"KTO W DZISIEJSZYCH CZASACH JESZCZE KOCHA?"
~Isabel
Leżałam w tym szpitalu i myślałam, że oszaleję. Ta cała sytuacja nie była mi na rękę. Nie podobało mi się tam. Zresztą komu normalnemu podobało by się w szpitalu? I to tuż po porodzie? No właśnie... To przynosili to zabierali mi moją Yvonne. Nie powiem, kochałam ją. Była moim dzieckiem, to ja nosiłam ją pod sercem, to ja można powiedzieć, byłam jej domem, przez te kilka miesięcy. Ale mimo wszystko były sytuacje, że gdy o niej myślałam, wzbierało we mnie obrzydzenie. Myśl, o tym, kto jest jej ojcem była okropna. Mój ojciec jest zarazem jej ojcem. To przecież tak jakbym... była matką własnej siostry. Przecież w to się aż wierzyć nie chce... Ale mimo wszystko kochałam ją. Nie potrafiłabym odrzucić jej, a zwłaszcza teraz. Teraz, gdy jest przy mnie Max, będzie już dobrze. A przynajmniej powinno. Trzeba w to wierzyć. Bo ponoć nadzieja umiera ostatnia, tak słyszałam...
Do mojej sali weszła pielęgniarka. Po raz kolejny bez pukania. Już miałam jej zwrócić, ale w porę oddała mi dziecko i nieco mnie tym uspokoiła. Wiem, że nie byłam u siebie, ale mimo wszystko jakaś namiastka normalności, prywatności i przyzwoitości z jej strony by się przydała. Że o kulturze nie wspomnę... Ale, no cóż nie można przecież wymagać za wiele. Położyłam delikatnie obok mnie maleństwo i wpatrywałam się w nią. Przypominała mi ojca. I to bardzo. Za bardzo. Miała takie same oczy, chyba to mnie w jej wyglądzie najbardziej przerażało. Gdy ona zaczynała płakać, co jak wiadomo zdarzało się często, miała to same spojrzenie, jak on. Pełne nienawiści, przerażające, mrożące krew w żyłach, wtedy wiedziałam, że zaraz zgwałci mnie po raz kolejny. Starałam się o tym zapomnieć, ale teraz ona mi o tym przypominała, i będzie mi o tym przypominać już do końca moich dni. Zresztą czegoś takiego nie da się zapomnieć. Można próbować, ale to się nie uda. Gdy już zapomnisz, to wspomnienia wrócą w najmniej oczekiwanej przez ciebie chwili, na dodatek ze zdwojoną siłą. We mnie ta skaza zostanie już na zawsze. Jej się nie da wymazać. Myślałam nad jakąś terapią, wizytą u psychologa czy czymś takim, ale nigdy się na to nie zdobyłam. Nie potrafiłabym tak przyjść w umówionym dniu, o umówionej godzinie i w umówionym miejscu, usiąść i zacząć opowiadać jak mój ojciec mnie gwałcił. To nie jest nic przyjemnego. A poza tym psycholog zaczął by pewnie opowiadać, że to nie jest moja wina, że nie powinnam szukać jakiegoś błędu, czegoś czymś go do tego zachęciłam do tego. Takie pieprzenie, które nie daje efektu, do myślenia też nie daje, bo on ci wszystko powie, bo przecież wie najlepiej, bo nie po to chodził na studia, jego rodzice za nie płacili, on spał kątem u znajomych, żebyś ty wielce skrzywdzona przyszła mu tam napieprzać i gadać, że ty to wiesz, skoro on ma ułożone formułki i nimi operuje. To nie dla mnie. Jak będę chciała posłuchać takiego gadania, to sobie obejrzę film psychologiczny albo jakiś inny o tematyce takiej, jak moje życie i więcej się zapewne z niego dowiem, niż z tej wizyty. Takie jest życie. Brutalne. Ale nic na to nie można poradzić. Można próbować, ale jak ktoś urodził się nieszczęśliwy, tak jak ja, to pozostanie taki do końca życia. Ktoś musi cierpieć, żeby te wszystkie gwiazdy, prezesi wielkich firm, ludzie sukcesu mieli w życiu dobrze. Taka już jest kolej losu. Tak działa ta machina, zwana przeznaczeniem. W sumie z życiem jest jak z kasynem, raz masz szczęście i zgarniasz wszystko, a drugim razem tracisz wszystko i musisz to odbudowywać. Ten sam mechanizm.
Z moich rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Trzy razy i drzwi się otworzyły. Nie musiałam mówić 'proszę', tu naprawdę nie ma zasad, o kulturze chyba też nie słyszano. W drzwiach stanął dobrze zbudowany, przystojny mężczyzna. Nevan. Mój były chłopak. Zerwaliśmy około dziesięć miesięcy temu, może nawet więcej. Tym bardziej nie rozumiem powodu jego wizyty. Przyjrzałam mu się dokładnie. Nic się nie zmienił. Przynajmniej z wyglądu. Nadal miał blond grzywkę zaczesaną do góry, dalej chodził tylko i wyłącznie w koszulach i nadal nosił trampki Converse, które kupiłam mu na urodziny. Myślałam, że etap z nim w moim życiu jest na dobre zamknięty. Myliłam się. Gdy go zobaczyłam poczułam jakieś dziwne ściskanie w żołądku, ale nie były to motylki, raczej zdziwienie, że go widzę. Wysłałam mu pytające spojrzenie, najwidoczniej nie miałam przy tym zbyt tęgiej miny, bo od razu się skrzywił i zmarszczył brwi. Usiadł tuż przy moim łóżku. Był coraz bliżej, a ja czułam się coraz bardziej niepewnie i nieswojo. W sumie to nie chciałabym, żeby Max teraz wpadł w odwiedziny. Nie chciałabym się tłumaczyć...
- To twoja córeczka? - zapytał cicho.
Usłyszałam jego głos, wspomnienia coraz bardziej zaczęły wracać. Mówił cicho, tak jak wtedy kiedy chciał popełnić samobójstwo. Mówił resztkami sił, czuł, że tabletki zaczynają działać. Wziął ich wtedy mnóstwo. Nie wiedziałam, co mam robić i zadzwoniłam po pogotowie. Dlaczego chciał się zabić? Dowiedziałam się, że mnie zdradzał. Z wieloma. Na dodatek ćpał, ja ćpałam z nim, ale nie w takich ilościach... Bolało, jak się o tym wszystkim dowiedziałam. Najbardziej bolał jednak widok jego, jak już prawie umierał. Sama tego chciałam. Powtarzałam mu, że jeśli chce coś jeszcze dla mnie zrobić, to niech się zabije. Wziął to na serio. Potem dzwonił. Ale ja nie potrafiłam z nim rozmawiać. Odrzucałam za każdym razem. W pewnym momencie odpuścił. Aż do dziś...
- Nie, koleżanki. Poszła do monopolowego i prosiła, żebym jej córki popilnowała.
Nie umiałam inaczej. On mnie okłamywał. Sarkazm był jedynym sposobem, bym zniosła jakoś rozmowę z nim.
- Wiem, że nie chcesz, żebym tu był. Ale... ja nie umiem już żyć. Żyć bez ciebie. Kocham cię, rozumiesz? Chcę być z tobą, zmieniłem się, naprawdę.
- Miałabym w to uwierzyć?
Nie chciałam w to wierzyć, ale... On miał w sobie to coś, czym zawsze moje serce stawało się jakby miększe i przyzwalało na to, co on mówi. Tego w sobie nienawidziłam. Że emocje brały górę nad rozumem.
- Naprawdę się zmieniłem. Obiecuję ci, że nigdy już nie zdradzę cię, ani nic innego. Już nie ćpam, możesz mnie przeszukać. - wskazał na kieszeń w koszuli.
Nie wiedziałam, czy mam mu wierzyć. Chciałabym, żeby ktoś mnie w tej chwili uszczypnął i żeby okazało się, że to jednak sen.
- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? - jego oczy zaszkliły się.
Zdziwiłam się, bo on nigdy nie płakał. Nigdy! A teraz wyglądał, jakby naprawdę miał się rozpłakać, nie udawał. Wystawił rękę w moją stronę, podwinął rękaw od koszuli, ukazując nadgarstek, na którym widniało moje imię!
- Coś ty zrobił? - krzyknęłam i Yvonne zaczęła płakać.
- Skoro nie mogę mieć cię naprawdę przy sobie, to mam chociaż twoje imię. - uśmiechnął się - Mogę? - powiedział pokazując na małą.
Skinęłam głową, choć niechętnie.
- Ona może być moja? - zapytał.
- Nie! - znów krzyknęłam.
W mojej głowie panowała jakaś wojna. Tysiące myśli biło się ze sobą.
- Chyba nie... - powiedziałam po chwili, bo zwątpiłam...
Nawet nie wiem kiedy, złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam. On odłożył małą i pochylił się przy mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował! Odwzajemniłam ten pocałunek... Naprawdę nie wiem dlaczego. Poczułam, że jednak ta miłość zbyt wiele przeszła, by umrzeć. Trwaliśmy chwilę w pocałunku, dopóki mi nie zadzwonił telefon. Max. Co ja mu miała powiedzieć? Ja go nie kocham... Nie kocham Max'a! Za krótko go znam. Ja go tylko lubię. Ale trudno, pogram nim trochę. A konkretniej jego uczuciami, moimi bawiono się całe życie, teraz ja pobawię się czyimiś...
Do mojej sali weszła pielęgniarka. Po raz kolejny bez pukania. Już miałam jej zwrócić, ale w porę oddała mi dziecko i nieco mnie tym uspokoiła. Wiem, że nie byłam u siebie, ale mimo wszystko jakaś namiastka normalności, prywatności i przyzwoitości z jej strony by się przydała. Że o kulturze nie wspomnę... Ale, no cóż nie można przecież wymagać za wiele. Położyłam delikatnie obok mnie maleństwo i wpatrywałam się w nią. Przypominała mi ojca. I to bardzo. Za bardzo. Miała takie same oczy, chyba to mnie w jej wyglądzie najbardziej przerażało. Gdy ona zaczynała płakać, co jak wiadomo zdarzało się często, miała to same spojrzenie, jak on. Pełne nienawiści, przerażające, mrożące krew w żyłach, wtedy wiedziałam, że zaraz zgwałci mnie po raz kolejny. Starałam się o tym zapomnieć, ale teraz ona mi o tym przypominała, i będzie mi o tym przypominać już do końca moich dni. Zresztą czegoś takiego nie da się zapomnieć. Można próbować, ale to się nie uda. Gdy już zapomnisz, to wspomnienia wrócą w najmniej oczekiwanej przez ciebie chwili, na dodatek ze zdwojoną siłą. We mnie ta skaza zostanie już na zawsze. Jej się nie da wymazać. Myślałam nad jakąś terapią, wizytą u psychologa czy czymś takim, ale nigdy się na to nie zdobyłam. Nie potrafiłabym tak przyjść w umówionym dniu, o umówionej godzinie i w umówionym miejscu, usiąść i zacząć opowiadać jak mój ojciec mnie gwałcił. To nie jest nic przyjemnego. A poza tym psycholog zaczął by pewnie opowiadać, że to nie jest moja wina, że nie powinnam szukać jakiegoś błędu, czegoś czymś go do tego zachęciłam do tego. Takie pieprzenie, które nie daje efektu, do myślenia też nie daje, bo on ci wszystko powie, bo przecież wie najlepiej, bo nie po to chodził na studia, jego rodzice za nie płacili, on spał kątem u znajomych, żebyś ty wielce skrzywdzona przyszła mu tam napieprzać i gadać, że ty to wiesz, skoro on ma ułożone formułki i nimi operuje. To nie dla mnie. Jak będę chciała posłuchać takiego gadania, to sobie obejrzę film psychologiczny albo jakiś inny o tematyce takiej, jak moje życie i więcej się zapewne z niego dowiem, niż z tej wizyty. Takie jest życie. Brutalne. Ale nic na to nie można poradzić. Można próbować, ale jak ktoś urodził się nieszczęśliwy, tak jak ja, to pozostanie taki do końca życia. Ktoś musi cierpieć, żeby te wszystkie gwiazdy, prezesi wielkich firm, ludzie sukcesu mieli w życiu dobrze. Taka już jest kolej losu. Tak działa ta machina, zwana przeznaczeniem. W sumie z życiem jest jak z kasynem, raz masz szczęście i zgarniasz wszystko, a drugim razem tracisz wszystko i musisz to odbudowywać. Ten sam mechanizm.
Z moich rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Trzy razy i drzwi się otworzyły. Nie musiałam mówić 'proszę', tu naprawdę nie ma zasad, o kulturze chyba też nie słyszano. W drzwiach stanął dobrze zbudowany, przystojny mężczyzna. Nevan. Mój były chłopak. Zerwaliśmy około dziesięć miesięcy temu, może nawet więcej. Tym bardziej nie rozumiem powodu jego wizyty. Przyjrzałam mu się dokładnie. Nic się nie zmienił. Przynajmniej z wyglądu. Nadal miał blond grzywkę zaczesaną do góry, dalej chodził tylko i wyłącznie w koszulach i nadal nosił trampki Converse, które kupiłam mu na urodziny. Myślałam, że etap z nim w moim życiu jest na dobre zamknięty. Myliłam się. Gdy go zobaczyłam poczułam jakieś dziwne ściskanie w żołądku, ale nie były to motylki, raczej zdziwienie, że go widzę. Wysłałam mu pytające spojrzenie, najwidoczniej nie miałam przy tym zbyt tęgiej miny, bo od razu się skrzywił i zmarszczył brwi. Usiadł tuż przy moim łóżku. Był coraz bliżej, a ja czułam się coraz bardziej niepewnie i nieswojo. W sumie to nie chciałabym, żeby Max teraz wpadł w odwiedziny. Nie chciałabym się tłumaczyć...
- To twoja córeczka? - zapytał cicho.
Usłyszałam jego głos, wspomnienia coraz bardziej zaczęły wracać. Mówił cicho, tak jak wtedy kiedy chciał popełnić samobójstwo. Mówił resztkami sił, czuł, że tabletki zaczynają działać. Wziął ich wtedy mnóstwo. Nie wiedziałam, co mam robić i zadzwoniłam po pogotowie. Dlaczego chciał się zabić? Dowiedziałam się, że mnie zdradzał. Z wieloma. Na dodatek ćpał, ja ćpałam z nim, ale nie w takich ilościach... Bolało, jak się o tym wszystkim dowiedziałam. Najbardziej bolał jednak widok jego, jak już prawie umierał. Sama tego chciałam. Powtarzałam mu, że jeśli chce coś jeszcze dla mnie zrobić, to niech się zabije. Wziął to na serio. Potem dzwonił. Ale ja nie potrafiłam z nim rozmawiać. Odrzucałam za każdym razem. W pewnym momencie odpuścił. Aż do dziś...
- Nie, koleżanki. Poszła do monopolowego i prosiła, żebym jej córki popilnowała.
Nie umiałam inaczej. On mnie okłamywał. Sarkazm był jedynym sposobem, bym zniosła jakoś rozmowę z nim.
- Wiem, że nie chcesz, żebym tu był. Ale... ja nie umiem już żyć. Żyć bez ciebie. Kocham cię, rozumiesz? Chcę być z tobą, zmieniłem się, naprawdę.
- Miałabym w to uwierzyć?
Nie chciałam w to wierzyć, ale... On miał w sobie to coś, czym zawsze moje serce stawało się jakby miększe i przyzwalało na to, co on mówi. Tego w sobie nienawidziłam. Że emocje brały górę nad rozumem.
- Naprawdę się zmieniłem. Obiecuję ci, że nigdy już nie zdradzę cię, ani nic innego. Już nie ćpam, możesz mnie przeszukać. - wskazał na kieszeń w koszuli.
Nie wiedziałam, czy mam mu wierzyć. Chciałabym, żeby ktoś mnie w tej chwili uszczypnął i żeby okazało się, że to jednak sen.
- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? - jego oczy zaszkliły się.
Zdziwiłam się, bo on nigdy nie płakał. Nigdy! A teraz wyglądał, jakby naprawdę miał się rozpłakać, nie udawał. Wystawił rękę w moją stronę, podwinął rękaw od koszuli, ukazując nadgarstek, na którym widniało moje imię!
- Coś ty zrobił? - krzyknęłam i Yvonne zaczęła płakać.
- Skoro nie mogę mieć cię naprawdę przy sobie, to mam chociaż twoje imię. - uśmiechnął się - Mogę? - powiedział pokazując na małą.
Skinęłam głową, choć niechętnie.
- Ona może być moja? - zapytał.
- Nie! - znów krzyknęłam.
W mojej głowie panowała jakaś wojna. Tysiące myśli biło się ze sobą.
- Chyba nie... - powiedziałam po chwili, bo zwątpiłam...
Nawet nie wiem kiedy, złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam. On odłożył małą i pochylił się przy mnie. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował! Odwzajemniłam ten pocałunek... Naprawdę nie wiem dlaczego. Poczułam, że jednak ta miłość zbyt wiele przeszła, by umrzeć. Trwaliśmy chwilę w pocałunku, dopóki mi nie zadzwonił telefon. Max. Co ja mu miała powiedzieć? Ja go nie kocham... Nie kocham Max'a! Za krótko go znam. Ja go tylko lubię. Ale trudno, pogram nim trochę. A konkretniej jego uczuciami, moimi bawiono się całe życie, teraz ja pobawię się czyimiś...
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że Was nie uprzedziłam, że Isabel jednak nie kocha Max'a... No tak jakoś wyszło.
A szczerze - kto zdziwiony? :)
Łatwo mi się go pisało, naprawdę, jak rzadko. Chociaż ciężko było zmienić perspektywę, bo pisałam cały czas o Parkerze. Dlatego nie zdecydowałam się jeszcze na rozdział oczami Max'a, tylko Isabel :)
Ale chyba nie wyszło aż tak źle? :D
Mam mnóstwo pomysłów na to opowiadanie, więc prawdopodobnie 50 rozdziałów to minimum, ile będzie miało :)
Może być więcej, ale to już zależy od Was i od mojej głowy :)
To do następnego :*