piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 15

"WIERZYSZ W DUCHY?"
~Tom
     Ogromną trudność sprawiało mi otworzenie oczu. Jednak na promienie słoneczne zawsze można liczyć. Powoli zwlekłem się z łóżka. Nie byłem wyspany. Nikt by nie był po takim dniu, ale musiałem się jakoś ogarnąć. Muszę przecież jechać zidentyfikować jej zwłoki. Cholernie się tego boję. Boję się tego widoku. Boję się jak zareaguję. Bałem się wszystkiego, całej tej sytuacji. To nie było dla mnie łatwe. Otarłem łzę, która mimowolnie ciekła mi po policzku. Nie chciałem płakać, nie lubiłem tego robić, ale w tej chwili - było to niezależne ode mnie. Emocje brały górę. Każdy by pewnie płakał... Śmierć jest trudna... Zwłaszcza bliskiej osoby. Jedni mówią, że to koniec świata, a tak naprawdę jest to koniec świata tylko tej osoby, której śmierć dotyka...
     Otworzyłem laptopa, by sprawdzić pocztę. Dawno tego nie robiłem, a w sumie powinien poinformować kogoś, że nie będzie mnie w pracy. Zalogowałem się. Miałem 17 nowych wiadomości. Oczywiście połowa z nich była spamem, więc automatycznie je wyrzuciłem. Jedna przykuła moją uwagę.Otworzyłem wiadomość. Tego adresu e-mail wcześniej nie znałem, ale był dopisek PRZECZYTAJ, TO WAŻNE! Moim oczom ukazał się artykuł gazety "The Sun".
NARZECZONA NAJLEPSZEGO CHIRURGA ZOSTAŁA ZAMORDOWANA!
Moje oczy zrobiły się niemalże jak dwa wielkie spodki. Zainteresowany i zaintrygowany czytałem dalej.
Kelsey Hardwick - narzeczona Thomasa Parkera, czyli najlepszego chirurga w Dublinie została zamordowana. Jej ciało zostało znalezione w starej, opustoszałej hali. Zabita strzałem z pistoletu. Pech chciał, że kula trafiła jej prosto w serce. Jak nietrudno się zatem domyślić - zgon nastąpił natychmiastowo.Nieznane jednak w dalszym ciągu pozostają przyczyny jej morderstwa. Sprawca również nie został dotychczas złapany przez policję. Czy zginęła przez przypadek? A może ktoś zlecił to morderstwo? A może było to samobójstwo? Tego jeszcze nie wiemy, ale się dowiemy. Współczujemy panu Parkerowi. Kondolencje.
Dla "The Sun" pisał Nathan Sykes
Czyli, że wiedzą już w prasie? Że wiedzą media? Cudownie... Zaczną się jakieś wywiady, pytania o to, jak się czuje, współczucia. Udawane pocieszania... Stop! Nie chcę tego. Dam sobie z tym radę... Jakoś chyba dam... Nie jest mi potrzebne czyjeś gadanie, że Bóg tak chciał albo, że takie jest życie i zabiera czasem osoby, które powinny żyć, a zostawia te, które zasługują na śmierć.
     Muszę się jakoś ogarnąć. Idąc do łazienki zabieram jakieś czyste ubrania. Zdjąłem z siebie ubrania i wszedłem pod prysznic. Strumienie wody oblewały mnie zewsząd. To mnie wyciszyło. Wyszedłem i zacząłem wycierać ręcznikiem mokre ciało. Odruchowo spojrzałem w lustro. Było zaparowane, lecz po chwili zaczęły pojawiać się na nim jakieś litery. Na lustrze widniał napis Zabito nie tylko mnie, ale i nasze dziecko. Mrugnąłem, by sprawdzić, czy przypadkiem nie śnię. Ale nie. To była rzeczywistość, jawa. To się działo naprawdę. Czy to duch Kelsey? Nie rozumiałem... Chyba tylko przez to, że wciąż dziwiłem się temu, jak powstał ten napis, wciąż nie docierało do mnie, że Kelsey była w ciąży... No właśnie! Była w ciąży! Ktoś nie zabił tylko mojego świata... Ktoś był na tyle podły, że zabił jeszcze mój drugi świat, który jeszcze się nie narodził...Miałem ochotę zabić tą osobę. Z każdą sekundą narastała we mnie nienawiść. Była ona w pełni uzasadniona, ale nie umiałem nad nią panować.
Ludzie są bez­bor­nni wo­bec lo­su, są ofiara­mi cza­su. I włas­nych uczuć.
Zasinąłem pięść i całą siłą uderzyłem nią w lustro. Pękło na miliony kawałeczków. Taka metafora. Lustro rozbiło się na miliony drobnych kawałeczków tak, jak ja rozbijam się z każdym dniem coraz bardziej. Jedno jest pewne - miłość do Kelsey we mnie nigdy nie umrze. Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć.  Życie było niesprawiedliwe. A może mówię tylko tak, by w jakiś sposób się pocieszyć? Może życie właśnie jest sprawiedliwe i wymierza słuszne wyroki? Może życie to sędzia sumienny i sprawiedliwy? W każdym razie ten sąd zabrał mi moje szczęście. Już nigdy nie będę szczęśliwy, nie będę potrafił. Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro? 
     Wyszedłem z łazienki i poszedłem po jakiś bandaż. Ręka mnie nie bolała, a nawet jeśli ten ból był do zniesienia, najgorszy był ból psychiczny... Na niego bandaż nie pomagał... Przemyłem rękę wodą utlenioną, syknąłem nieco z bólu i owinąłem ją bandażem. Wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Patrzyłem na zdjęcie Kelsey. Wspomnienia zaczęły gwałtownie powracać, znaczy one nie powracały, przecież ja cały czas pamiętałem... W pewnym momencie dostrzegłem, że na stoliku leży koperta, czarna. Rozejrzałem się dookoła, lecz nikogo nie zauważyłem. To było dziwne... W moim domu są duchy, czy jak? Czułem, jak dostaję gęsiej skórki na całym ciele. Momentalnie moje ręce zrobiły się strasznie zimne. Drżącą ręką sięgnąłem po kopertę, z nieufnością ją otworzyłem. List. Anonim.
To Ty jesteś winien śmierci swojej dziewczyny. Ty sam. Sam jej wymierzyłeś taką karę. Trzeba było uważac w przeszłości. A tak? Jej już nie ma, ale jesteś jeszcze Ty... Za błędy młodości płaci się najwyższą cenę...
~Życzliwy
Nic nie zrozumiałem z tego listu. Kompletnie nic. Ja zawiniłem? Czym? Co ja takiego zrobiłem? W przeszłości? Nic teraz nie przychodzi mi na myśl... Nie wiem, co takiego zrobiłem, że aż tak surową karę poniosła za to Kelsey. Wziąłem do ręki telefon, chciałem wybrać numer do tego policjanta, a na ekranie wyświetlił się napis
Teraz nie pamiętasz? Lepiej sobie przypomnij! Może chcesz jakąś wskazówkę, podpowiedź? Dam ci ją. Sprawa sprzed pięciu lat. Twoja pierwsza operacja, a raczej asysta.... Już wiesz?
Naprawdę niczego się nie domyślałem. Cała ta sytuacja była chora. W moim domu były duchy? Dlaczego? Kelsey rozumiem, ale ten drugi? O co w tym chodziło? Zaczynam się bać, co się ze mną dzieje... Może to moja wyobraźnia? Może to z tęsknoty? Chyba powoli zaczynam wariować... Moje zachowanie odbiegało od normy. Chociaż co było normą? Nie ma jednej definicji "normy". Dla jednego normą będzie wybijanie szyb u jubilera, a dla drugiego obgryzanie paznokic... Dla mnie normą teraz stanie się chyba strach, natarczywe myśli i duchy?!

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Proszę bardzo, oto rozdział ;) Jak się podoba? ;D
Miał być dłuższy, ale tak jakoś... mi się co nieco skasowało xD
I od razu mówię, że Tom będzie miał teraz ciężkie życie ^^
Lubie to napięcie xD
Jestem po egzaminach, powiem Wam, że je zawaliłam, ale pojawiły się nowe pomysły co do opowiadania ;>
Do nexta ;*
Dziękuję za wytrwałość w czekaniu ;3

środa, 10 kwietnia 2013

Zawieszenie

Tak, wiem co chcecie powiedzieć.
Że jak to?
Tak szybko?
To opowiadanie to dopiero początek, a Ty już je zawieszasz.
Ma tak mało rozdziałów...
Robi się coraz ciekawiej...
Chcemy wiedzieć co z Max'em, co z Tom'em...
Tak, wiem...
Serdecznie Was za to przepraszam.
Ale mam coś na swoją obronę.
1. Mam dużo nauki.
2. Niedługo testy i w związku z tym mamy dodatkowe lekcje itp.
3. Obowiązki w domu.
4. Po prostu to wszystko mnie trochę przerosło.
Najszybciej mogę dodać coś za jakieś dwa tygodnie, po testach, ale nic Wam nie obiecuję. W każdym bądź razie - w maju NA PEWNO będzie rozdział ;)
Liczę na Waszą wyrozumiałość.
Wasza Kinga ♥

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 14

"NOWE OBLICZE MAX'A"
~Siva
     Jay nerwowo chodził po całym mieszkaniu. Zaczęło mnie to już powoli denerwować. Ile można patrzeć jak ktoś wchodzi w tą i z powrotem? Oczopląsu można dostać. Było już dosyć późno, a Max'a dalej nie było. Ale miał do tego prawo. Mógł wychodzić gdzie mu się tylko podobało, był przecież dorosły. Ale świadczyło o tym tylko to, że ukończył osiemnaście lat, bo mimo tego, że miał dużo więcej lat, nie zachowywał się, jak człowiek dorosły... To takie moje zdanie, z którym niekoniecznie Jay się zgadzał. Loczek uważał Max'a za cały swój świat, za najlepszego przyjaciela. Ale też bym się chyba tak zachowywał, gdyby ktoś mnie uratował. Jay miał wtedy siedemnaście lat. Próbował popełnić samobójstwo, bo w wypadku samochodowym zginęła jego dziewczyna. Ona była całym jego światem. Jay wtedy wziął niezliczoną ilość jakichś tabletek, nie pamiętam na co one były. Był sam w domu. Ale Max postanowił przyjść do niego, bo przypomniało mu się, że zostawił u niego w torbie papierosy. Gdyby nie Max... Nawet nie chcę myśleć, do czego by doszło. Tą historię znam z opowieści Maximiliana. Jay nigdy nie miał odwagi, by mi o tym powiedzieć, ale ja mu się nie dziwię. Nic dziwnego, że teraz martwi się o Łysego. W końcu zawdzięcza mu życie.
 - Spokojnie, przecież zaraz przyjdzie. - próbowałem uspokoić przyjaciela.
 - Ale... ja się o niego martwię. - dukał Jay.
 - Wiem. - starałem się go zrozumieć. - Mecz się jeszcze nie zaczął. - zmieniłem temat, a osoba, która zmienia temat nosi miano trolla. Czy ja jestem trollem? Moje myśli są nader interesujące.
     Nagle rozległ się wielki trzask, a to mogło oznaczać tylko jedno - Łysy wrócił. Zajrzał do salonu. Wyglądał na bardzo zmęczonego. W ręku trzymał reklamówkę, którą mechanicznym ruchem ręki podał mi. Zajrzałem do środka. Czteropak piwa. No, to ja rozumiem. Można mecz oglądać!
 - To co? Oglądamy?
Max nagle zrobił się poważny, a właściwie był poważny odkąd wrócił.
 - Ja nie dam rady. Idę się położyć. - powiedział i zniknął gdzieś w korytarzu.
Wymieniłem spojrzenia z Jay'em, który posmutniał. Max był jakiś inny, jak nie on. Bez słowa sobie poszedł. Przecież byliśmy przyjaciółmi, mógł powiedzieć, gdzie był i jak minął mu dzień. Przecież o wiele nie prosiliśmy.
     Obejrzeliśmy mecz. Jakiejś wielkiej rewelacji nie było. Remis. Manchester United coś ostatnio słabiej gra, to niedobrze wróży. Jay usnął na kanapie, w sumie to nawet nie wiem kiedy. Uznałem, że za późno już, by wracać do domu i poszedłem do sypialni Jay'a i tak mu teraz nie jest potrzebna, skoro woli spać w salonie... Niech wie co traci. Byłem zmęczony, nie wiem czym, ale odczuwałem okropne zmęczenie, jak rzadko. Zdjąłem buty, położyłem je koło łóżka i bezwładnie opadłem na nie. Przez chwilę wpatrywałem się tępo w sufit, a potem zasnąłem.
 - Seev, wstawaj! - potrząsał moimi ramionami i darł się do mojego ucha Jay.
 - Już, chwila. Co się w ogóle dzieje? - przetarłem ręką oczy i spojrzałem na zegarek.
Szósta rano, a on mnie budzi i to w taki sposób... Co za człowiek... Podszedłem do lustra, stwierdziłem, iż wyglądam fatalnie. Zmęczenie ma zły wpływ na mnie, a przede wszystkim na mój wygląd. Potrzebuję spokoju, a zwłaszcza moja twarz go potrzebuje. Ale tutaj odpoczynek nie wydaje mi się możliwy. W lustrze zauważyłem wpatrującego się we mnie Jay'a. O Boże! On tu nadal stoi?!
 - No powiesz wreszcie co się stało? - mówiłem, albo raczej krzyczałem...
 - Max zniknął. - powiedział spokojnie Jay.
Jak to cholera jasna zniknął? Co się z nim dzieje ostatnio? Jest coraz bardziej tajemniczy. Gdzie podziewa się nasz dawny Max? Wygadany, otwarty, żartobliwy? Ktoś go ukradł? Porwał dla okupu? Czy może to jakaś zemsta? Albo nauczka? Żebyśmy go doceniali takim, jakim jest? Byśmy zobaczyli jego inne oblicze? Zbyt wiele pytań. Zbyt mało odpowiedzi.
 - Jak zginął? Jay, to niemożliwe. - starałem się w jakiś sposób ożywić panującą wówczas, niemalże grobową, atmosferę.
 - To nie jest śmieszne. Nigdzie go nie ma. Nie zostawił nic. żadnej kartki, słowa wyjaśnienie. Jego telefon nie odpowiada. Śmiej się, ale ja się o niego martwię, czy ci się to podoba, czy nie
Jay wyglądał na bardzo przygnębionego. Usiadł na skraju łóżka i skrył twarz w dłoniach. Usiadłem obok niego. Nie wiedziałem jak się mam zachować. Nie dziwiłem się wcale zachowaniu Loczka. Tak się nie postępuje...
      Wyszedłem z pokoju. Stanąłem na środku korytarzu i wpatrywałem się w drzwi do pokoju Łysego. Jay stał tuż za mną. Położył mi rękę na ramieniu. 
 - Myślisz o tym samym, co ja? - szepnął mi do ucha. 
Nie odpowiedziałem. Po prostu podszedłem drzwi i je otworzyłem. Miałem trochę wyrzuty sumienia, bo przecież zaraz będę naruszał prywatność mojego przyjaciela. Ale... chrzanić etykę i zasady! Niepewnym ruchem pchnąłem drzwi i wszedłem do środka.
 - A czego mamy tak w ogóle szukać?
 - Nie wiem.
Chodziłem po pokoju i podnosiłem każdy przedmiot. Otwierałem każdą szafkę. otwierałem wszystkie szuflady... Ale to jak szukanie igły w stogu siana. Tyle, że jak szukasz igły, to wiesz chociaż, że szukasz igły. A my nawet nie wiemy, co jest naszą igłą. 
 - Mam coś! - krzyknął Jay.
Odwróciłem się w jego stronę. W ręce trzymał kopertę. Popatrzył na mnie tak, jakby oczekiwał zgody na jej otworzenie. Potrząsnąłem głową w oznace zgody. Otworzył. W kopercie było zdjęcie. Jay chwilę się w nie wpatrywał, po chwili odwrócił je na drugą stronę. Chyba coś tam było napisane. Po chwili otrzymałem zdjęcie. Widniała na nim jakaś kobieta z dzieckiem. Zdziwiłem się. Nie znałem tej kobiety, sądząc po minie Jay'a - on też nie. Ale znaliśmy już przyczynę takiej zmiany zachowania Maximiliana... Na odwrocie zdjęcia widniał napis  
CO RAZ WEŹMIESZ DO SERCA, ZOSTANIE W NIM NA ZAWSZE. Isabel.
I wszystko jasne. Max jest zakochany i kto wie, czy to dziecko nie jest jego... A ja dalej twierdzę, że on mógł nam o wszystkim powiedzieć. Jesteśmy kumplami, traktujemy, przynajmniej ja, go jak rodzinę. Na pewno byśmy mu jakoś pomogli, wsparli, ale on stchórzył. Nie wiem czy nie chce powiedzieć nam prawdy, czy po prostu się boi. 
 - Myślisz, że to jego dziecko? - pytał Loczek.
Wzruszyłem ramionami. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Nie wiadomo, czy Max je znał. A co dopiero ja... Usiadłem na podłodze po turecku i patrzyłem na zdjęcie. Nie ukrywam. Bolało mnie to, w jaki sposób postąpił George. Myślałem, że on nam ufa. Chyba jednak się myliłem... Jay wyszedł z pokoju. Zaczął dzwonić jego telefon. Zawołałem go, bo dźwięk dzwonka to piosenka Coldplay, nie wiem czemu, ale jakoś ten zespół działa mi na nerwy, ale dla Jay'a to cały świat. Szybko przyszedł i odebrał. 
 - Max dzwonił. - mówił Jay.
Na jego twarzy małowało się coś jakby zdziwienie, zaciekawienie.
 - Mówi, że ma dla nas sprawę. - powiedział.
Wymieniliśmy spojrzenia i zaczęliśmy się ubierać.

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~   
Nawet nie ocenię, bo próbuję się oduczyć wypowiadania się na temat tego, co piszę.
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale jestem leniwa i teraz dużo nauki.
Jeśli mam u Was zaległości z rozdziałami, to napiszcie w komentarzy ;)
Czekam na Wasze opinie ;)