czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 11

"WIELKA ORKIESTRA ŚWIĄTECZNEJ PRZEMOCY"
~Kelsey
     Chodziłam po domu to w tą, to z powrotem. Czas wolno płynął. Zawsze tak było - czas dłużył mi się wtedy, gdy nie było przy mnie Tom'a, bo gdy byłam z nim, doba trwała dwie godziny. Spojrzałam na zegarek. Była już szesnasta. Stwierdziłam, że powinnam już zacząć się szykować. Poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą. Osuszyłam ją ręcznikiem i po chwili szukałam tuszu do rzęs w mojej kosmetyczce. Cały makijaż zajął mi jakieś dwadzieścia minut. Nie lubiłam się malować, robiłam to tylko na specjalne okazje, a dzisiejszy wieczór z pewnością miał do takich okazji należał. Mój makijaż był delikatny, nie lubiłam mocnego makijażu, a poza tym nie pasował on do mojej urody. Uśmiechnęłam się lekko do mojego lustrzanego dobicia i wyszłam z łazienki. Czas wybrać sukienkę! Stanęłam przed szafą i powolnie otworzyłam ją. Moim oczom ukazało się około dwudziestu sukienek, każda w innym kolorze. A ja miałam wybrać tą jedyną. Ciężkie zadanie przede mną. Stałam w bezruchu i wpatrywałam się w ubrania. Ostatecznie zdecydowałam się na czerwoną sukienkę przed kolano. Klasyka. Nie była jakaś specjalna, ale była to pierwsza sukienka, którą dostałam od Tom'a. Założyłam sukienkę, buty nie były już problemem. Włosy związałam w lekkiego koka. Podeszłam do lustra, gdzie się przyjrzałam i stwierdziłam, że wyglądam całkiem dobrze.
     Spojrzałam na zegarek. Siedemnasta. Jak zwykle szybko się wyszykowałam i teraz chodziłam po domu w tą i z powrotem. Nudziło mi się, więc chwyciłam za telefon i wybrałam numer do miłości mego życia. Łudziłam się, że może skończył wcześniej i odbierze. Jak widać nadzieja matką głupich. Usiadłam w sypialni na łóżku i włączyłam telewizor. Choć mało interesowało mnie to, co w niej nadają. Sięgnęłam po album z moimi i Tom'a zdjęciami. Zaczęłam je oglądać po raz tysięczny, ale dalej oglądanie fotografii z najlepszych chwil spędzonych razem. Nagle usłyszałam trzask rozbijającego się o podłogę szkła. Wystraszyłam się. Dźwięki ewidentnie dochodziły z salonu, a ja przecież byłam w sypialni! To oznaczało, że ktoś jest w domu! Bałam się. Serce zaczęło szybciej bić. Pewnym ruchem ręki zamknęłam album i wstałam. Powoli wyszłam z pokoju. Na środku salonu leżał rozbity wazon, mój ulubiony. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było.
 - Jest tu kto? - krzyknęłam.
 - Ja jestem, kochanie. - mówił jakiś nieznajomy głos za mną.
Odwróciłam się. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Mężczyzna stojący naprzeciw mnie uderzył mnie czymś w głowę. Bolało, bardzo bolało. Zemdlałam.
     Otworzyłam oczy z trudem. Głowa strasznie mnie bolała, prawdopodobnie miałam rozciętą skórę, bo dostałam szklaną butelką. Po chwili zorientowałam się, że jestem związana, lecz nadal byłam w moim domu. Odwróciłam głowę, za mną stał mężczyzna, teraz już miał kominiarkę, ale z tego co pamiętam - miał zielone oczy i chyba był blondynem. Spojrzałam na niego pytającym, a zarazem błagalnym spojrzeniem.
 - Zaraz cię stąd zabiorę, spokojnie. - powiedział, jak gdyby nic.
Dostrzegłam, że w ręku trzyma mój telefon. Klikał jakieś klawisze, chyba pisał SMSa.
 - Tom Parker, wysłane. - powiedział.
Zdziwiłam się. On wysłał SMSa z mojego telefonu do Tom'a. Ciekawe, co w nim napisał. Tępo patrzyłam w podłogę i rozmyślałam. Mężczyzna stanął przede mną.
 - Idziemy. - powiedział i zaczął rozplątywać sznury, którymi byłam związana.
 - Nigdzie z tobą nie idę. - odpyskowałam się, jak dziecko, które obraziło się na mamę tylko dlatego, że zabrała mu ulubioną zabawkę.
Mężczyzna wyjął z kieszeni nóż. Szybko zaczęłam żałować tego, co powiedziałam parę sekund wcześniej. Przyłożył mi nóż do gardła i zaczął po nim "jeździć". Czułam, jak strumień krwi cieknie po mojej szyi. Mężczyzna ponownie czymś mnie uderzył. Powoli traciłam przytomność. Ale czułam, że wziął mnie na ręce i gdzieś niósł. Nie próbowałam nawet się stawiać, bo wiedziałam, że mogę tylko pogorszyć swoją dostatecznie już beznadziejną sytuację. Ostatecznie zemdlałam.
     Obudziłam się w miejscu dotychczas mi nieznanym. W sumie nie zdziwiło mnie to. To była jakaś opuszczona hala w stanie bardzo surowym. Ściany były szare, bo straciły swój dawny kolor. Miejsce było okropne. Byłam związana... znowu. Ręce miałam przywiązane do filaru, pod którym siedziałam. Na nogach nie miałam butów, za to miałam sznury... Czułam zimno. Podkurczyłam nogi. Usta miałam zeklejone taśmą. Nawet nie chciałam myśleć, jak wtedy wyglądałam. To i tak nie miało znaczenia. Po chwili wrócił mężczyna, który jak zgadywałam, był się załatwić, gdyż miał rozpięty rozporek. Stanął przede mną w lekkim rozkroku i posłał mi głupi uśmieszek. Z chęcią kopnęła bym go w kostkę, ale nie mogłam... Mężczyzna złapał się za kieszeń i powoli wyciągnął z niej broń. Pistolet. Wziął go do ręki, kilka razy obrócił. Aż ostatecznie wymierzył nim w moim kierunku. Po moim ciele przebiegł dreszcz. Kucnął przy mnie, cały czas trzymając pistolet wycelowany w moją stronę. Pociągnął za spust. Zamknęłam oczy... Zamknęłam oczy na zawsze, bo wiedziałam, że już nigdy ich nie otworzę. Umarłam, Kula trafiła prosto w serce, ale otrzymałam jeszcze jedną "kulkę" pewnie tak dla pewności. Każdy jest prze­kona­ny, że je­go śmierć będzie końcem świata. Nie wie­rzy, że będzie to ko­niec tyl­ko i wyłącznie je­go świata...  Mój świat właśnie dobiegł końca.
Śmierć jest mi­nimum. Mi­nimum wszys­tkiego. Pod­czas tych godzin, gdy jes­teś tak blis­ko dru­giej oso­by, z dwoj­ga niemal sta­jecie się jed­nym... Mi­nimum... Miłość jest śmier­cią: śmier­cią odrębności, śmier­cią dys­tansu, śmier­cią cza­su. W trzy­maniu się z chłopakiem za ręce naj­piękniej­sze jest to, że po chwi­li za­pomi­nasz, która ręka jest Two­ja. Za­pomi­nasz, że są dwie, nie jedna.  

CIĄG DALSZY NASTĄPI... 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, Kelsey nie żyje, nie zmartwychwstanie. [*]
Ale powiem Wam, że Kelsey jeszcze wystąpi w tym opowiadaniu.
Strasznie ciężko pisało mi się ten rozdział. Stwierdzam, że to najtrudniejszy rozdział, jaki w ogóle pisałam.
Czekam na Wasze opinie.

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 10

"PIERŚCIONEK, SZNUR I KREW"
~Tom
     Obudziły mnie promienie słońca, które wkradły się przez okno do sypialni. Otworzyłem oczy. W moich objęciach słodko spała jeszcze Kelsey. Wyglądała uroczo. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ją kochałem. Pocałowałem ją w policzek i starałem się jakoś wywinąć z naszego uścisku. A to nie było takie łatwe, jak mogło by się wydawać. Kelsey była uparta, a gdy spała to już całkiem... Ale i tak ją kochałem. Uśmiechnąłem się w zasadzie to chyba sam do siebie i powolnie wyszedłem z łóżka. Poszedłem do łazienki. Oparłem ręce o zlew i spojrzałem w lustrzane odbicie.
 - Dziś ciężki dzień w pracy. - powiedziałem.
Wziąłem do ręki szczoteczkę do zębów, nałożyłem na nią niewielką ilość pasty i zacząłem szczotkować zęby. Przemyłem wodą twarz i przeczesałem palcami włosy.Wyszedłem z łazienki, a pod drzwiami czekała na mnie Kelsey. Założyła mi ręce na ramiona i wpiła się w moje usta. Namiętny pocałunek.
 - Mam niespodziankę dla ciebie. - powiedziała, po czym poszła do kuchni.
Uśmiechnąłem się zadziornie.
 - Nie zdążę zjeść śniadania. - powiedziałem.
 - Ale o 19 punktualnie jesteś w domu. - uśmiechnęła się, po czym znów mnie pocałowała.
Dziś mieliśmy drugą rocznicę naszego związku. Nawet nie wiem kiedy to zleciało. Jednego byłem pewien - to były najlepsze dwa lata w moim życiu.
     Szybko się ubrałem, pocałowałem Kelsey na pożegnanie i wyszedłem z domu. Odwróciłem się i popatrzyłem na drzwi, a konkretnie na wisząca tabliczkę na nich.
Kelsey Hardwick & Thomas Parker
Myśl, że już niedługo nie będzie tego napisu, tylko będzie Kelesy & Thomas Parkerowie była cudowna. Cieszyłem się na samą myśl, że Kelsey zostanie moją żoną. Znaczy ona powie sakramentalne "tak"? Jeśli nie - to obiecuję, że się zabiję.
     Zaczynałem od wizyty domowej. Dzwoniła do mnie jakaś kobieta, mówiła, że to strasznie pilne. Oczywiście, zgodziłem się przyjść. Szybko dotarłem do pacjentki, bo mieszkała niedaleko mojego domu.
 - Dzień dobry. - przywitałem się.
Kobieta mniej więcej koło trzydziestki, w średnim wieku, zaprowadziła mnie do największego pokoju w całym mieszkaniu. Na łóżku siedziała skulona, niemalże w kłębek starsza pani. Popatrzyła się na mnie, jednak jej wzrok był tępy. Była nieobecna. Wyglądała na bardzo słabą.
 - Gdyby mogła pani na chwilkę wyjść. - poprosiłem jej córkę.
Po chwili kobieta zniknęła w głębi domu. Popatrzyłem na kobietę i wyjąłem z mojej torby lateksowe rękawiczki, nałożyłem je na obie dłonie. Z tego, co mówiła mi kobieta przez telefon - jej matka miała amputację palca, jednak rana źle się zrosła i nastąpiły komplikacje. Powoli odwinąłem bandaż z nogi, nie był to przyjemny widok. Od razu wiedziałem dlaczego kobieta jest tak słaba. Gangrena, postępująca gangrena. Gdyby jeszcze parę dni - mogła, by już nie żyć. Zawołałem córkę tej pani. Poinformowałem ją o wszystkim. Obiecałem też, że zajmę się jej matką najlepiej, jak tylko potrafię. Ta kobieta musi mieć jak najszybciej amputowaną nogę. Czas ma znaczenie.Szybko wyjąłem telefon i zadzwoniłem do szpitala. Podałem adres i poprosiłem, aby jak najszybciej przyjechała tutaj karetka. Pacjentka wymagała natychmiastowej amputacji nogi.
     Operacja przebiegła pomyślnie. Być może dzięki mojej interwencji? Lubiłem podbudowywać swoje ego w ten sposób. Miałem jeszcze parę innych zabiegów, ale nic poważniejszego. Po skończonej ostatniej operacji poszedłem do łazienki, gdzie umyłem ręce i przebrałem się. Pożegnałem się z kolegami i opuściłem budynek. Spojrzałem na zegarek. Była dokładnie 17:17. Pomyślałem życzenie, a było nim usłyszenie "Tak" dziś od Kelsey. Miałem nadzieję, że najlepszy jubiler w Dublinie jeszcze nie zamknął swojego sklepu. Nie myliłem się. Szybko wszedłem do sklepu, oparłem się o gablotę w poszukiwaniu idealnego pierścionka zaręczynowego. Po długim wpatrywaniu się w setki pierścionków, dojrzałem ten dla niej. Był idealny. Srebrny, bo Kelsey nie przepadała za złotem, z średniej wielkości brylantem. Od razu mi się spodobał. Poprosiłem o niego. Sprzedawca wyjął pierścionek z gabloty i zapakował do czerwonego pudełeczka. Wyjąłem z portfela należytą kwotę i podałem pieniądze sprzedawcy. Uśmiechnął się delikatnie. Pożegnałem się i wyszedłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjąłem z kieszeni, bo poczułem, że dostałem SMSa.
Tom, proszę przyjedź najszybciej jak tylko możesz. Ktoś jest w domu.
SMS był oczywiście od Kelsey. Wystraszyłem się. Kto mógł być w domu? Zacząłem biec. Biegłem, ile tylko sił w nogach. Myśl, że może jej się coś stać była okropna. Pod domem znalazłem się po dziesięciu minutach biegu. Starłem ręką pot z czoła i wszedłem do domu. Było cicho. Światło było zgaszone, więc szybko je zapaliłem, bo z moją koordynacją ruchową zaraz bym na coś wpadł, a wolałem tego uniknąć. Dopiero, gdy zapaliłem światło, dostrzegłem ślady krwi. Z coraz to większym przerażeniem powoli wszedłem w głąb domu. Wszędzie była krew. Poprzewracane krzesła i sznur. Również cały we krwi. Czułem, jak moje serce zaczęło bić tak, jakby zaraz miało wyskoczyć. Zrobiło mi się na chwilę słabo, ale zaraz otrzeźwiałem. Przeszedłem po całym mieszkaniu. Nigdzie nie było Kelsey. Gdzie ona była? Nerwowo wystukałem jej numer na telefonie, ale nie odbierała. Usiadłem na kanapie. Łzy same leciały...

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale nie mam sił, ani najmniejszych chęci. Pisanie już nie sprawia mi takiej przyjemności, jak kiedyś. Mam nadzieję, że niedługo mi to minie. 
O rozdziale się nie wypowiem, bo nie pozwalacie mi się wypowiadać na ten temat xD
Nie wiem kiedy next.

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 9

"NOWE ŻYCIE"
~Max
     Wyjrzałem przez okno. Taksówka stała już pod domem. Podszedłem do Isabel i pomogłem jej wstać. Była bardzo słaba, ale musiała być dzielna! Chociaż widać było choćby po jej zachowaniu. Brzydziła się tego dziecka... Prawdę mówiąc - nie miałem pojęcia jak ona się czuje. Ale na pewno nie było to dla niej przyjemne. Być w ciąży z własnym ojcem... Jakaś masakra! A jej ojciec miał szczęście, że go już nie było, gdy przyszedłem, bo chyba bym mu coś zrobił. Nie rozumiałem tego... Jak można gwałcić własne dziecko?! Czy to mało jest burdeli? Tam nie można?! Tylko robić coś takiego własnemu dziecku... Trzeba być potworem, a nie człowiekiem...
     Pokonaliśmy odległość od sypialni do taksówki w jakieś pięć minut. No z ciężarnymi, a w dodatku, które zaczynają rodzić to raczej się nie pobiega. Pomogłem jej wsiąść do auta, po czym sam wsiadłem. 
 - Do najbliższego szpitala! - krzyknąłem i trzasnąłem drzwiami.
 - Porodzik? - uśmiechnął się kierowca. - Już drugi w mojej karierze. - nie skomentowałem.
Siedziałem z przodu, a Isabel na tylnym siedzeniu. Cały czas się do niej odwracałem i robiłem jakieś głupie miny, by trochę ją rozweselić. Jednak na nic się zdały moje starania, bo ona nawet nie zwracała na mnie uwagi.
 - Powiedz jej, że ją kochasz. - wtrącił taksówkarz. - I że to dziecko też kochasz - dodał.
W tym momencie Isabel zaczęła płakać. A ja zacząłem winić się za to, że wybrałem tą, a nie inną korporację. I nie było to szlochanie, ona normalnie beczała.
 - Będzie dobrze. Nie płacz. - lekko się uśmiechnąłem.
     Do szpitala dojechaliśmy w pięć minut. Nie było korków. Na całe szczęście taksówkarz już się więcej nie odzywał. Z trudem przychodziło mi patrzenie na to, jak Isabel zalewa się łzami i to na dodatek przez jej własnego ojca. Isabel szybko posadzili na wózku i zawieźli w głąb szpitala. Nietrudno się domyślić, że na porodówkę. Mnie natomiast zasypano gradobiciem pytań. Jakieś ankiety... Papierkowa robota... Zawahałem się przy rubryce drugiej. Tak. Szybko wymiękłem. "Nazwisko". Uświadomiłem sobie, jak mało wiem o tej dziewczynie. Zastanawiałem się dosyć długo, aż w końcu przyszła pielęgniarka i zlustrowała mnie dość nieprzyjemnym spojrzeniem. Długo nie myśląc w rubryce NAZWISKO wpisałem George. Resztę w sumie też wypełniłem niezgodnie z prawdą, ale cóż mogłem poradzić?
     Siedziałem na korytarzu. Byłem zmęczony, ale i martwiłem się. Oby nie było żadnych powikłań. Wszystko będzie dobrze. Byłem już naprawdę zmęczony tym dniem. Wyjąłem z kieszeni telefon, o którym istnieniu zapomniałem. O dziwo, nie miałem żadnych nieodebranych połączeń. Ta praca była na serio dziwna... Nikt nie zauważył mojej nieobecności przez dobre trzy godziny?! To było dziwne, tak samo jak cała ta praca. Mijały godziny, a poród dalej trwał. Zdawałem sobie sprawę, że urodzenie dziecka nie trwa pięć minut, ale siedziałem w szpitalu już jakieś trzy godziny. Na dworze powoli zapadał zmrok. Ostatnio coraz szybciej zapada zmrok... Nie mogę już siedzieć. Wstałem i ruszyłem w stronę automatu. Mocna kawa! Tak, to powinno postawić mnie na nogi. Wyciągnąłem gorący napój z maszyny i upiłem łyk. Od razu poczułem się lepiej, Ale to uczucie nie trwało długo... Zapomniałem, że nic dziś nie jadłem. Kawa wywołała u mnie zawroty głowy, kołatanie serca i jeszcze ręce zaczęły mi drżeć. Oparłem się o ścianę i zacząłem głęboko oddychać. Mój organizm trochę się uspokoił, co nie oznaczało, że wrócił do normy. Powoli odepchnąłem się od ściany, Szedłem korytarzem. Na miejscu, na którym wcześniej ja siedziałem, teraz siedział jakiś mężczyzna. Był starszy, około pięćdziesiątki, ale nie wyglądał bardzo staro. Swoją drogą ciekawe jaka jest definicja starości. Przecież nie ma jakiejś określonej granicy między młodością a starością.
 - Szczęśliwy tatuś? - zapytał mężczyzna.
Przewróciłem oczami i przytaknąłem.
 - A pan? - zapytałem i próbowałem lekko się uśmiechnąć, ale chyba niezbyt mi się to udawało.
 - Czekam na córkę. Isabel, właśnie rodzi.
Coś się we mnie zagotowało. Isabel, właśnie rodzi. Te słowa bez przerwy krążyły po mojej głowie i zarazem wzbudzały we mnie jeszcze większe wzburzenie. Zdałem sobie sprawę z tego, że naprzeciw mnie siedzi ojciec Isabel i zarazem ojciec jej dziecka. Teraz jego widok powodował moje obrzydzenie.
 - Ale w sensie, że czeka pan na córkę, która rodzi czy na córkę, którą ma urodzić? - zapytałem.
Jego mina była po prostu bezcenna, nie wiedział co ma powiedzieć. Był zaskoczony choćby tym, że Isabel nie milczała w tej sprawie. Zmierzył mnie wzrokiem. Jego wzrok był okropny, aż przeszły mnie dreszcze. Odwróciłem się na pięcie i postawiłem krok do przodu. Poczułem jego oddech na karku. Odwróciłem się nerwowo i upadłem. Dlaczego?! Dostałem pięścią prosto w twarz i to tak, że nie miałem jakichkolwiek szans, by się obronić! Złapałem się za czoło. Miałem rozcięty łuk brwiowy. Na moich palcach widniała krew. Nawet nie chciałem myśleć jak teraz wyglądam. Szybko się podniosłem i wymierzyłem prawy sierpowy w przeciwnika. Ależ cudownym uczuciem było patrzeć jak z jego warg sączy się krew. Podszedłem i wymierzyłem kolejny cios.
 - Co panowie robią? - pielęgniarka zauważyła naszą bójkę i szybko nas rozdzieliła.
Nie czułem skruchy, ani nic w tym rodzaju. Moim zdaniem zasłużył na jeszcze większy ból niż ja mu sprawiłem. I nie mówię nawet o  bólu fizycznym. Nie. Zdecydowanie gorszym bólem jest ból psychiczny i on na takowy zasłużył. Powinien cierpieć...
     Spojrzałem na telefon. Była już godzina dwudziesta. Dostałem SMS.
Spotkajmy się jutro o 15. W "Rose and Rose". Na pewno wiesz, gdzie to jest. Mam dla Ciebie ciekawe wiadomości. Do jutra. Nevan
No niech mu będzie. Ponownie włożyłem telefon do kieszeni. Podszedł do mnie lekarz. Podniosłem powoli wzrok.
 - Gratuluję. - powiedział - Ma pan córkę. Może pan iść do żony. - oświadczył.
 - Ale...
 - Niech pan nic nie mówi, tylko do nich idzie. - uśmiechnął się i zniknął gdzieś w głębi korytarza.
Po pierwsze - to nie moje dziecko. Po drugie - to nie moja żona. Chociaż... może chciałbym aby kiedyś nią była. Pielęgniarka pokierowała mnie do sali, w której leżała Isabel. Delikatnie zapukałem i wszedłem. Leżała, a przy niej jej córeczka. Obie były takie bezbronne. Uśmiechnąłem się lekko.
 - Pocałuj mnie. - nakazała Isabel.
To dla mnie rozkaz! Podszedłem i nachyliłem się nad nią ostrożnie, po czym złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek.
 - Zapiekujesz się nami? - powiedziała ze łzami w oczach.
 - Oczywiście. - ponownie ją pocałowałem.
Pytała co stało mi się w brew, ale uznałem, że nie powiem jej prawdy... Tak będzie lepiej...

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mi się ten rozdział nie podoba -,-
Jest mi trochę smutno, że pod ostatnim była 11 komentarzy a pod przedostatnim aż 17 ;/
Tak więc CZYTASZ + KOMENTUJESZ ;>
Miałam dodać jutro, ale dodaje z okazji Walentynek xD
KOCHAM WAS <3
Do następnego ;*

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 8

"DZIWNE MIEJSCE PRACY"
~Max
     Bałem się. Bałem się, że przez dziewczynę, której praktycznie nie znam, mogę zaprzepaścić szansę na pracę. Ba! Na wymarzoną pracę. Taka szansa mogła się już długo nie powtórzyć. Przyspieszyłem kroku. Modliłem się, by mnie przyjęli.
 - Dzień dobry! - wbiegłem zdyszany do restauracji.
Wszystkie oczy zwrócone były wtedy na mnie. Serce biło mi jak oszalałe. Z czegoś w rodzaju zaplecza wyszedł gruby, starszy facet. Był łysy, tak jak ja. Gdy starsza wersja mnie stanęła przede mną i wyciągnęła rękę, dotarło do mnie, że to szef, właściciel tej restauracji. Przestraszyłem się tego, co mogę zaraz usłyszeć.
 - To ty jesteś Max George? - spytał.
Wyglądał na niezadowolonego. Skinąłem głową.
 - Witam na pokładzie. - uśmiechnął się starszy pan.
 - Ale... ale - zacząłem się jąkać.
 - Spóźnienie? Cóż... Każdemu może się zdarzyć.
Nie rozumiałem tej sytuacji... Spóźniłem się ponad pół godziny, a mimo to zostałem przyjęty do pracy? To było dziwne... Kto normalny tak robi?
     Po chwili oprowadzone mnie po kuchni, zapoznano z resztą personelu. Wszyscy byli dla mnie mili, aż za mili... Całe to miejsce przepełnione było jakąś dziwną atmosferą. Każdy był dla siebie miły. To było wręcz nienaturalne. Dziwnie się tam czułem. Bardzo nieswojo. Podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie. Całkiem ładny widok. Po chwili poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Mechanicznie się odwróciłem. Jakiś chłopak. Młody blondyn. Dotychczas go tu nie widziałem.
 - Jestem Nevan. - przedstawił się.
Lekko się uśmiecham. Nevan okazuje się być synem właściciela. Jest całkiem miły.
 - Musimy się spotkać. Musisz o czymś wiedzieć, bo to nie jest normalne miejsce. - powiedział i zniknął gdzieś w tłumie gości.
Położył nacisk na słowo normalne. Coś tu ewidentnie nie grało. Miałem nadzieję, że on mi powie co.
     Dziś pierwszy dzień w pracy. Nie ukrywam, że trochę się boję. Nie boję się samej pracy, tylko tamtego miejsca. Powolnie wstałem z łóżka i poczłapałem do łazienki. Umyłem zęby i twarz. Ogoliłem się. Założyłem koszulkę w paski, spodnie i Conversy. Spryskałem się perfumami i wyszedłem. Zmierzałem drogą, którą pokonywałem po raz drugi, ale i nie ostatni. Zatrzymałem się przed drzwiami. Miałem mieszane uczucia, ale ostatecznie pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Rozejrzałem się po sali. Było jakoś dziwnie pusto. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem w stronę kuchni. Tam to się dopiero działo! Wszystkie palniki były zajęte. Gotowały się różne smakołyki, których zapach unosił się po całej kuchni. Na blacie leżał czarny fartuch, jak się domyśliłem, był on dla mnie. Założyłem go i szybko wziąłem się do roboty. Z każdą minutą przybywało zamówień i z każdą minutą robiłem się coraz bardziej zmęczony.
     Otarłem pot z czoła i wyszedłem na świeże powietrze, ponieważ zaczęła się przerwa. W pobliżu był kiosk, więc poszedłem po papierosy.  Z kieszeni wyciągnąłem jakieś drobne i podałem kioskarzowi, a w zamian za to otrzymałem mentolowe Route 66. Wyjąłem zapalniczkę i odpaliłem jednego. Zaciągnąłem się. Wiedziałem, że papierosy niszczą mi zdrowie, ale tylko one mogły postawić mnie na nogi, zwłaszcza teraz, gdy ledwo żyję... Ta praca jest naprawdę męcząca. Rzuciłem peta na ziemię, po czym go zdeptałem. Poczułem jakąś wibrację w kieszeni, co oznaczało iż dostałem SMS'a. Pośpiesznie wyjąłem go z kieszeni, bo moja przerwa za chwilę się skończy.
Max, błagam Cię. Przyjedź do mnie, szybko! Mój ojciec u mnie jest. Znów chce mnie zgwałcić. A mi się już zaczynają skurcze. Bądź szybko. To niedaleko tej restauracji, do której wtedy szedłeś. Dom jednorodzinny, zielony...
Ręce mimowolnie zaczęły mi się trząść. Nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony praca, a z drugiej Isabel. Mam mętlik w głowie. Taka mała II wojna światowa tyle, że myśli i na dodatek w mojej głowie. Zdecydowałem. Z tej pracy i tak mnie pewnie wyleją,a Isabel... Jest narażona nie niebezpieczeństwo, i to poważne.
     W domu Isabel znajduje się po kwadransie. Stukałem do drzwi, ale nikt nie otwiera. Rozejrzałem się dookoła. Przyklęknąłem i uniosłem do góry wycieraczkę. Bingo! Jest tam klucz. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Usłyszałem płacz dziewczyny, chyba z sypialni. Szybko tam pobiegłem.
 - On tu był. - zanosi się płaczem jeszcze bardziej.
 - Zrobił ci coś? - zapytałem.
Kiwnęła przecząco głową. Objąłem ją. Po chwili moja koszulka była cała mokra od łez. Poszedłem do kuchni, by zrobić jej coś do picia.
 - To się chyba zaczęło. - mówiła spanikowana, gdy wróciłem.
 - Ale co? - syknąłem, bo kubek był gorący.
 - Rodzę! - krzyknęła.
W tym momencie upuściłem kubek z herbatą. Płyn rozlał się na dywan w krwisto czerwonym kolorze. W oczach dziewczyny widać było smutek, ale i panikę. Wyjąłem szybko telefon z kieszeni i wybrałem numer najlepszej korporacji taksówkarskiej. Obiecali, że będą za niecałe 10 minut. Pomogłem Isabel wstać. Patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem...

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po pierwsze to przepraszam, że tak długo nie dodawałam. Teraz postaram się regularnie - mniej więcej raz w tygodniu.
Dziękuje za wszystkie nominacje, na które nie zasłużyłam. Mam prośbę, abyście już mnie nie nominowali, bo na razie mam do napisania 77 faktów o sobie, a nie mam na to czasu. A chyba wolicie rozdział niż fakty, które i tak Was nie obchodzą?
Po prawej stronie bloga macie nicki informowanych o notkach na Twitterze, jeśli kogoś jeszcze mam informować to napiszcie w komentarzu ;)
I mam też zaległości na kilku blogach, więc zostawcie mi w komentarzu linki, jeśli jeszcze Wam nie skometowałam. ;D
To chyba tyle ;)
Widzicie? Nie powiedziałam nic na temat, jaki moim zdaniem jest rozdział xD Robię postępy ;)
A tymczasem odmeldowuję się ;>
Do następnego ♥

niedziela, 3 lutego 2013

The Versatile Blogger

Nie wiem za bardzo co to, ale niech Wam będzie. Zostałam nominowana przez 4 osoby.  Dziękuje Wam za to, ale uważam, że na to nie zasłużyłam. Całe to opowiadanie jest nie takie, jak chciałam, aby było. Zapomniałam! Ja się podobno nie znam, więc się już nie odzywam. Ale i tak wiem swoje ;P

Dobra teraz fakty o mnie. Naprawdę nie wiem co mam napisać, ani czy kogoś to w ogóle onchodzi, no ale dobrze.
1. Do #TWFanmily należę od około roku. To jedyne czego w życiu nie żałuję. Moja historia z The WANTED tak, na dobre, zaczęła się od Warzone.
2. Mam niską samoocenę. (Chyba wszyscy to piszą XD) Ale to przez to, że byłam wyśmiewana przez innych już od najmłodszych lat i to oni są temu winni...
3. Nie mam najlepszego przyjaciela. Nie ma też osoby, która zna mnie "na wylot". Może to przez to, że jestem zamknięta w sobie, a może przez to, że nie zawsze mówię to, co myślę.
4. Jestem mało lubianą osobą... W sumie to się nie dziwię -,-
5. Uwielbiam czytać kryminały. Już wiecie dlaczego je pisze xD To opowiadanie jest bardziej "ulepszone", bo szkic napisałam mając 11 lat. (4 lata temu o.O)
6. Jestem bardzo leniwa, dlatego tak rzadko coś dodaję. Przy okazji - myślę, że do piątku wyrobię się z rozdziałem, bo póki co nawet nie zaczęłam go pisać.
7. Jak miałam 3 lata i byłam na szczepieniu to krzyczałam do pielegniarki "To boli, suko."
Ten ostatni to po to, żeby nie było tak zamulająco.

Teraz trzeba znominować blogi. ;3 Kolejność przypadkowa, bo mam tyle naotwiranych kart, że masakra xD

1. Blog by magical
To jest mój Twój ulubiony blog ;3 Czekam, aż dodasz tam rozdział i dziękuje za nominację.
2. Blog by Jestę Sufitę
Nie wiem, czy można nominować tego, co mnie nominował, ale ponoć zasady są po to, by je łamać ;D A poza tym nie mogłam się oprzeć, bo wielbię tego bloga na kolanach ^^
3. Blog by I ♥ Nathan
Kocham Twojego bloga i czekam aż dodasz tam rozdział. Wiem, co teraz myślisz. Że jestem upierdliwa do granic możliwości. No jestem, jestem. Dodaj rozdział, a przestanę xD
4. Blog by Just xD
Za bardzo nie wiedziałam, który z Twoich zajebsitych blogów nominować, ale zdecydowałam się na ten xD Kocham Twoje opowiadania ;)
5. Blog by Sykesówna ♥
Uwielbiam ten blog i czekam na drugi rozdział ;')
6. Blog by Sykesland
Kolejny mój ukochany blog ;D
7. Blog by Megi ;*
Mów co chcesz, ja tego bloga kocham i tyle ;P Czekam na rozdział ;)

Przepraszam, że tylko siedem, ale nie chce mi się więcej szukać, bo moim zdaniem każdy blog zasługuję na tą nagrodę. ;D