretnego z jego twarzy nie udało mi się wyczytać.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mieliśmy się dzisiaj spotkać. Miała pomóc wybrać mi pierścionek zaręczynowy dla mojej dziewczyny. Ale nie pojawiła się w umówionym miejscu.</div>
<div style="text-align: left;">
- A gdzie się umówiliście? - zapytałem i wyjąłem notes z kieszeni.</div>
<div style="text-align: left;">
- W parku. - odpowiedział i spuścił głowę.</div>
<div style="text-align: left;">
Zastanawiałem się, o co mógłbym go jeszcze zapytać. Nie wyglądał na jakoś specjalnie przejętego jej zaginięciem, ale może nie byli jakimiś wielkimi przyjaciółmi. Gdyby Siva tu był to już by miał co do Tom'a jakieś podejrzenia.</div>
<div style="text-align: left;">
- A wiesz może, czy ktoś jej groził?</div>
<div style="text-align: left;">
Przewrócił oczami. Chwilę się zastanowił.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie. Ona raczej nie miała wrogów, przynajmniej ja nic o nich nie wiem. Jest raczej osobą przyjazną, bardzo ciepłą.</div>
<div style="text-align: left;">
Zapisałem to, co powiedział. Podziękowałem i poprosiłem, by zadzwonił, gdyby coś ważnego mu się przypomniało.</div>
<div style="text-align: left;">
Zmierzałem do domu. To był dosyć ciężki dzień. Po drodze zahaczyłem o sklep monopolowy, by kupić jakieś trunki. Oczywiście tylko czteropak piwa, bo jutro trzeba znów iść do pracy. Czasem zazdroszczę Max'owi, że jest bezrobotny, bo nic nie musi robić... Zobaczyłem Seev'a idącego przede mną, zawołałem go. Zatrzymał się i poczekał na mnie,</div>
<div style="text-align: left;">
- Gdzie byłeś? - zapytałem.</div>
<div style="text-align: left;">
- U mamy. Musiałem jej w czymś pomóc.</div>
<div style="text-align: left;">
Ależ on miał tupet... Kłamał mi prosto w oczy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Przestał byś już kłamać. Przecież wiem, że śledziłeś Sykes'a.</div>
<div style="text-align: left;">
- No... - chwilę milczał - Masz rację. On ma coś wspólnego z zaginięciem tej młodej blondynki.</div>
<div style="text-align: left;">
Popatrzyłem zdumiony. Czyżby przypuszczenia Sivy chociaż raz okazały się słuszne? Wysłuchałem tego co miał mi do powiedzenia. Zaprosiłem go do mnie. Oczywiście dokupiliśmy alkoholu. Max już na nas czekał z kolacją. Obaj się zaśmialiśmy i zasiedliśmy do stołu.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>CIĄG DALSZY NASTĄPI...</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="text-align: left;">
Ten rozdział jest bardzo beznadziejny... Nic się w nim nie dzieje ;<</div>
<div style="text-align: left;">
Nikt nie zdziwił się, że Tom jest chirurgiem to może ktoś będzie zaskoczony bezrobociem Max'a xD</div>
<div style="text-align: left;">
Niedługo znajdzie pracę zarobkową ;')</div>
<div style="text-align: left;">
Czekam na komentarze.</div>
<div style="text-align: left;">
I jest też ankieta ;* </div>
<br />Kiahttp://www.blogger.com/profile/17264005145410250292noreply@blogger.com12