"HANDEL"
~Max
Siedziałem jeszcze chwilę przy Isabel. Ona była taka piękna. Marzenie każdego faceta. Jej córeczka... była taka mała i bezbronna... Taka jak jej mama. I pomyśleć, że jej ojciec jest zarazem jej dziadkiem. Przecież to aż nóż się sam w kieszeni otwiera. Nie żałowałem tego, że mu wtedy przywaliłem, w ogóle. Żałować mogłem jedynie tego, że nie uderzyłem go wtedy dwa razy mocniej. Choć to i tak by nic nie dało. Nie czuł by się tak samo, jak Isabel. Ten człowiek zasłużył na cierpienie. A przed Isabel stać będzie w przyszłości nie lada wyzwanie. Będzie musiała powiedzieć przecież swojej córce, kim jest jej tatuś. Nie wiem, co ona wtedy zrobi. I czy w ogóle jej powie, gdy dorośnie. Wolałbym, żeby tego nie robiła. Nie wiadomo, jak córka może zareagować... Pocałowałem najpierw Isabel w czoło, a potem małą.
- Yvonne? - zapytała.
Odwróciłem się nieco zdezorientowany.
- Kocham tę minę. - puściła mi zalotne spojrzenie, które nagrodziłem szczerym uśmiechem od ucha do ucha. - Imię dla małej? Może być?
- Jest cudowne. - powiedziałem i wyszedłem z sali.
Wyjąłem telefon z kieszeni. Na ekranie widniało powiadomienie o dwóch nieodebranych połączeniach. Nevan. Zapomniałem o nim kompletnie! Szybko wybrałem jego numer i czekałem, aż odbierze. Nie dane mi było długo czekać, bo odebrał już po drugim sygnale.
- No, stary! Co z tobą? - usłyszałem zdyszany głos młodszego kolegi.
- Przepraszam, ale poród był. - wytłumaczyłem się krótko.
Mimo, iż go nie widziałem w tej chwili, wiedziałem, jaką ma minę.
- Wytłumaczę ci potem. Za dwie godziny, tam, gdzie mówiłeś, tak? - zapytałem.
Zgodził się.
Była już 20.00 a mimo to nadal było w miarę jasno. Na ulicach dalej panował niemały ruch, który dbał o to, żebyśmy przypadkiem nie byli zbyt zdrowi. Pełno spalin. To okropne. Do czego to wszystko nas doprowadzi? Czasem mam wrażenie, że jestem jednym z tych nielicznych, który dla zdrowia woli sobie urządzić spacer niż jechać autem. A to jest niestety przykre, ale prawdziwe... Z moich rozmyśleń wyrwał mnie fakt, że dotarłem już na umówione miejsce spotkania. Rozejrzałem się dookoła i dojrzałem kolegę. Siedział na końcu tego lokalu, przy oknie. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w jego stronę. Przysiadłem się do niego. W milczeniu poczekaliśmy na kelnera. Ten przyszedł po jakichś dwóch minutach naszego czekania. Obaj zamówiliśmy piwo. Po chwili otrzymaliśmy zamówienie. Upiłem dosyć sporego łyka i zacząłem mówić:
- Isabel zaczęła rodzić. Musiałem wyjść. Chyba rozumiesz? - zacząłem dosyć delikatnie.
- Rozumiem. Isabel? - nie krył zdziwienia. - Kto to? - uśmiechnął się.
Zacząłem się zastanawiać kim, tak naprawdę jest dla mnie Isabel... Dziewczyną? To chyba jeszcze za duże słowo. Przyjaciółką? Też nieodpowiednie słowo.
- Dobrą znajomą. - wykręciłem się jakoś. - Ale nie po to przecież tu się spotkaliśmy, tak? - teraz to ja zadawałem pytania.
Nevan westchnął, podniósł kufel, zakręcił nim i wypił połowę jego zawartości.
- W restauracji handlują narkotykami. - powiedział ściszonym tonem.
Moje oczy zrobiły się teraz ogromne. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy w ogóle coś odpowiadać. Czy może jest jeszcze coś, o czym nie wiem. Ale w sumie... Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Narkotyki tłumaczyły by tę nienaturalną atmosferę panującą w restauracji... Dziwnego szefa, który jest tak miły, że aż to nienaturalne, bo wie, że dowiem się prędzej czy później, a nie chce bym powiedział o tym policji.
- Naprawdę? Nie wierzę...
Nevan wzruszył ramionami.
- Też się dziwiłem, dopóki nie zauważyłem, jak ktoś na zapleczu daje jakąś strunówkę z białym proszkiem jednemu z naszych klientów.
Na chwilę zamilkliśmy obydwaj.
- A mówiłeś o tym ojcu czy on o tym wie?
Nevan spuścił głowę i głośno przełknął ślinę.
- To pomysł taty, on wie o tym. Ale jeszcze nie wie, że wiem ja.
Zdziwiłem się, niepierwszy już raz dzisiaj. Czyżby Nevan coś kombinował? Chciał specjalnie wydać ojca? A może sam zajmuje się handlem i chce z tym skończyć? O co tu chodziło?
- Chcę zemścić się na nim. Chcę żeby trafił do więzienia. - mówił, był bardzo zdenerwowany, a spojrzenie miał bardzo wrogie, jakby chciał kogoś zabić. - Pomożesz mi?
- W jaki sposób?
- Wiem, że kumplujesz się z policjantami. Ja załatwię dowody, a ty tylko powiesz tym, co trzeba i już.
Dla niego ten plan wydawał się taki prosty, ale nie dla mnie. Cała ta sytuacja była jakaś taka... dziwna, niezrozumiała.Popatrzyłem Nevanowi prosto w oczy, nie wydawał się żartować. Mówił całkiem serio. Dlaczego ja mam taką tendencję do pakowania się w kłopoty? Nie wiem. Nie mogłem sobie znaleźć normalnej pracy? W której tylko bym pracował, a nie dodatkowo bawił się w detektywa i donosiciela? Otóż nie, bo wtedy moje życie było by zbyt łatwe i zbyt piękne.
- Niech ci będzie. - powiedział bez żadnych emocji.
Nevan widocznie się ucieszył. Ciekawe, dlaczego aż tak bardzo pragnął zemsty na swoim ojcu. Co takiego musiało się stać, że aż tak go nienawidzi? Wcześniej tego nie zauważałem, ale teraz, jestem pewny, że go nienawidzi z całego serca. Uznałem, że chyba nie chcę znać więcej szczegółów i nie pytałem o przyczynę konfliktu. To tylko dodatkowo skomplikowało by sprawę.
- Więc kiedy zaczynamy naszą "sprawę"? - zapytałem i upiłem ostatni łyk piwa.
- Jak najszybciej. To w końcu musi się skończyć. Liczę na ciebie.
Nevan stwierdził, że musi już iść. Nie zatrzymywałem go. Położyłem jakiś banknot na stole i wyszedłem tuż za nim.
Byłem już w połowie drogi do domu, gdy otrzymałem wiadomość SMS. Z nadzieją, że to od Isabel, wyjąłem telefon z kieszeni katany.Twoja ukochana. Zdziwiłem się, bo nie mam zapisanego takiego kontaktu, ani numeru. Odczytałem treść.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, wiem. Miałam dodać wcześniej. Miałam też wyjaśnić przyczyny morderstwa Kelsey, ale Wy mnie znacie. Wiecie, że lubię Was trzymać w niepewności.
Jak już wiecie, założyłam nowego bloga. Nie wiem w jakim celu, ale to się wytnie ;D
Ale to opowiadanie pozostaje numerem jeden. Już wystarczająco je zaniedbałam w tym miesiącu.
To do następnego ♥
PS. Przepraszam za ewentualne błędy.
- Yvonne? - zapytała.
Odwróciłem się nieco zdezorientowany.
- Kocham tę minę. - puściła mi zalotne spojrzenie, które nagrodziłem szczerym uśmiechem od ucha do ucha. - Imię dla małej? Może być?
- Jest cudowne. - powiedziałem i wyszedłem z sali.
Wyjąłem telefon z kieszeni. Na ekranie widniało powiadomienie o dwóch nieodebranych połączeniach. Nevan. Zapomniałem o nim kompletnie! Szybko wybrałem jego numer i czekałem, aż odbierze. Nie dane mi było długo czekać, bo odebrał już po drugim sygnale.
- No, stary! Co z tobą? - usłyszałem zdyszany głos młodszego kolegi.
- Przepraszam, ale poród był. - wytłumaczyłem się krótko.
Mimo, iż go nie widziałem w tej chwili, wiedziałem, jaką ma minę.
- Wytłumaczę ci potem. Za dwie godziny, tam, gdzie mówiłeś, tak? - zapytałem.
Zgodził się.
Była już 20.00 a mimo to nadal było w miarę jasno. Na ulicach dalej panował niemały ruch, który dbał o to, żebyśmy przypadkiem nie byli zbyt zdrowi. Pełno spalin. To okropne. Do czego to wszystko nas doprowadzi? Czasem mam wrażenie, że jestem jednym z tych nielicznych, który dla zdrowia woli sobie urządzić spacer niż jechać autem. A to jest niestety przykre, ale prawdziwe... Z moich rozmyśleń wyrwał mnie fakt, że dotarłem już na umówione miejsce spotkania. Rozejrzałem się dookoła i dojrzałem kolegę. Siedział na końcu tego lokalu, przy oknie. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w jego stronę. Przysiadłem się do niego. W milczeniu poczekaliśmy na kelnera. Ten przyszedł po jakichś dwóch minutach naszego czekania. Obaj zamówiliśmy piwo. Po chwili otrzymaliśmy zamówienie. Upiłem dosyć sporego łyka i zacząłem mówić:
- Isabel zaczęła rodzić. Musiałem wyjść. Chyba rozumiesz? - zacząłem dosyć delikatnie.
- Rozumiem. Isabel? - nie krył zdziwienia. - Kto to? - uśmiechnął się.
Zacząłem się zastanawiać kim, tak naprawdę jest dla mnie Isabel... Dziewczyną? To chyba jeszcze za duże słowo. Przyjaciółką? Też nieodpowiednie słowo.
- Dobrą znajomą. - wykręciłem się jakoś. - Ale nie po to przecież tu się spotkaliśmy, tak? - teraz to ja zadawałem pytania.
Nevan westchnął, podniósł kufel, zakręcił nim i wypił połowę jego zawartości.
- W restauracji handlują narkotykami. - powiedział ściszonym tonem.
Moje oczy zrobiły się teraz ogromne. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy w ogóle coś odpowiadać. Czy może jest jeszcze coś, o czym nie wiem. Ale w sumie... Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Narkotyki tłumaczyły by tę nienaturalną atmosferę panującą w restauracji... Dziwnego szefa, który jest tak miły, że aż to nienaturalne, bo wie, że dowiem się prędzej czy później, a nie chce bym powiedział o tym policji.
- Naprawdę? Nie wierzę...
Nevan wzruszył ramionami.
- Też się dziwiłem, dopóki nie zauważyłem, jak ktoś na zapleczu daje jakąś strunówkę z białym proszkiem jednemu z naszych klientów.
Na chwilę zamilkliśmy obydwaj.
- A mówiłeś o tym ojcu czy on o tym wie?
Nevan spuścił głowę i głośno przełknął ślinę.
- To pomysł taty, on wie o tym. Ale jeszcze nie wie, że wiem ja.
Zdziwiłem się, niepierwszy już raz dzisiaj. Czyżby Nevan coś kombinował? Chciał specjalnie wydać ojca? A może sam zajmuje się handlem i chce z tym skończyć? O co tu chodziło?
- Chcę zemścić się na nim. Chcę żeby trafił do więzienia. - mówił, był bardzo zdenerwowany, a spojrzenie miał bardzo wrogie, jakby chciał kogoś zabić. - Pomożesz mi?
- W jaki sposób?
- Wiem, że kumplujesz się z policjantami. Ja załatwię dowody, a ty tylko powiesz tym, co trzeba i już.
Dla niego ten plan wydawał się taki prosty, ale nie dla mnie. Cała ta sytuacja była jakaś taka... dziwna, niezrozumiała.Popatrzyłem Nevanowi prosto w oczy, nie wydawał się żartować. Mówił całkiem serio. Dlaczego ja mam taką tendencję do pakowania się w kłopoty? Nie wiem. Nie mogłem sobie znaleźć normalnej pracy? W której tylko bym pracował, a nie dodatkowo bawił się w detektywa i donosiciela? Otóż nie, bo wtedy moje życie było by zbyt łatwe i zbyt piękne.
- Niech ci będzie. - powiedział bez żadnych emocji.
Nevan widocznie się ucieszył. Ciekawe, dlaczego aż tak bardzo pragnął zemsty na swoim ojcu. Co takiego musiało się stać, że aż tak go nienawidzi? Wcześniej tego nie zauważałem, ale teraz, jestem pewny, że go nienawidzi z całego serca. Uznałem, że chyba nie chcę znać więcej szczegółów i nie pytałem o przyczynę konfliktu. To tylko dodatkowo skomplikowało by sprawę.
- Więc kiedy zaczynamy naszą "sprawę"? - zapytałem i upiłem ostatni łyk piwa.
- Jak najszybciej. To w końcu musi się skończyć. Liczę na ciebie.
Nevan stwierdził, że musi już iść. Nie zatrzymywałem go. Położyłem jakiś banknot na stole i wyszedłem tuż za nim.
Byłem już w połowie drogi do domu, gdy otrzymałem wiadomość SMS. Z nadzieją, że to od Isabel, wyjąłem telefon z kieszeni katany.Twoja ukochana. Zdziwiłem się, bo nie mam zapisanego takiego kontaktu, ani numeru. Odczytałem treść.
KOCHANIE. Kolacja stygnie. Gdzie jesteś? Max, ile można na Ciebie czekać?!Ale Jay jest głupi! On to ma pomysły... Kochanie? On to już nic beze mnie nie umie zrobić. Nawet na chwilę go samego nie można zostawić, bo się biedny nudzi. No w sumie to nie taka chwila... Prawie cały dzień mnie nie ma, ale czy ja jestem jego nianią? W sumie odpowiedź na to pytanie nie jest taka łatwa. Uśmiechnąłem się pod nosem, kopnąłem jakiś kamyk i przyśpieszyłem kroku. Liczyłem, że monopolowy będzie jeszcze otwarty...
Hahahahaha. Dobre, co nie? Widzę oczami wyobraźni twoją minę. Też cię kocham, a tak na serio, to chodź do domu. Zaraz mecz. Kup piwo.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, wiem. Miałam dodać wcześniej. Miałam też wyjaśnić przyczyny morderstwa Kelsey, ale Wy mnie znacie. Wiecie, że lubię Was trzymać w niepewności.
Jak już wiecie, założyłam nowego bloga. Nie wiem w jakim celu, ale to się wytnie ;D
Ale to opowiadanie pozostaje numerem jeden. Już wystarczająco je zaniedbałam w tym miesiącu.
To do następnego ♥
PS. Przepraszam za ewentualne błędy.