"WIELKA ORKIESTRA ŚWIĄTECZNEJ PRZEMOCY"
~Kelsey
Chodziłam po domu to w tą, to z powrotem. Czas wolno płynął. Zawsze tak było - czas dłużył mi się wtedy, gdy nie było przy mnie Tom'a, bo gdy byłam z nim, doba trwała dwie godziny. Spojrzałam na zegarek. Była już szesnasta. Stwierdziłam, że powinnam już zacząć się szykować. Poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą. Osuszyłam ją ręcznikiem i po chwili szukałam tuszu do rzęs w mojej kosmetyczce. Cały makijaż zajął mi jakieś dwadzieścia minut. Nie lubiłam się malować, robiłam to tylko na specjalne okazje, a dzisiejszy wieczór z pewnością miał do takich okazji należał. Mój makijaż był delikatny, nie lubiłam mocnego makijażu, a poza tym nie pasował on do mojej urody. Uśmiechnęłam się lekko do mojego lustrzanego dobicia i wyszłam z łazienki. Czas wybrać sukienkę! Stanęłam przed szafą i powolnie otworzyłam ją. Moim oczom ukazało się około dwudziestu sukienek, każda w innym kolorze. A ja miałam wybrać tą jedyną. Ciężkie zadanie przede mną. Stałam w bezruchu i wpatrywałam się w ubrania. Ostatecznie zdecydowałam się na czerwoną sukienkę przed kolano. Klasyka. Nie była jakaś specjalna, ale była to pierwsza sukienka, którą dostałam od Tom'a. Założyłam sukienkę, buty nie były już problemem. Włosy związałam w lekkiego koka. Podeszłam do lustra, gdzie się przyjrzałam i stwierdziłam, że wyglądam całkiem dobrze.
Spojrzałam na zegarek. Siedemnasta. Jak zwykle szybko się wyszykowałam i teraz chodziłam po domu w tą i z powrotem. Nudziło mi się, więc chwyciłam za telefon i wybrałam numer do miłości mego życia. Łudziłam się, że może skończył wcześniej i odbierze. Jak widać nadzieja matką głupich. Usiadłam w sypialni na łóżku i włączyłam telewizor. Choć mało interesowało mnie to, co w niej nadają. Sięgnęłam po album z moimi i Tom'a zdjęciami. Zaczęłam je oglądać po raz tysięczny, ale dalej oglądanie fotografii z najlepszych chwil spędzonych razem. Nagle usłyszałam trzask rozbijającego się o podłogę szkła. Wystraszyłam się. Dźwięki ewidentnie dochodziły z salonu, a ja przecież byłam w sypialni! To oznaczało, że ktoś jest w domu! Bałam się. Serce zaczęło szybciej bić. Pewnym ruchem ręki zamknęłam album i wstałam. Powoli wyszłam z pokoju. Na środku salonu leżał rozbity wazon, mój ulubiony. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było.
- Jest tu kto? - krzyknęłam.
- Ja jestem, kochanie. - mówił jakiś nieznajomy głos za mną.
Odwróciłam się. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Mężczyzna stojący naprzeciw mnie uderzył mnie czymś w głowę. Bolało, bardzo bolało. Zemdlałam.
Otworzyłam oczy z trudem. Głowa strasznie mnie bolała, prawdopodobnie miałam rozciętą skórę, bo dostałam szklaną butelką. Po chwili zorientowałam się, że jestem związana, lecz nadal byłam w moim domu. Odwróciłam głowę, za mną stał mężczyzna, teraz już miał kominiarkę, ale z tego co pamiętam - miał zielone oczy i chyba był blondynem. Spojrzałam na niego pytającym, a zarazem błagalnym spojrzeniem.
- Zaraz cię stąd zabiorę, spokojnie. - powiedział, jak gdyby nic.
Dostrzegłam, że w ręku trzyma mój telefon. Klikał jakieś klawisze, chyba pisał SMSa.
- Tom Parker, wysłane. - powiedział.
Zdziwiłam się. On wysłał SMSa z mojego telefonu do Tom'a. Ciekawe, co w nim napisał. Tępo patrzyłam w podłogę i rozmyślałam. Mężczyzna stanął przede mną.
- Idziemy. - powiedział i zaczął rozplątywać sznury, którymi byłam związana.
- Nigdzie z tobą nie idę. - odpyskowałam się, jak dziecko, które obraziło się na mamę tylko dlatego, że zabrała mu ulubioną zabawkę.
Mężczyzna wyjął z kieszeni nóż. Szybko zaczęłam żałować tego, co powiedziałam parę sekund wcześniej. Przyłożył mi nóż do gardła i zaczął po nim "jeździć". Czułam, jak strumień krwi cieknie po mojej szyi. Mężczyzna ponownie czymś mnie uderzył. Powoli traciłam przytomność. Ale czułam, że wziął mnie na ręce i gdzieś niósł. Nie próbowałam nawet się stawiać, bo wiedziałam, że mogę tylko pogorszyć swoją dostatecznie już beznadziejną sytuację. Ostatecznie zemdlałam.
Obudziłam się w miejscu dotychczas mi nieznanym. W sumie nie zdziwiło mnie to. To była jakaś opuszczona hala w stanie bardzo surowym. Ściany były szare, bo straciły swój dawny kolor. Miejsce było okropne. Byłam związana... znowu. Ręce miałam przywiązane do filaru, pod którym siedziałam. Na nogach nie miałam butów, za to miałam sznury... Czułam zimno. Podkurczyłam nogi. Usta miałam zeklejone taśmą. Nawet nie chciałam myśleć, jak wtedy wyglądałam. To i tak nie miało znaczenia. Po chwili wrócił mężczyna, który jak zgadywałam, był się załatwić, gdyż miał rozpięty rozporek. Stanął przede mną w lekkim rozkroku i posłał mi głupi uśmieszek. Z chęcią kopnęła bym go w kostkę, ale nie mogłam... Mężczyzna złapał się za kieszeń i powoli wyciągnął z niej broń. Pistolet. Wziął go do ręki, kilka razy obrócił. Aż ostatecznie wymierzył nim w moim kierunku. Po moim ciele przebiegł dreszcz. Kucnął przy mnie, cały czas trzymając pistolet wycelowany w moją stronę. Pociągnął za spust. Zamknęłam oczy... Zamknęłam oczy na zawsze, bo wiedziałam, że już nigdy ich nie otworzę. Umarłam, Kula trafiła prosto w serce, ale otrzymałam jeszcze jedną "kulkę" pewnie tak dla pewności. Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata... Mój świat właśnie dobiegł końca.
Śmierć jest minimum. Minimum wszystkiego. Podczas tych godzin, gdy jesteś tak blisko drugiej osoby, z dwojga niemal stajecie się jednym... Minimum... Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z chłopakiem za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna.
Spojrzałam na zegarek. Siedemnasta. Jak zwykle szybko się wyszykowałam i teraz chodziłam po domu w tą i z powrotem. Nudziło mi się, więc chwyciłam za telefon i wybrałam numer do miłości mego życia. Łudziłam się, że może skończył wcześniej i odbierze. Jak widać nadzieja matką głupich. Usiadłam w sypialni na łóżku i włączyłam telewizor. Choć mało interesowało mnie to, co w niej nadają. Sięgnęłam po album z moimi i Tom'a zdjęciami. Zaczęłam je oglądać po raz tysięczny, ale dalej oglądanie fotografii z najlepszych chwil spędzonych razem. Nagle usłyszałam trzask rozbijającego się o podłogę szkła. Wystraszyłam się. Dźwięki ewidentnie dochodziły z salonu, a ja przecież byłam w sypialni! To oznaczało, że ktoś jest w domu! Bałam się. Serce zaczęło szybciej bić. Pewnym ruchem ręki zamknęłam album i wstałam. Powoli wyszłam z pokoju. Na środku salonu leżał rozbity wazon, mój ulubiony. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było.
- Jest tu kto? - krzyknęłam.
- Ja jestem, kochanie. - mówił jakiś nieznajomy głos za mną.
Odwróciłam się. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Mężczyzna stojący naprzeciw mnie uderzył mnie czymś w głowę. Bolało, bardzo bolało. Zemdlałam.
Otworzyłam oczy z trudem. Głowa strasznie mnie bolała, prawdopodobnie miałam rozciętą skórę, bo dostałam szklaną butelką. Po chwili zorientowałam się, że jestem związana, lecz nadal byłam w moim domu. Odwróciłam głowę, za mną stał mężczyzna, teraz już miał kominiarkę, ale z tego co pamiętam - miał zielone oczy i chyba był blondynem. Spojrzałam na niego pytającym, a zarazem błagalnym spojrzeniem.
- Zaraz cię stąd zabiorę, spokojnie. - powiedział, jak gdyby nic.
Dostrzegłam, że w ręku trzyma mój telefon. Klikał jakieś klawisze, chyba pisał SMSa.
- Tom Parker, wysłane. - powiedział.
Zdziwiłam się. On wysłał SMSa z mojego telefonu do Tom'a. Ciekawe, co w nim napisał. Tępo patrzyłam w podłogę i rozmyślałam. Mężczyzna stanął przede mną.
- Idziemy. - powiedział i zaczął rozplątywać sznury, którymi byłam związana.
- Nigdzie z tobą nie idę. - odpyskowałam się, jak dziecko, które obraziło się na mamę tylko dlatego, że zabrała mu ulubioną zabawkę.
Mężczyzna wyjął z kieszeni nóż. Szybko zaczęłam żałować tego, co powiedziałam parę sekund wcześniej. Przyłożył mi nóż do gardła i zaczął po nim "jeździć". Czułam, jak strumień krwi cieknie po mojej szyi. Mężczyzna ponownie czymś mnie uderzył. Powoli traciłam przytomność. Ale czułam, że wziął mnie na ręce i gdzieś niósł. Nie próbowałam nawet się stawiać, bo wiedziałam, że mogę tylko pogorszyć swoją dostatecznie już beznadziejną sytuację. Ostatecznie zemdlałam.
Obudziłam się w miejscu dotychczas mi nieznanym. W sumie nie zdziwiło mnie to. To była jakaś opuszczona hala w stanie bardzo surowym. Ściany były szare, bo straciły swój dawny kolor. Miejsce było okropne. Byłam związana... znowu. Ręce miałam przywiązane do filaru, pod którym siedziałam. Na nogach nie miałam butów, za to miałam sznury... Czułam zimno. Podkurczyłam nogi. Usta miałam zeklejone taśmą. Nawet nie chciałam myśleć, jak wtedy wyglądałam. To i tak nie miało znaczenia. Po chwili wrócił mężczyna, który jak zgadywałam, był się załatwić, gdyż miał rozpięty rozporek. Stanął przede mną w lekkim rozkroku i posłał mi głupi uśmieszek. Z chęcią kopnęła bym go w kostkę, ale nie mogłam... Mężczyzna złapał się za kieszeń i powoli wyciągnął z niej broń. Pistolet. Wziął go do ręki, kilka razy obrócił. Aż ostatecznie wymierzył nim w moim kierunku. Po moim ciele przebiegł dreszcz. Kucnął przy mnie, cały czas trzymając pistolet wycelowany w moją stronę. Pociągnął za spust. Zamknęłam oczy... Zamknęłam oczy na zawsze, bo wiedziałam, że już nigdy ich nie otworzę. Umarłam, Kula trafiła prosto w serce, ale otrzymałam jeszcze jedną "kulkę" pewnie tak dla pewności. Każdy jest przekonany, że jego śmierć będzie końcem świata. Nie wierzy, że będzie to koniec tylko i wyłącznie jego świata... Mój świat właśnie dobiegł końca.
Śmierć jest minimum. Minimum wszystkiego. Podczas tych godzin, gdy jesteś tak blisko drugiej osoby, z dwojga niemal stajecie się jednym... Minimum... Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z chłopakiem za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, Kelsey nie żyje, nie zmartwychwstanie. [*]
Ale powiem Wam, że Kelsey jeszcze wystąpi w tym opowiadaniu.
Strasznie ciężko pisało mi się ten rozdział. Stwierdzam, że to najtrudniejszy rozdział, jaki w ogóle pisałam.
Czekam na Wasze opinie.